Idź, czyli o sztuce dzikiego i poetyckiego życia bez zgłębiania treści: piękna, barwna okładka. Zachęcający tytuł, mobilizujący zimą, bo chodzenie to dość przyjemny i darmowy sposób na zrzucenie kalorii. Nazwisko autora – kompletnie nieznane – Tomas Espedal. Po krótkim czasie już wiem, że to Norweg, dla którego chodzenie stało się inspiracją i bezpośrednią przyczyną powstania tejże książki, dedykowanej ojcu autora. Espedal to człowiek, który podróżował w garniturze i martensach, a kiedy ciążył mu plecak zwyczajnie wyrzucał z niego przybory toaletowe, książki Virginii Woolf i Thomasa Manna oraz inne zbędne rzeczy. Oto wędrowiec-myśliciel, który chce nas przekonać, że [i]dąc myśli się lepiej. Inaczej. Oto artysta, który pojmuje życie w drodze jako idyllę, jako kształcącą podróż, prowadzącą do wiedzy i wolności. Czy uda mu się do tego namówić swoich czytelników? Mając do dyspozycji swój wielki zapał do wędrowania wyrażony wylewnie na 160 stronach, ma duże szanse.

Czytaj dalej

Dagny Przybyszewska, żona sztandarowego buntownika Młodej Europy, rudowłosa piękność, inteligentna, dowcipna i pyskata. Miała w sobie jakiś magnetyzm, który nie pozwalał przejść obok niej obojętnie. Jej bardzo skomplikowany charakter nie przeszkadzał artystom berlińskiej i krakowskiej bohemy w całowaniu śladów jej stóp, w opętańczym zakochiwaniu się w niej, a co nieraz za tym idzie, w nienawidzeniu jej czasem całą duszą.

Czytaj dalej

Mimo szeregu wojen nuklearnych świat jednak się nie skończył. Gdy dogasł ogień z ostatnich barykad, nad krajem zawisł marazm. Zniszczone społeczeństwo bez nadziei trzyma w okowach silna ręka nowej władzy. Nadeszły rządy relatywizmu – dziś rację ma każdy, ale nikt nie może głośno wyrażać swojego zdania. Namawianie do czegokolwiek, niepoparte dowodami, grozi obozem pracy, rząd widzi wszystko. Żaden system nie może jednak trwać wiecznie. Rewolucja przychodzi z samego centrum świata odmieńców: młody jasnowidz z jarmarku dziwadeł popromiennych głośno przepowiada przyszłość. Traf chce, że jego wizje są prawdziwe.

Czytaj dalej

Howard Phillips Lovecraft, zwany Samotnikiem z Providence, jest jednym z niewielu autorów weird fiction, których twórczość omawia się na uczelniach wyższych. To właśnie on stworzył podwaliny opracowanej przez Augusta Derletha mitologii Cthulhu. Lovecraft był twórcą opowieści grozy najlepszego sortu, prawdziwym artystą słowa i wielkim wizjonerem. Koszmary i fantazje pokazują go od nieco innej strony – tej epistolograficznej, filozoficznej, a także…towarzyskiej.

Czytaj dalej

Zdecydowana, uparta i złośliwa od dziecka. Miała żywy temperament i bujną wyobraźnię odziedziczoną po matce. Cechowały ją silny charakter i nieugięta wola. Lubowała się w przyjemnościach. Pyszałkowata, sentymentalna, niepunktualna. Emocjonalnie oziębła, choć pełna wdzięku. Budziła podziw i strach zarazem. Twarda i nieugięta, a postrzegana jako dobrotliwa i łagodna. Pewnie dlatego, że miała talent do tworzenia wokół siebie pozytywnego rozgłosu. Oto Królowa-Matka, Elżbieta Aniela Małgorzata Bowes-Lyon. Żona Jerzego VI, matka królowej Elżbiety II i księżniczki Małgorzaty, ukochana babcia księcia Karola, prababcia księcia Williama i Henryka. Jestem świeżo po lekturze niezwykle obszernej biografii tej nieprzeciętnej kobiety. Królowa. Nieznana historia Elżbiety Bowes-Lyon została napisana przez Colin Campbell, brytyjską pisarkę, dziennikarkę, autorkę książek i artykułów o tematyce związanej z brytyjską rodziną królewską.

Czytaj dalej

Historia pokazuje, że Żydzi, którzy przeżyli Holocaust, w większości zamykali się w sobie. Niechętnie dzielili się wspomnieniami z tamtych czasów z innymi. Trudno się takim reakcjom dziwić, zważywszy, jak wielką traumą musiało być powracanie wspomnieniami do tego koszmaru, a co dopiero mówienie o nim głośno. Zresztą można by również zadać sobie pytanie, czy ktokolwiek, kto nie doświadczył go osobiście, jest w stanie zrozumieć, co przeżywali ci, których on dotknął. Jeśli więc osoby ocalałe decydowały się przełamać milczenie, robiły to po to, by dać świadectwo o tych straszliwych wydarzeniach, by pamięć o nich nie zaginęła, lecz trwała. Czytaj dalej

W latach 90’, kiedy byłem nastolatkiem, Liroy (czyli Piotr Marzec) był dla nas – to znaczy dla mnie i dla chłopaków, z którymi grałem w kosza i próbowałem pierwszych fajek (nie smakowały nam) kimś w rodzaju idola. Facetem, który w naszym języku rapował o naszych sprawach i problemach, jakby sam je przeżył! W końcu Liroy to nie tylko Scyzoryk i Scobiedooya, które, nawiasem mówiąc, były totalnymi hitami i przyniosły Liroyowi – ku niezadowoleniu naszych rodziców i nauczycielek (nauczyciele jakby mniej się tym przejmowali) – sukces mierzony w setkach tysięcy sprzedanych płyt. Album Alboom z 1995 roku tym samym stał się wówczas największym osiągnięciem komercyjnym w historii polskiego rapu.

Czytaj dalej