„W imię…” to obok „Płonących wieżowców” i „Wałęsy” jeden z najbardziej oczekiwanych premier drugiej części roku 2013. Już same zapowiedzi jakoby miaó to być film o księdzu-geju sprawiły, że w polskim światku-nie-tylko-kulturalnym zawrzało. Atmosferę zgrabnie podgrzały doniesienia zza naszej zachodniej granicy, gdzie też najnowszy film Małgośki Szumowskiej zdobył Teddy Award jako najlepszy film poświęcony tematyce LGBT na festiwalu w Berlinie. W każdym wywiadzie prasowym poświęconym filmowi zarówno Szumowska jak i Andrzej Chyra (odgrywający postać księdza Adama) musieli odpowiadać na szereg pytań o kontrowersyjną wymowę „W imię…”. Chyra doczekał się nawet wymownej okładki zatytułowanej „Między Bogiem a partnerem” na łamach tygodnika „Newsweek”. Ile w tym prawdy?

Czytaj dalej

Kinematografia belgijska dociera do naszego kraju bardzo rzadko, tym większa zasługa dystrybutorów, że zdecydowali się na wprowadzenie W kręgu miłości w reżyserii Felixa van Groeningena do naszych kin. Przypuszczam, że bardzo duże znaczenie miał fakt zdobycia przez dzieło van Groeningena nagrody głównej w sekcji Panorama na ubiegłorocznym festiwalu Berlinale. Nie zmienia to jednak faktu, że koniec wakacji to czas, kiedy po letnim okresie blockbusterów, komedii romantycznych i animacji dla dzieci, możemy się natknąć w repertuarze kinowym na interesujące dzieła, żeby wymienić chociażby Blue Jasmine w reżyserii Woody’ego Allena. Wśród nich kameralne W kręgu miłości wypada całkiem interesująco.

Czytaj dalej

Najnowszy film Woody’ego Allena musiał być nie lada zaskoczeniem dla miłośników i miłośniczek jego twórczości. Dla mnie był – do tego stopnia, że z kina wyszłam z mocno zmieszanymi uczuciami. Podejrzewam jednak, że taki właśnie był cel kultowego reżysera.

Sam tytuł filmu powinien być przestrogą – gra słów (nawiązująca do tytułu klasycznej ballady z lat trzydziestych XX wieku Blue Moon), którą można przetłumaczyć po prostu jako „smutna Jasmine”, zwiastuje dramat. Mimo to, siłą przyzwyczajenia, spodziewałam się kolejnej błyskotliwej i nietuzinkowej komedii obyczajowej. Blue Jasmine jednak trudno zaliczyć do tej kategorii. Nie umniejsza to wartości samego filmu, a jedynie wybija widza ze swoistej rutyny.

Czytaj dalej

Brakuje w naszym kraju reżyserów europejskich w wyrazie i sposobie realizacji filmów. Takich jak Kieślowski, Holland czy też Polański. Co to wezmą i miast kręcić kolejną pseudokomedię romantyczną, historyczną epopeję czy też ponurą wizję teraźniejszego życia w kochanej Ojczyźnie – nakręcą film starannie dopracowany, o dobrym scenariuszu, mówiący o sprawach fundamentalnie ważnych – językiem prostym i przystępnym. Ba, a może nawet pokuszą się o jakąś koprodukcję! Ostatnimi laty jedna Szumowska udowodniła, że nie boi się wyjść poza granice Polski, co zaowocowało dziełem tak dojrzałym jak 33 sceny z życia. Do jej skromnego grona właśnie dołączył Andrzej Jakimowski, podpisując się pod swym nowym międzynarodowym projektem Imagine, który premierę miał na festiwalu w Toronto, a obecnie jak burza wędruje przez europejskie festiwale.

Czytaj dalej

alt Długo czekałam na ten film. Już w chwili, gdy zobaczyłam zarys fabuły i obsadę (a właściwie nazwisko Mikkelsen) wiedziałam, że Polowanie to obraz, który muszę zobaczyć. Moja frustracja osiągała wyżyny za każdym razem, gdy patrzyłam na datę 15 marca, która oznaczała polską premierę tego filmu, oddaloną od premiery światowej aż o dziesięć miesięcy. Jednak w końcu doczekałam się! I może to uwielbienie dla tego aktora przysłania mi cały świat, ale jestem prawie pewna, że Polowanie będzie jednym z najlepszych filmów, które zobaczyłam i zobaczę w tym roku.

Czytaj dalej

Rumuński reżyser Cristian Mungiu dał się poznać widzom, przy okazji szeroko nagradzanych 4 miesięcy, 3 tygodni, 2 dni, jako sprawny obserwator rzeczywistości oraz społecznik, który poprzez opowieść o jednostce próbuje namierzyć i rozprawić się z wypaczeniami społecznymi. Jego najnowszy film Za wzgórzami (nagrodzony na tegorocznym festiwalu w Cannes w kategorii scenariusz) teoretycznie wpisuje się w ten schemat, jednak jedynie fragmentarycznie.

Czytaj dalej

Postmodernizm rządził w kinie przez dobrą dekadę. Znużeni tradycyjną formą wypowiedzi autorzy skoncentrowali się na zabawie formą, treścią i zaczęli nawiązywać do szeroko pojętej popkultury. Wystarczy wymienić takie tytuły jak Dzikość serca Davida Lyncha czy Pulp fiction Quentina Tarantino. Ostatnimi czasy reżyserzy w poczuciu melancholii za starym, klasycznym kinem tworzyli dzieła kameralne oraz odnoszące się do wczesnych lat kina. Tytuły takie jak Artysta Hazanaviciusa (nawiązanie do kina niemego), Hugo i jego wynalazek Scorsese (początki kina) czy też oszczędna w środkach Miłość Hanekiego zdobyły szereg nagród na festiwalach filmowych i zgromadziły liczne rzesze fanów. Jednak są twórcy, którzy wytrwale trwają przy konwencji postmodernizmu, tworząc szalone alegorie popkultury, jak Leos Carax w swoim najnowszym dziele – Holy Motors.

Czytaj dalej