Twórczość Erica-Emmanuela Schmitta budzi we mnie ambiwalentne emocje i wciąż zaskakuje – nie zawsze pozytywnie. Ledwie zdążyłam się zachwycić Moim życiem z Mozartem i wzruszyć Ewangelią według Piłata, nastąpiło potężne rozczarowanie Trucicielką, które to uczucie z kolei w pewnym stopniu zniwelowały całkiem zadowalające Małe zbrodnie małżeńskie. Poziom utworów Schmitta jest dramatycznie nierówny, do każdego jednak podchodzę przepełniona nadzieją, że uda mu się wznieść ponad pretensjonalne quasi-coelhowskie wynurzenia i ponownie mnie zachwycić, poruszyć, wstrząsnąć. Dlatego też z niemałymi obawami, ale i cichą nadzieją zabrałam się za lekturę Intrygantek.„Intrygantki”, Eric-Emmanuel Schmitt – recenzja
Twórczość Erica-Emmanuela Schmitta budzi we mnie ambiwalentne emocje i wciąż zaskakuje – nie zawsze pozytywnie. Ledwie zdążyłam się zachwycić Moim życiem z Mozartem i wzruszyć Ewangelią według Piłata, nastąpiło potężne rozczarowanie Trucicielką, które to uczucie z kolei w pewnym stopniu zniwelowały całkiem zadowalające Małe zbrodnie małżeńskie. Poziom utworów Schmitta jest dramatycznie nierówny, do każdego jednak podchodzę przepełniona nadzieją, że uda mu się wznieść ponad pretensjonalne quasi-coelhowskie wynurzenia i ponownie mnie zachwycić, poruszyć, wstrząsnąć. Dlatego też z niemałymi obawami, ale i cichą nadzieją zabrałam się za lekturę Intrygantek.
Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz dwie gawędy styczniowe jest książką niezwykłą – wznawiana co jakiś czas, zekranizowana, napisana przepiękną polszczyzną, arcyciekawa, a mimo to nadal prawie nieznana. Nikt mi o niej na studiach słowem nie wspomniał… W styczniu tego roku została ponownie wydana przez wydawnictwo Zysk i S-ka z okazji 150 rocznicy wybuchu powstania styczniowego. Na wstępie w oczy rzuciła mi się przede wszystkim piękna okładka, na której wykorzystano zdjęcia i grafiki pochodzące ze zbiorów Biblioteki Narodowej.
W nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku w domu kupca Ipatiewa w Jekaterynburgu z rozkazu Lenina dokonano egzekucji ostatniego cara Wszechrusi Mikołaja II Romanowa, jego rodziny: carycy Aleksandry, córek: Olgi, Marii, Tatiany i Anastazji, następcy trony carewicza Aleksieja oraz trojga służących. Zwłoki wywieziono ciężarówką do lasu i wrzucono do kopalnianego szybu.
Sekret drzewa oliwnego to saga rodzinna o kobietach i zdecydowanie dla kobiet. Nie trąci nudą czy sentymentalizmem i nie ocieka słodyczą. Podzielona na pięć części, ukazuje kobiece postaci w teraźniejszości i przeszłości. Czytelnik odczuje raczej powiew chłodu aniżeli nadmiernego ciepła, lukrowanych relacji między głównymi bohaterkami – matkami i córkami z rodu Kellerów. I to mi się podobało. Warto nadmienić, że książka ta jest debiutem Courtney Miller Santo, dziennikarki, autorki opowiadań i nauczycielki kreatywnego pisania na Uniwersytecie w Memphis. Bardzo udany to początek twórczości – ręczę i zapraszam do lektury, bo skoro Wszystko jest jednym wielkim, niekończącym się cyklem, to warto poświęcić chwilkę, by go poznać, a kto wie, może i zawrócić?
Kiedy Agata Christie ukończyła pracę nad Uśpionym morderstwem, poleciła zamknąć maszynopis w depozycie bankowym i opublikować powieść dopiero po jej śmierci. Nie uczyniła tego bez powodu. W Uśpionym morderstwie bowiem swoją ostatnią zagadkę kryminalną rozwiązuje domorosła pani detektyw – leciwa Jane Marple. Tak samo autorka postąpiła w wypadku Kurtyny, z której dowiadujemy się, jaki finał spotkał Herkulesa Poirota. Tym sposobem wraz z królową czarnego kryminału „odeszli” najsłynniejsi, wykreowani przez nią bohaterowie. W Uśpionym morderstwie jednak to nie stara panna z St. Mary Mead gra pierwsze skrzypce. Czy tym razem również wykaże się detektywistycznym talentem i rozwiąże zagadkę zbrodni sprzed lat? A może ustąpi pola bohaterom młodszym?
Zanim wzięłam do ręki książkę Elżbiety Szczęsnowicz usiadłam sobie w kąciku, puściłam cichutką muzykę i zaczęłam rozmyślać – co ja właściwie wiem o Powstaniu Styczniowym. Czytałam Wierną rzekę, Gloria victis, Nad Niemnem, a poza tym kilka powieści, w których przewija się wątek odważnej młodzieży albo dziadka-powstańca. Jeśli chodzi o genezę, o okres przed powstaniem, to niezapomnianą lekturą pozostanie na wieki Dziecię Starego Miasta Kraszewskiego, jedna z najpiękniejszych książek mojego dzieciństwa.
Miłość i polityka, dwa elektryzujące i budzące emocje tematy złożyły się na tytuł tej książki. I choć nie brak w niej także przemocy, wojen i śmiertelnych spisków na najwyższych szczeblach władzy, Jerzemu Basali udaje się uniknąć oskarżeń o plotkarstwo, a książka, którą nam oferuje, staje się intrygującą lekturą z odrobiną pieprzu.
Moda na elfów przychodzi i odchodzi, druidzi zawsze kojarzyć się nam będą z białobrodym Panoramixem, choć od czasu do czasu wpadnie Atticus z Kronik Żelaznego Druida, Odyna możemy spotykać setki razy, ale i tak uśmiechniemy się, widząc go u Gaimana, a Loki i Thor nigdy nam się nie znudzą, szczególnie Loki, ten z uśmiechem Toma Hiddlestona. Ares, Anansi, Archanioł Rafael – znamy ich nie tylko ze szkolnych podręczników, ale i z filmów, seriali, książek i komiksów.
Niemcy, Polacy. Tajemnicze porwanie dziecka, dokonane bez skrupułów morderstwo staruszki. Mroczne tajemnice sprzed lat, sprzed pokoleń. Grzechy przodków, przed którymi nie sposób uciec, choćby zepchnąć je na margines świadomości. A wszystko to w zimowej, nieprzyjaznej scenerii Frankfurtu i Krakowa.
Dziedzictwo to debiutancka powieść mojej ulubionej autorki powieści historycznych, a zarazem pierwsza część sagi rodu Laceyów – trylogii osadzonej w realiach szczególnie bliskich sercu Philippy Gregory, bo w XVIII – wiecznej Anglii.