Jak dotąd, dzięki historycznej beletrystyce wydawnictwa Książnica, miałam okazję przenieść się na królewskie dwory Anglii, Hiszpanii i Francji oraz gościć na książęcych dworach włoskich czy węgierskich. Niedawno jednak odkryłam autorkę, która – podobnie jak Elżbieta Cherezińska – w fascynujący sposób opowiada o naszej rodzimej historii, niemniej przecież intrygującej, pełnej tajemnic, zbrodni i skandali, a z pewnością nam bliższej niż dzieje Tudorów, Kapetyngów czy Borgiów. Jej najnowsza powieść, Barbara i król, przenosi nas w czasy panowania ostatniego Jagiellona, Zygmunta Augusta, i opowiada historię ostatniej jego miłości – do mieszczki Barbary Giżanki, łudząco podobnej do nieżyjącej małżonki króla, Barbary Radziwiłłówny.
Z różnych powodów warto sięgnąć po książkę wymownie zatytułowaną Warchoł polski, dla mnie jednak najważniejszym z nich okazała się możliwość porównania współczesnych tzw. „wad narodowych” Polaków i Polek z cechami i zachowaniami naszych protoplastów – i niestety porównanie to, choć prowadzące do ciekawych, a nawet zdumiewających wniosków, nie zawsze napawa optymizmem. Mimo to, sięgnijcie po tę książkę, jeśli lubicie historię bądź interesuje Was kondycja naszego społeczeństwa – zaraz wyjaśnię, dlaczego do tego namawiam.Czytaj dalej →
Sięgając po Ukrytą rzeczywistość miałam duże nadzieje i wcale nie mniejsze obawy – tematyka książki wydawała mi się absolutnie fascynująca, obawiałam się jednak, że jako humanistka i miłośniczka nauk społecznych nie zdołam ogarnąć umysłem treści publikacji, która spłynęła z pióra fizyka teoretycznego. Jakże wielka była moja ulga, kiedy okazało się, że obawy te były zdecydowanie na wyrost, a sama książka jest tyleż ciekawa i intrygująca, co przystępnie napisana! Tak oto, dzięki Brianowi Greene’owi, wkroczyłam w niezwykły świat wszechświatów równoległych…
Jak to jest być żoną bohatera? Nie jakiejś pośledniej sławy, nie gwiazdora filmowego pokroju Rudolfa Valentino ani polityka formatu Harry’ego Trumana, ale nieustraszonego pioniera lotnictwa, bożyszcza tłumów, który na zawsze zapisał się w annałach Historii jako pierwszy pilot, który wykonał samotny lot nad Atlantykiem bez międzylądowań – Charlesa Lindbergha?
Depeche Mode to muzyczny ewenement. Zespół, który osiągnął oszałamiający sukces zarówno komercyjny, jak i artystyczny, co w świecie muzyki niestety rzadko idzie w parze. Zespół, który przez długi czas wymykał się wszelkim kategoriom, początkowo lekceważony przez krytyków bądź wpychany do niewłaściwych szufladek, po kilku latach stworzył sobie własną szufladkę, zmieniając swój szyld w markę samą w sobie, nie do podrobienia. To, w jaki sposób osiągnął tę pozycję, jest w istocie historią wartą opisania.
Londyńskie Towarzystwo Królewskie (The Royal Society) to bodaj najbardziej znane na świecie towarzystwo naukowe. To ono zainicjowało tworzenie publikacji naukowych oraz powołało do życia system ich recenzowania przez innych specjalistów i specjalistki z danej dziedziny, usystematyzowało eksperymenty, wreszcie sprawiło, że język angielski stał się międzynarodowym językiem nauki, zastępując łacinę. Historia Towarzystwa sięga 1660 roku; od tego czasu na liście jego członków i członkiń znalazło się wiele wybitnych postaci zarówno z Wielkiej Brytanii, jak i z innych krajów świata, jak choćby Isaac Newton, Charles Darwin, John Locke, James Watt, Alexander Fleming, Stephen Hawking, Jan Heweliusz, Mary Cartwright czy Miriam Rothschild. Wspaniale wydana Krótka historia geniuszy opowiada właśnie o najznakomitszych spośród najznakomitszych ludzi nauki.
Kobiety cieszą się jedynie taką władzą, jaką raczą im dać mężczyźni. W średniowieczu rzadko która kobieta dzierżyła w ręku realną władzę. W patriarchalnym społeczeństwie o jej losie od dnia narodzin decydował wpierw ojciec lub brat, potem mąż, wreszcie syn. Niezależnie od pochodzenia czy statusu społecznego kobietę postrzegano jako istotę niezdolną do samodzielnego myślenia, potrzebującą stałej męskiej opieki; była uważana za źródło wszelkiego zła, stworzenie z gruntu słabsze fizycznie, intelektualnie i moralnie. Oczekiwano od niej, że bezgranicznie podporządkuje się mężowi, będzie jego ozdobą, wniesie posag i gwarancję sojuszu, a przede wszystkim – obdarzy ród męża dziedzicem. Cechy te były szczególnie pożądane w przypadku kobiet, których małżonkowie decydowali o losach całych narodów. Mowa oczywiście o królowych.
Porwanie to jeden z bardziej popularnych motywów wykorzystywanych przez twórców wszelkiej maści kryminałów, powieści sensacyjnych czy thrillerów psychologicznych, w dodatku z różnym skutkiem. Kiedy jednak bierze go na warsztat autor formatu Charlotte Link, pisarki nie tylko poczytnej, ale i utalentowanej, czytelnik może być pewien, że przeniesiony na karty powieści i zgrabnie wpleciony w fabułę stanie się dowodem na to, że wciąż jeszcze w tym temacie może powstać coś oryginalnego, zaskakującego i absolutnie wyjątkowego.
Dziedzictwo królów to ostatni tom Trylogii o Magistrach autorstwa bestsellerowej pisarki Celii Friedman. Ostatni i wieńczący dzieło, a przy tym trzymający poziom co najmniej tak samo wysoki, jak dwa poprzednie, które miałam już wcześniej przyjemność recenzować: Uczta dusz i Skrzydła gniewu.
Jest ich dwóch – Royce i Hadrian. Pierwszy jest wyrachowany, jako waluty przetargowej nie zawaha się użyć przyjaźni. Ten drugi – Hadrian, podobno ma dobre serce, jest wrażliwy. Tak, są oni dla siebie najwyraźniej przeciwnymi biegunami. Jednak czy na pewno dzieli ich tak ogromny dystans? Dwóch bohaterów – łotrów z majaczącym w kącikach ust uśmieszkiem i tym śmiałym wzrokiem, który mówi wszystko. Odważni, bezkompromisowi, a przede wszystkim inteligentni. To oni są dla sprawy, a nie sprawa dla nich. Jednak to nie przeszkadza im sięgnąć po to, co im się należy – a przynajmniej im się podoba, lub po prostu po to, czego chcą.