Burzliwe i tragiczne losy Marii Antoniny, ostatniej królowej Francji straconej w czasie rewolucji, do dziś są pożywką masowej wyobraźni i inspiracją dla wszelkiej maści twórców filmowych i literackich. Trylogia autorstwa Juliet Grey, której zwieńczeniem jest niniejsza powieść, należy do najbardziej udanych beletryzowanych biografii, jakie miałam okazję czytać. Z pałacu na szafot okazało się nie tylko godną kontynuacją cyklu, ale też jego zwieńczeniem w najlepszym tego słowa znaczeniu; choć amerykańska pisarka zawiesiła wysoko poprzeczkę (czego dowodzą znakomite dwa poprzednie tomy), brawurowo sprostała wyzwaniu snując poruszającą opowieść o ostatnich latach życia nieszczęsnej monarchini.
Andreas Altmann – były aktor, taksówkarz, robotnik budowlany, stróż, a obecnie (i zapewne do końca swoich dni) pisarz, który szczęśliwie odnalazł swoją drogę, podróżując po całym świecie i spisując swoje doznania – postanowił opisać okres dzieciństwa, przeżywanego w oparach powojennego szaleństwa, w mieście słynącym ze świętości i, co za tym idzie, dewocji, hipokryzji i ciągłego poczucia grzeszności własnego ciała. Dzieciństwo, które mogłoby złamać każdego. Jego dzieciństwo.
Oj, dobra książka panom autorom wyszła! Oj, jaka pyszna! Czytałam z wypiekami, zaśmiewałam się w głos, łzę cichcem wycierałam, a po zakończonej lekturze zła byłam niczym Zagłoba na pusty kufel! Jak to tak można – rozkochać czytelnika w pannicy, która się kulom nie kłania i która niewyparzony język ma równie wielki jak serce, a potem tak go, sierotkę, porzucić na pastwę domysłów? Bo to tom pierwszy jest – niby dobrze, bo będzie więcej, ale i niedobrze, bo cierpliwość nie jest moją mocną stroną…
Kiedy spoglądamy na dzieje Europy, wydawać by się mogło, że rola kobiet w kształtowaniu historii była raczej znikoma – wszak prowadzenie wojen i uprawianie polityki stanowiło domenę mężczyzn. Jednak nic bardziej mylnego; mimo ograniczonych praw i zależności od mężczyzn kobietom udało się zaznaczyć swoją obecność na kartach historii i zapisać w pamięci potomnych. Czy to stojąc u boku swych królewskich małżonków i wpływając na ich decyzje, czy też sprawując rządy samodzielnie, kobiety kształtowały losy narodów, wszczynały wojny bądź przynosiły pokój, zawierały sojusze czy knuły intrygi, doprowadzały kraj do rozkwitu lub upadku – a wszystko za sprawą własnej inteligencji, nieprzeciętnej osobowości czy po prostu osobistego uroku.
Moje kolejne spotkanie z Håkanem Nesserem okazało się dużo bardziej udane od pierwszego, po którym wyszłam z założenia, że autor pisać potrafi, lecz sama intryga kryminalna kuleje niczym po strzale w kolano. W Karambolu, siódmej część serii z komisarzem Van Veeterenem, nie kuleje zupełnie nic.
Spotkałam się kiedyś z opinią, że literaturę kryminalną cechuje duże zdeterminowanie regionalne. Mówimy o klasycznym kryminale brytyjskim, o – modnym ostatnio – kryminale skandynawskim, a nawet o charakterystycznym kryminale hiszpańskim, który reprezentuje między innymi Arturo Perez Reverte. A co powiecie, Drodzy Czytelnicy, na kryminał włoski? I to w dodatku taki, którego akcja dzieje się nad malowniczym jeziorem Como? Zapewniam Was, że mimo iż Italia być może nie jest ojczyzną kryminału, warto sięgnąć po Cienie na jeziorze i wraz z uroczą komisarz Stefanią Valenti spróbować odkryć mroczny sekret rodziny Cappellettich – właścicieli pięknej i tajemniczej willi Regina…
Eleonora Akwitańska to z całą pewnością jedna z najsłynniejszych i najbardziej wpływowych kobiecych postaci średniowiecza, znacznie wyrastająca ponad swoją epokę. Dwukrotnie koronowana na królową ( Francji – jako żona Ludwika VII i Anglii – u boku Henryka II Plantageneta), matka dwóch królów (Henryka i Ryszarda Lwie Serce), stawiała czoło zarówno cesarzowi, jak i papieżowi, rządziła dwoma królestwami, wykazując się niebywałym zmysłem politycznym i dalekowzrocznością, brała udział w wyprawie krzyżowej, wpływała na ówczesną obyczajowość i kulturę – wydawać by się mogło, że dzieje tej ze wszech miar barwnej i nietuzinkowej postaci są gotowym materiałem na intrygującą i fascynującą powieść, której nie trzeba ani ubarwiać, ani w inny sposób wzbogacać – wystarczy ująć w ramy fabuły dostępne fakty. No cóż, okazało się, że jednak można zaprzepaścić potencjał drzemiący w tej historii i sprowadzić ją do nie najwyższych lotów historycznego romansu okraszonego dziwacznymi, zupełnie niepotrzebnymi magicznymi pierwiastkami.
Jeżeli sądzicie, że W drodze na Hokkaido to nic innego, jak kolejny przewodnik turystyczny po Japonii, z rozbudowanymi opisami zabytków i egzotycznej przyrody, jesteście w błędzie. Obszerne dzieło Willa Fergusona zasługuje raczej na miano powieści drogi. Wszystko tutaj jest – znakomity język, doskonałe prowadzenie akcji i konstrukcja fabuły (tak, tak, ta książka naprawdę ma fabułę!), zjadliwe poczucie humoru i oryginalne spojrzenie na japońską kulturę. A przy okazji jeszcze garść celnych obserwacji psychologiczno-antropologicznych, nienachalna mądrość życiowa (sam Ferguson pewnie by tak tego nie nazwał) i duży autorski dystans – do opisywanego świata i samego siebie.
Czym/kim jest Istota? Czy jest sensem, słowem, kluczem do rozumowania? Jaka jest istota książki Arno Strobela? Pytania te są zawiłe, ale ostatecznie po przeczytaniu 400 stron otrzymuje się na nie odpowiedź. Następującymi słowami chcę Was wprowadzić do treści i klimatu jednego z najlepszych thrillerów, jakie dane mi było ostatnio przeczytać.
Éric-Emmanuel Schmitt – francuski dramaturg, eseista i powieściopisarz, z wykształcenia filozof. Niekwestionowany mistrz krótkiej formy i jeden z najpoczytniejszych francuskojęzycznych autorów na świecie zarazem. W swojej twórczości porusza tematy trudne, bolesne i kontrowersyjne. Z zamiłowania analizuje stosunki międzyludzkie, unikając moralizatorskiego tonu. Mimo iż często poziom tworzonych przez niego opowiadań jest nierówny, to trudno odmówić im wiarygodności i szczególnej dbałości o słowo. Ten Francuz czaruje swoich czytelników, sięgając po nieskomplikowany przekaz, nie stosując dłużyzn i stroniąc od poetyckiego nadęcia. To sprawia, że po książki Érica-Emmanuela Schmitta sięgamy, również my, Polacy, nader chętnie. Ja, oczarowana Oskarem i panią Różą, tym razem wybrałam zbiór pięciu opowiadań Małżeństwo we troje. Zawiodłam się, niestety. Książka kończy się zdecydowanie za szybko. Jest tak świetna, że aż żal się z nią rozstawać.