„Przedwiośnie” Żeromskiego chcąc nie chcąc czytał (lub w inny sposób poznał) praktycznie każdy z nas. Mało kto wymienia je jako jedną ze swoich ulubionych książek, praktycznie nikt nie ma ochoty sięgnąć po nie jeszcze raz, no ale wszyscy mniej więcej je znają. Oznacza to, naturalnie, że każdy może ocenić i docenić odświeżoną i ulepszoną wersję tej klasycznej powieści.
Znacie „Przedwiośnie”? To poczytajcie „Przedwiośnie żywych trupów”! I spróbujcie zgadnąć, gdzie kończy się Żeromski, a zaczyna Śmiałkowski. W pierwszym fragmencie powieści, który dziś prezentujemy, będzie to bardzo łatwe zadanie.
Ogromna arba, wóz dwukołowy do przewożenia ciężarów, pozbawiony na teraz płóciennego nakrycia, ciągniony przez dwa woły, wolno, wolno, w ślad za setką co najmniej innych posuwał się w górę, daleko poza przedmieścia bakińskie. Droga szła w zakosy, stromo rowami obcięta, których boki i dno przywalone były zwałami kurzawy. Wiatr północny, lecący od strony gór, ostro zacinał, miecąc ostry pył w oczy wołów i żywych ludzi. Arby były napełnione po same górne gzymsy skrzyń zwłokami pobitych. Z każdej z tych skrzyń, wolno posuwających się ku nadmorskim pagórkom, ciekła ruda posoka, powlekając wyschniętą drogę barwistym pośrodku szlakiem.
Czytaj dalej →