Dawno żadna książka nie zaskoczyła mnie tak jak Gwiazdozbiór Psa. A kiedy skończyłam lekturę, żałowałam, że to już koniec. Kompletnie dałam się oczarować.

Nauczona doświadczeniem jestem sceptyczna wobec entuzjastycznych komentarzy, jakie wydawcy umieszczają na okładkach swoich książek. Kiedy przeczytałam na eleganckiej obwolucie Gwiazdozbioru Psa porównanie do twórczości Hemingwaya oraz że jest to opowieść porywająca i wzruszająca, tyleż zabawna, co przejmująco smutna (…), byłam raczej zdystansowana. W efekcie okazałam się całkiem nieprzygotowana na to, co mnie spotkało; nieprzygotowana i bezbronna dałam się porwać znakomicie opowiedzianej przez Petera Hellera historii.

Akcję powieści autor osadza w postapokaliptycznym świecie, jednak Gwiazdozbiór Psa to w moim przekonaniu rasowa proza głównego nurtu i wielkim błędem byłoby szufladkowanie jej jako fantastyki. To raczej powieść psychologiczna, w której niecodzienne realia są jedynie tłem umożliwiającym uwypuklenie najistotniejszych dla autora treści.

Oto mamy surowy, nieprzyjazny świat, w którym tajemniczy wirus grypy niemal doszczętnie wytrzebił ludzkość, a ocieplenie klimatu daje o sobie znać na każdym kroku. Ci, którzy przetrwali, muszą zmagać się z kolejnymi chorobami, brakiem pożywienia i leków, upadkiem cywilizacji, nieposkromioną przyrodą… A także z samotnością przeplatającą się z lękiem przed innymi ocalałymi. Nigdy bowiem nie są to mili goście, niemal na pewno zechcą zabrać ci wszystkie zasoby a także – życie. Czyż nie brzmi to odrobinę sensacyjnie? Heller jednak znacznie wyżej zawiesił sobie poprzeczkę; efektem nie jest więc „trzymająca w napięciu akcja”, ale niezwykła, melancholijna opowieść, z jednocześnie wielkim i subtelnym ładunkiem emocjonalnym, pełna ponadczasowych, celnych spostrzeżeń dotyczących człowieka.

Gwiazdozbiór Psa jest bowiem w pierwszej kolejności znakomitą prozą. Ta historia mogłaby wydarzyć się wszędzie, co nie oznacza, że nie jest oryginalna – bo jest. Ale jest też uniwersalna, prawdziwa i poruszająca; co wrażliwszy czytelnik może przejrzeć się w niej jak w lustrze i, być może, tak jak ja, jeszcze długo po lekturze pozostanie urzeczony trafnością, empatią i niewymuszoną elegancją, jaka cechuje sposób, w który autor opisuje stany ludzkiej duszy.

Opisuje zresztą też bardzo przewrotnie. Choć urzekł mnie język narracji – pozornie oszczędny i chłodny, z czasem coraz głębiej dotykający istoty najważniejszych ludzkich doświadczeń – to jednak musiałam przewrócić aż kilkadziesiąt stron, by oswoić się z eksperymentalną składnią i interpunkcją. Autor wystylizował narrację w taki sposób, że, czytając, ma się wrażenie, iż obcuje się z zapiskami, które spłynęły wprost spod pióra głównego bohatera. Dodajmy: bohatera, który z jednej strony obdarzony jest wyczuciem słowa i wrażliwością, z drugiej zaś niewiele robi sobie z tradycyjnych funkcji, jakie pełnią przecinki i kropki; daje im w zdaniach nowe role lub zwalnia je z obowiązków. To, co początkowo wziąć można za zdumiewającą niechlujność korekty i co na pierwszych kilkunastu stronach nieco utrudnia czytanie, jest w istocie oryginalnym zabiegiem artystycznym, który – co odkryłam ze zdziwieniem – naprawdę się sprawdził, w subtelny sposób podkreślając emocje, zaskakująco rozkładając akcenty, przykuwając uwagę i każąc chwilę zastanowić się nad znaczeniem konkretnego fragmentu. Intuicja podpowiada mi, że to akurat zasługa nie tylko samego Hellera, ale też polskiej tłumaczki oraz redakcji. Nie każdemu zapewne styl taki przypadnie do gustu, pamiętać jednak należy, że Gwiazdozbiór Psa nie jest pierwszym lepszym czytadłem, które ma być „po pierwsze łatwe”.

Porównania książki Hellera do literackich dokonań Hemingwaya czy Londona z radością (i pewnym zaskoczeniem) uważam za pod wieloma względami trafione. Autor Gwiazdozbioru Psa w niezwykły sposób pisze o ważnych, prostych i złożonych ludzkich potrzebach, przeżyciach i odczuciach. Jednocześnie czyni to zupełnie bezpretensjonalnie, jakby miał dar trafiania w sedno mimochodem, przy okazji i bez wysiłku. Pozornie prosta, chłodna, twarda narracja daje poruszającą kombinację w połączeniu z bogatą psychologicznie postacią głównego bohatera – Dużego Higa: wciąż czynnego pilota, oglądającego postapokaliptyczne Colorado z wysokości, na którą wynosi go jego cessna 182 z 1956 roku (jego refleksje o lataniu godne są nieomal de Sain Exupery’ego), myśliwego, który nie lubi zabijać i zapalonego wędkarza z nostalgią wspominającego wytrzebione pstrągi. Stopniowo poznajemy go coraz bliżej, jak poznaje się przyjaciela – od rzeczy powierzchownych i zwyczajnych (to znaczy – zwyczajnych w świecie po zagładzie) po najgłębsze zakamarki jego duszy.

Trudno zresztą Dużego Higa nie polubić. Nie jest to człowiek ani piękny, ani młody, ani idealny, ale ma się wrażenie, że reprezentuje najlepsze cechy ludzkości. Są one jednak wplecione w jego osobowość w sposób bardzo subtelny. Wszystkich swoich bohaterów i bohaterki zresztą Heller opisuje znakomicie – wielowymiarowo i pełnie, są ludźmi z krwi i kości. Z tą samą urzekającą trafnością oddaje wiążące ich relacje, które, jak nietrudno sobie wyobrazić, są niełatwe, zważywszy położenie, w jakim znalazła się ludzkość.

Styl życie Higa przywodzi na myśl samotnych farmerów ze starych westernów. Osiedli gdzieś na odludziu, nie bardzo mają do kogo gębę otworzyć i rzadko miewają gości, a kiedy już ich mają, to z reguły się z tego nie cieszą, gdyż „goście” oznaczają „kłopoty”, a oni, nasi samotni farmerzy, mają przecież do obrony tylko wysłużoną strzelbę… Hig, w pewnym sensie, jest w nieco lepszej sytuacji – ma Bangleya. Jedynego sąsiada na obszernym wiejskim lotnisku wśród gór, które teraz jest ich domem. Bangley to facet, który zna się na broni. I ma mnóstwo broni. I używa jej, bez mrugnięcia okiem, ilekroć pojawią się „goście”. Nie wiadomo, jakie myśli przychodzą mu nocą do głowy… Hig ma także psa, Jaspera. Niby nic: człowiek i pies. Ale Heller zamienia to w coś niezwykłego.

Fabuła książki, choć w moim odczuciu nie jest najważniejsza, jest również dopracowana i chociaż rozwija się niespiesznie, dzięki dobrej konstrukcji i zastosowaniu licznych suspensów, wciąga i intryguje. Próżno jednak szukać tu nagłych zwrotów akcji czy sensacyjnych wątków. Zamiast tego mamy historię interesującą, starannie skonstruowaną, przeplatającą się z poruszającymi refleksjami Higa oraz retrospekcjami odnoszącymi się do czasów sprzed zarazy – te czasy bohaterowie i bohaterki wciąż bardzo dobrze pamiętają…. Jest to opowieść o przywiązaniu, samotności, miłości i nadziei, o potrzebie bliskości drugiej istoty, o poszukiwaniu sensu w świecie, który zdał się go stracić.

Gwiazdozbiór Psa okazał się być dla mnie niezwykłym przeżyciem, pełnym autentycznego wzruszenia. Lekturą, która, sprawiając przyjemność, budziła radość i smutek, prowokowała do przemyśleń. Prozą, która zapada w pamięć na długo i porusza czułe struny w duszy odbiorcy. Niewypowiedzianie się cieszę, że ktoś pisze dziś TAKIE książki; bezpretensjonalne i wybijające się ponad morze przeciętności. Do Gwiazdozbioru Psa na pewno będę wracać.

Próbkę oryginalnego stylu powieści znajdziesz w jej fragmencie TUTAJ.

Autor: Peter Heller
Tytuł: Gwiazdozbiór Psa
Wydawca: Insignis
Tłumaczenie: Olga Siara
ISBN: 978-83-63944-10-0
Format: 140×207
Data premiery: 17 kwietnia 2013
Liczba stron: 368
Okładka: miękka
Gatunek: proza zagraniczna, literatura piękna, postapokalipsa