Czarny Ląd od zawsze fascynował i rozpalał wyobraźnię Europejczyków, jego tajemnice i bogactwa stanowiły nie lada pokusę, by je odkryć i nimi zawładnąć. Właśnie – sposób myślenia o Afryce zwykle zamykał się w słowach: oswoić, ujarzmić, zdobyć, podporządkować, nigdy – zrozumieć. Długa historia podbojów i kolonializmu utwierdziły białego człowieka w chełpliwym przekonaniu, że większość prób ucywilizowania kontynentu zakończyła się sukcesem, że Afryka powinna okazać mu wdzięczność za wszelkie dobrodziejstwa cywilizacyjne, które wraz z nim wdarły się w jej granice. Spoglądając z poczuciem wyższości na kulturę, sposób bycia i mentalność rdzennych mieszkańców dostrzega jedynie to, co chce widzieć, ślepy i głuchy na prawdziwą afrykańską naturę buzującą pod podszewką tej uładzonej, narzuconej przez człowieka Zachodu, szokująco odmienną od jego wyobrażeń, pozostającą poza zasięgiem jego percepcji, świadomości, a często i chęci poznawczych. Rzadko kto zdobywa się na gruntowne poznanie Czarnego Lądu i jego wszechstronną analizę – genialnie zrobił to Joseph Conrad w Jądrze ciemności czy Ryszard Kapuściński w Hebanie, teraz swoją cegiełkę dorzucił Mohammed Moulessehoula. Ten algierski pisarz tworzący pod pseudonimem Yasmina Khadra może i nie należy do tej samej ligi, co wymienieni wyżej klasycy, jednak nie rości sobie do tego pretensji – jego najnowsza powieść to literacka próba skonfrontowania sposobu postrzegania Afryki przez człowieka Zachodu z jej prawdziwym obliczem. Spojrzenie może nie imponująco wielowymiarowe, na pewno nie całościowe, za to na tyle głębokie i indywidualne, by skłonić czytelnika do zanalizowania i ocenienia własnej perspektywy, sposobu postrzegania – i myślenia o Czarnym Lądzie.
Doktor Kurt Krausmann, wiodący spokojne, ustabilizowane życie typowego przedstawiciela wyższej klasy średniej we Frankfurcie, przeżywa szok na wieść o samobójczej śmierci żony. Jego żałobę pogłębiają wyrzuty sumienia, że w porę nie dostrzegł żadnych oznak mogących stanowić przyczynę desperackiego kroku Jessiki. Za namową Hansa, przyjaciela i bogatego filantropa w jednej osobie, decyduje się popłynąć z nim na Komory, by oderwać się od ponurych myśli. Długa podróż kojąco działa na psychikę Kurta; pobyt na pełnym morzu pomaga przywrócić światu właściwe proporcje, a on sam zaczyna godzić się z nieszczęściem, jakie go spotkało, wracać do psychicznej równowagi. Niestety, w Zatoce Adeńskiej jacht zostaje zaatakowany przez piratów i w jednej chwili terapeutyczny rejs zamienia się w prawdziwy koszmar. Kurt i Hans zostają wzięci do niewoli i wywiezieni w głąb lądu, do położonej pośrodku niczego kryjówki bandytów. Ich towarzyszem niedoli zostaje pewien Francuz, przetrzymywany od miesięcy bez nadziei na uwolnienie, co dodatkowo podkopuje morale przyjaciół. Kurt wbrew sobie odkrywa Afrykę, o jakiej nawet mu się nie śniło: niewyobrażalnej nędzy, bezprawia przekraczającego granice pojmowania; obcą, groźną, niezrozumiałą.
I co byś zrobił, gdybyś miał wolne ręce? Mógłbyś najwyżej zakryć twarz.
Lektura Afrykańskiego równania pozytywnie mnie zaskoczyła. Autor obrócił w proch wszystkie moje przeczucia, okpił moją intuicję, która bardzo rzadko mnie zawodzi. Może opis wydawcy nie sugerował tego jednoznacznie, ale spodziewałam się co prawda dobrze napisanej (prozę Khadry znałam wcześniej, chociażby za sprawą powieści Co dzień zawdzięcza nocy), ale jednak dość sztampowej, niezbyt odkrywczej opowieści o tym, jak zmienia się sposób postrzegania Czarnego Lądu u człowieka Zachodu, który został zmuszony do skonfrontowania swoich wyobrażeń z rzeczywistością. Mimo swoich podejrzeń byłam ciekawa, czy autor sięgnie głębiej, czy wybije się swoim głosem ponad przeciętność i pokaże mi coś, na co wcześniej nie zwróciłam uwagi w literaturze podejmującej szeroko rozumianą tematykę związaną z tym wciąż pełnym tajemnic i sprzeczności kontynentem.
Oto mamy bohatera – dobrze sytuowanego Europejczyka wiodącego łatwe i przyjemne, choć ustabilizowane czy raczej zrutynizowane życie, dla którego dobrobyt jest rzeczą tak oczywistą, że niezauważalną, stanowiącą nieodłączną i niezmienną część jego egzystencji. Nagle zostaje on brutalnie wyrwany z tej idealnej, poukładanej i bezproblemowej rzeczywistości i wrzucony w realia będące całkowitym jej zaprzeczeniem, rządzące się własnymi prawami, kompletnie niezrozumiałe dla przedstawiciela zachodniej kultury. To, czego doświadczy, na zawsze odmieni jego życie i zmusi do zweryfikowania priorytetów – czy ta zmiana wyjdzie mu na dobre i w ogóle ma ona sens?
Yasmina Khadra z tej potencjalnie przewidywalnej historii uczynił prawdziwy majstersztyk – opowieść kipiącą od niejednoznaczności, podtekstów i ukrytych treści, która wraz z rozwojem fabuły nabiera głębi i stopniowo zmienia czytelnikowi perspektywę. Tu nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka: za bezwzględnością wyzutych z uczuć i sumienia porywaczy, dla których ludzkie życie warte jest tyle co strzał, który je odbiera, kryją się niewyobrażalnie dramatyczne historie; co prawda w najmniejszym nawet stopniu nie usprawiedliwiają one ich okrucieństwa, nawet nie do końca pozwalają je zrozumieć, ale też nie taki jest ich cel. Uświadamiają po prostu, że świat nie jest czarno – biały, jak bardzo pozory mogą mylić i jak wielką krzywdę możemy wyrządzić drugiemu człowiekowi osądzając jego czyny bez uwzględnienia całości kontekstu. A kontekstem tym jest Afryka i jej realia, absurdalne i pozbawione logiki z perspektywy Europejczyka: skrajna nędza, w bezmiarze której nie ma już miejsca na nadzieję na lepsze jutro, skłaniająca ludzi do niewyobrażalnych rzeczy – na przykład coraz powszechniejszej praktyki porwań i handlu zakładnikami na wielką skalę – straceńcza bezkarność i brawura rywalizujących ze sobą band szafujących ludzkim życiem nieraz nawet wbrew własnej korzyści.
Dopełnieniem tego ponurego wizerunku współczesnej Afryki jest postawa mieszkańców osad, którzy z rezygnacją i stoickim spokojem przyjmują wyroki losu, akty przemocy i przejawy niesprawiedliwości – postawa szokująco niezrozumiała dla białego człowieka takiego jak Kurt, przyzwyczajonego do zmagania się z wszelkimi przeciwnościami i … tracącego grunt pod nogami, gdy sytuacja go przerasta.
Jego początkowe niezrozumienie, poczucie wyższości i wręcz pogarda dla sposobu życia i mentalności Afrykanów – czegoś, co uważał za tchórzostwo, bierność, naiwność, głupi upór, by trzymać się życia w tak beznadziejnym kształcie oraz bezrozumną wegetację wynikającą z przekonania, że lepsze jutro nigdy nie nadejdzie – ustępuje pod naciskiem wyjątkowo dramatycznych doświadczeń, a tak lekceważone cechy nagle nabierają innego wymiaru.
Zadziwiającą skłonność do ignorowania przeciwności, przystosowanie do warunków, których Europejczyk nie byłby w stanie zaakceptować, filozoficzny dystans wobec traumatycznych przeżyć uznał Kurt za swoistą dojrzałość, której brakuje człowiekowi Zachodu. Zmiana percepcji nie nastąpiła znienacka: dopiero powrót do Frankfurtu, do dawnego życia, które dzielił z Jessiką, okazało się tym, co ostatecznie dopełniło przemianę. Krausman spojrzał na swoje życie bogatszy o afrykańskie doświadczenia, które przywróciły jego światu właściwe proporcje i pozwoliły zupełnie inaczej spojrzeć na rodzinną tragedię, jaka go dotknęła.
Afrykańskie równanie pokazuje przemianę człowieka zagubionego we własnych emocjach, ograniczonego ciasnymi horyzontami, przeświadczonego o własnej sile i nieomylności, przekonanego, że sprawuje pełną kontrolę nad swoim życiem, choć zaskakująco bezbronnego i nieporadnego w obliczu przeciwności losu. Paradoksalnie cechy, które uznał on za śmieszne i godne pogardy, w chwili próby nabierają znaczenia i głębi, okazują się właśnie tym, czego potrzebował nawet o tym nie wiedząc. Psychologiczna metamorfoza bohatera jest dobrze umotywowana i uargumentowana, a zatem bardzo wiarygodna, na dodatek znamienna i symboliczna.
Zdaję sobie sprawę, że wizerunek Czarnego Lądu, jaki przedstawił autor, jest w najlepszym razie niepełny; w końcu Afryka to nie tylko skrajna nędza i porwania dla okupu. Te dwa aspekty tamtejszej rzeczywistości, bardzo wyraziste, ekstremalne wręcz, są istotne z innego względu; doskonale ilustrują naturę i mentalność rdzennej ludności, jej styl życia, sposób postrzegania świata oraz swoistą filozofię życiową, tak odległą od europejskiej.
Brutalne zderzenie dwóch światów tak trafnie uchwycone przez Khadrę, świadczy o tym, że autor – Algierczyk żyjący na styku obu kultur – doskonale dostrzega różnice, wyczuwa wszelkie subtelności, rozumie istotę tego, co afrykańskie i europejskie – i znakomicie potrafi to przekazać. Dlatego ta niepozorna powieść jest tak wiarygodna, prawdziwa, głęboka; chociaż tematyka, jaką podejmuje, wydaje się wyeksploatowana, oferuje czytelnikowi zaskakująco świeże, intrygujące spojrzenie; zamiast prześlizgiwać się po skórze, wsącza się w żyły i krąży po całym ciele nie pozwalając o sobie zapomnieć i zmuszając do pogłębionej refleksji; już sam ten fakt wystarcza, bym bez wyrzutów sumienia mogła polecić Wam Afrykańskie równanie, co też niniejszym czynię.
Yasmina Khadra – (właśc. Mohammed Moulessehoul, ur. 10 stycznia 1955 r.) algierski pisarz tworzący w języku francuskim, mieszkający na emigracji we Francji. Moulessehoul, oficer armii algierskiej, przybrał jako pseudonim imiona swojej żony, chcąc uniknąć problemów z cenzurą wojskową. Wyjawił swą prawdziwą tożsamość dopiero w 2001 r., po wystąpieniu z wojska i udaniu się na emigrację do Francji. W 2004 r. Newsweek ogłosił go jednym z rzadkich pisarzy zdolnych oddać znaczenie przemocy we współczesnej Algierii. Jego powieść, Jaskółki z Kabulu, opowiadająca o Afganistanie pod rządami talibów znalazła się wśród finalistów międzynarodowej nagrody literackiej IMPAC Dublin (International IMPAC Dublin Literary Award).
Autor: Yasmina Khadra
Tytuł: Afrykańskie równanie
Tytuł oryginału: L’equation Africaine
Przekład: Bożena Sęk
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: luty 2014
Liczba stron: 273
Okładka: zintegrowana
ISBN: 978-83-7508-858-8
Kategoria: proza zagraniczna
Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/