Jakiś czas temu słyszałam o tym, że powstała produkcja odcinkowa, która przenosi Sherlocka Holmesa do współczesności, daje mu do ręki komórkę i czyni z niego celebrytę medialnego. Moją reakcją było pogardliwe prychnięcie i skrzywienie ust, bo nie przepadam za takimi eksperymentami. Klasyczne opowieści mają w sobie klimat, który zanika w chwili, gdy ociera się o dzisiejszy świat gadżetów, krótkich spódnic i elektronicznej muzyki. Wreszcie jednak skusiło mnie to, iż „Sherlock” jest serialem brytyjskim, a za takowymi wręcz przepadam, a przy tym zrobionym przez BBC, a to jest dla mnie zazwyczaj obietnicą czegoś naprawdę dobrego.

No i po mnie! Odcinków to to ma niewiele, bo do tej pory zaledwie sześć, ale na szczęście każdy z nich jest praktycznie filmem trwającym półtorej godziny – dzięki temu zagadki opowiedziane sądogłębnie, wyczerpująco i niezwykle satysfakcjonująco. Nieraz zdarzało się, że dobry film kryminalny zrażał mnie do siebie tym, iż scenariusz napisano tak, by za dużo treści zmieścić w za krótkim czasie – tutaj to nie grozi. Wszystko jest przejrzyste, klarowne, jasne, a przy tym każda minuta fascynuje, wciąga i angażuje szare komórki bez reszty.

Zupełnie wyparował zarzut, który stawiałam serialowi na początku – przetransportowanie słynnego detektywa z przełomu zeszłych wieków do naszych czasów okazało się strzałem w dziesiątkę, gdyż scenarzysta ma niezwykły talent do zachowania wszystkiego, co w opowieści istotne. Udało mu się przenieść do współczesnego Londynu cały klimat, jakim tchną opowieści sir Artura Conan Doyle’a, a może nawet uczynić go jeszcze lepszym. Zdobycze cywilizacyjne nie biją po oczach, nie razi wcale komórka w rękach Sherlocka czy laptop, przy którym nieustannie siedzi Watson, ponieważ są one zrównoważone skrzypcami, na których bohater wygrywa Bacha, wystrojem mieszkania przywodzącym na myśl to, jak zawsze wyobrażaliśmy sobie miejsce zamieszkania słynnego detektywa, genialną muzyką, która łączy w sobie wszystko, co najlepsze we współczesnych filmowych soundtrackach z dźwiękami z lekka trącającymi początkiem dwudziestego wieku, odpowiednim doborem miejsc, w jakich kręcono serial, a przede wszystkim rewelacyjnymi kreacjami aktorskimi.

To nie smartfon wybija się na pierwszy plan, to nieśmiertelna i uniwersalna zdolność dedukcji, która łączy epoki i wydaje się być ponadczasowa. Londyn żyje własnym życiem, czaruje nas niepowtarzalną, niezmienną od lat brytyjskością, na każdym kroku pomaga aktorom w stworzeniu jedynej w swoim rodzaju kompozycji – połączenia tego, co najlepsze w naszych czasach z tym, co nas czaruje w czasach minionych.

sherlock-dvd-3

Dobór obsady jest kolejnym sukcesem twórców Sherlocka. Benedict Cumberbatch ma niezwykle arystokratyczną i elegancką manierę, jest wymarzonym Holmesem ze względu na to, jak niemożliwie wręcz potrafi połączyć w jedno bycie czarująco  sympatycznym z tak irytującym sposobem bycia, że aż ma się czasem ochotę przywalić mu w nos. Sposób grania Cumberbatcha nie pozwalał mi oderwać oczu od jego ust, gdy wystrzeliwał z siebie z szybkością serii z karabinu cały proces myślowy, jaki w ciągu kilku sekund zachodził w mózgu jego bohatera – magnetyzował mnie głębokim głosem, chłodem błękitnego spojrzenia, buzującą inteligencją i świetną prezencją.

Aktor, który jednym pogardliwym zmarszczeniem nosa potrafił posłać do lamusa dziesiątki obrosłych legendą interpretacji i stworzyć niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju, genialną wręcz kreację z pewnością zasługuje na miejsce w historii. Jego Holmes przez większość czasu zachowuje się jak rozwydrzony dzieciak przekonany o własnej wyższości nad resztą świata. Odpychający bywa, irytujący jest przez cały czas, to socjopata, który nie potrafi normalnie funkcjonować w społeczeństwie – a przy tym wszystkim nie da się go nie lubić. Jak Cumberbatch to zrobił – mnie nie pytajcie!

Magnetyczną osobowość tytułowego bohatera równoważy postać doktora Watsona, którego gra uroczy, sympatyczny, misiowaty Martin Freeman. To ten typ, którego ma się ochotę przytulić i pogłaskać po główce. Serce na dłoni, lojalność, dobroć w oczach – tym wszystkim jest przyjaciel Sherlocka, choć przy tym wcale nie jest nierealnym ideałem – ma swoje wady i mroczną przeszłość. I wcale nie jest nieistotnym tłem dla detektywa – to pełnokrwisty bohater, partner, postać, którą możemy lubić na równi z Sherlockiem, a może nawet trochę bardziej.

Tych dwóch aktorów ulepiło więc wspólnie parę idealną, wyważoną, pod żadnym względem nie przesadzoną. Przy okazji każdy z nich ma w sobie wielkie pokłady dobrego humoru, który za każdym razem objawia się inaczej. W trakcie oglądania serialu tyle samo czasu spędziłam na ocieraniu łez wzruszenia (większość tych łez popłynęło w ostatniej części drugiego sezonu) i wbijaniu paznokci w poręcz fotela, ile na chichraniu się w głos z uciechy. Wszystkiego po trochu, dokładnie tyle, ile potrzeba.

sh11

Historie, które przedstawiono w serialu z jednej strony nawiązują raczej luźno do oryginału, z drugiej jednak nie sposób od razu nie odgadnąć, o jaki motyw, wątek, o jaką zagadkę chodzi.  Postaci drugoplanowe też odgrywają swoją rolę – najlepszy jest wręcz diabolicznie szalony Moriarty, który w pierwszej chwili śmieszy, by za moment przerazić – zasługa kameleona o nazwisku Andrew Scott.

Znakomite kino akcji – oryginalny, a przy okazji nieprzesadzony montaż, nowatorski, potraktowany całościowo scenariusz, błyskotliwe dialogi, rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, przepiękne, nastrojowe zdjęcia, nieprzeciętnie utalentowani aktorzy. Dla mnie wszystko w tym filmie jest idealne. Wisienką na torcie jest brytyjski humor oraz sposób prezentowania procesu myślowego Holmesa – niezwykle nowatorski i oryginalny .

Tak wielkiej przyjemności podczas oglądania nie doświadczyłam od wieków. Lubię kryminały, ale ostatnio wszystkie tego typu seriale i filmy zlewają mi się w jedno. Sherlock z pewnością w nic z niczym mi się nigdy nie zleje – dawno tak nie nagimnastykowałam umysłu ile podczas prób nadążenia za tokiem myślenia Holmesa, dawno się tak nie uśmiałam z inteligentnych, nienachalnych dowcipów i nigdy tyle nie beczałam nad czymś, o czym od dawna wiedziałam, co już kiedyś przeżyłam i co wiem, jak się skończy. Zabawa konwencją, nawiązania do literackiego oryginału, czerpanie garściami zarówno z klasyki jak i z najnowszych zdobyczy kina – nie ma tu niczego przypadkowego, wszystko ma sens, wszystko połączone jest w całość z wielką błyskotliwością.

Mam nadzieję, że Ci z Was, którzy jeszcze Sherlocka nie oglądali, a postanowią to zrobić będą się bawić równie wyśmienicie jak ja. Serial na pewno podoba się każdemu, kto lubi filmy kryminalne oraz znakomite, błyskotliwe scenariusze, każdemu, kto kocha genialnych detektywów i najczarniejsze z najczarniejszych czarnych charakterów, po prostu każdemu, kto lubi oglądać dobre filmy. Teraz pozostaje tylko liczyć dni do pierwszego odcinka kolejnego sezonu – twórcy obiecują, że ukaże się on pod koniec roku.

Tytuł: Sherlock
Twórcy: Steven Moffat, Mark Gatiss
Obsada: Benedict Cumberbatch, Martin Freeman
Kategoria: kryminał
Kraj produkcji: Wielka Brytania

 

Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: Zielono w głowie

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *