Nadchodzi wiosna: na trawnikach rozkwitają pierwsze kwiaty, a na półkach księgarń pojawiają się interesujące premiery literackie. Do takich należy z pewnością najnowsza powieść Terry’ego Pratchetta o tytule Niuch, należąca do cyklu Świata Dysku. Książka ta zdążyła już odnieść prawdziwy sukces: tylko w ciągu pierwszych trzech dni po premierze w Wielkiej Brytanii zostało sprzedanych ponad pięćdziesiąt pięć tysięcy egzemplarzy; publikacja została także nominowana do nagrody Galaxy National Book Award w kategorii Popularna Książka Fikcyjna Sainsbury’s roku 2011. Niedawno miała miejsce polska premiera Niucha – pora więc odpowiedzieć na pytanie: czy warto sięgnąć po tę książkę?

Terry’ego Pratchetta można cenić za wiele rzeczy – niezwykłe, specyficzne poczucie humoru; charakterystyczny styl, oparty na zabawach językowych i żartach zarówno słownych, jak i sytuacyjnych; umiejętność nawiązywania do przeróżnych tekstów kultury i zjawisk, a także za celną krytykę naszego świata. Już od kilkunastu tomów serii stało się jasne, że dowcip i wciągająca fabuła to tylko forma, w którą wplecione są całkiem poważne treści. Brytyjski pisarz poruszał już tak ważkie problemy, jak feminizm, tolerancja (rasowa i religijna) czy polityka; pisał o konsekwencjach rewolucji oraz kierowania się uprzedzeniami czy stereotypami. Jednym taka zmiana w twórczości się nie podoba, inni są zachwyceni – ja należę do tej drugiej grupy. Niuch wpisuje się w podcykl o Straży Miejskiej, w którym właściwie od samego początku pojawiały się poważniejsze rysy, a gdzieś pomiędzy poszczególnymi zwrotami akcji i pościgami za przestępcami pobrzmiewała tematyka społeczna. W najnowszej powieści tradycja ta zostaje podtrzymana – a powiem więcej: jest jeszcze bardziej mrocznie i na serio.

Lord Vetinari ma pewne określone plany – aby je jednak zrealizować, musi na jakiś czas pozbyć się z miasta sir Samuela Vimesa. Jak łatwo się domyślić, po jakimś czasie komendant ku swojej bezbrzeżnej rozpaczy odkrywa, że znajduje się, wraz z żoną i synem, w bryczce wiozącej go na zaległy urlop do wiejskiej posiadłości rodziny Ramkinów. A przecież, jak powszechnie wiadomo (zwłaszcza miłośnikom powieści Agathy Christie), kiedy policjant robi sobie wolne od pracy, praca i tak wszędzie podąży za nim, i jest tylko kwestią czasu, kiedy z szafy wypadnie pierwszy trup. Tak jest też i w tym przypadku – mimo że wokół rozpościera się sielski krajobraz, wszędzie kwitną kwiaty, a ptaki śpiewają aż nazbyt głośno, to pomiędzy tym wszystkim czai się ciemność: zarówno ta dosłowna, skrywająca ogromne cierpienie i strach, jak i ta czająca się w samych ludziach – włączając także Vimesa. Od samego początku pobytu instynkt mu podpowiada, że coś jest nie tak – a kiedy po pojawieniu się pierwszych zwłok podejmuje śledztwo, trafia na coś znacznie większego i straszniejszego niż zwykłe morderstwo. Tym razem jednak Sam znalazł się w sytuacji o tyle trudnej, że przebywa poza swoją jurysdykcją, w całkiem nieznanej rzeczywistości, rządzącej się nieco innymi prawami – a to wszystko sprawia, że zaczyna czuć się zagubiony. Czy więc i tym razem uda mu się wygrać ze złem? Czy pokona tę mroczniejszą stronę swojej natury, która próbuje wydostać się na zewnątrz za każdym razem, gdy obowiązujące normy prawne wydają się niewystarczające na ogrom wyrządzonego zła?

Powieść od dotychczasowych z cyklu o Straży różni to, że akcja rozwija się w niej nieco wolniej – związane jest to oczywiście z samym miejscem, w którym rozgrywają się opisywane wydarzenia. Na wsi czas nie płynie tak szybko jak w mieście i potrzeba więcej czasu, aby iluzja idylliczności, wywołana urokliwymi widokami, rozwiała się, ukazując dawno pogrzebane tajemnice, pilnie strzeżone przez lokalną społeczność. Kiedy już jednak narracja nabierze tempa, napięcie zaczyna rosnąć z każdą kolejną stroną, a czytelnik nie będzie się mógł oderwać od lektury – w końcu jak tu przerwać czytanie, kiedy główny bohater znajduje się na miotanym przez burzę statku, któremu w każdej chwili grozi katastrofa, i na którego pokładzie znajduje się morderca? Wątek sensacyjny to jednak nie wszystko – jak już wspomniałam, pozycję tę można analizować na wielu poziomach.

Znajdziemy tu zatem także przepięknie rozrysowane relacje rodzinne, opisane w sposób bardzo ciepły, dowcipny i jakże prawdziwy. Wiele miejsca poświęcono nie tylko Sybil i  Samowi-Juniorowi, ale także Willkinsowi, który przestał być jedynie jedną z barwnych postaci drugoplanowych – tym razem ma do odegrania jedną z głównych ról. W tej części widać wyraźnie więź emocjonalną łączącą komendanta z jego rodziną i kamerdynerem, który staje się swego rodzaju powiernikiem głównego bohatera. Należy też wspomnieć o świetnie opisanej sferze uczuć i myśli, jakie zaprzątają umysł Vimesa. Mężczyzna, rozdarty pomiędzy swoją przeszłością i dzieciństwem spędzonym na ulicy a obecnym statusem społecznym oraz finansowym, ma problemy z odnalezieniem własnej tożsamości – sam już nie wie, kim jest i jak ma o sobie myśleć. Ta warstwa psychologiczna skonstruowana jest z prawdziwym znawstwem i zrozumieniem dla delikatności materii i należy jej się ogromna pochwała.

Najważniejsze w powieści nie jest jednak samo śledztwo ani realia życia na wsi – najbardziej istotne są te poważne, trudne treści, o jakich wspominałam na początku. Pratchett znów nawiązuje do kwestii tolerancji i niebezpieczeństwa, jakie wiąże się z poleganiem na uprzedzeniach i stereotypach. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że otrzymamy odgrzewanego kotleta: pisarz tym razem porusza kwestie naprawdę trudne – by nie zdradzić zbyt wiele, powiem tylko tyle, że moim zdaniem podołał zadaniu. Pokazał, co się dzieje, kiedy bezmyślnie postrzegamy innych poprzez krzywdzące stereotypy, lub też – co gorsza – uznajemy z takich czy innych powodów, że dany typ żywej istoty jest gorszy, godzien pogardy i odrzucenia. I to, że fabuła obraca się wokół goblinów, nie ma tu żadnego znaczenia – w końcu to Terry, a zatem jasne jest, że cała fantastyczna otoczka to tylko pretekst, i podczas lektury należy zwracać uwagę na to, co się za nią kryje.

Nie chcę jednak, aby czytelnicy spragnieni pratchettowskiego dowcipu poczuli się zniechęceni – bez obaw: humoru, zabaw językowych, słynnych przypisów do tekstu właściwego, a także przeróżnych aluzji literackich oraz odniesień do postaci historycznych jest tutaj, jak zwykle, całkiem sporo: tyle tylko, że nie są one celem samym w sobie, a raczej stanowią odskocznię i równoważnię dla poważnych tematów i bardziej ponurych scen.

Pora chyba, by odpowiedzieć na pytanie postawione w pierwszym akapicie. Czy zatem warto sięgnąć po najnowszą powieść Pratchetta? Moim zdaniem zdecydowanie tak. Szczególnie polecam ją tym, którym podobała się Straż Nocna i inne części napisane w podobnym tonie. Jedno jest pewne: sir Terry wciąż serwuje nam literaturę na najwyższym poziomie. Chyba tylko on potrafi połączyć komedię, kryminał, powieść psychologiczną i społeczną – i sprawić, by efekt był tak satysfakcjonujący!

Autor: Terry Pratchett
Tytuł: Niuch
Tytuł oryginału: Snuff
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7839-105-0
Data wydania: 10 kwietnia 2012
Format: 142mm x 202mm
Liczba stron: 360
Cena: 29,90 zł
Gatunek: fantastyka, fantasy, humor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *