Stefan Grabiński nie jest pisarzem szczególnie znanym i cenionym, a szkoda, bowiem jego utwory – a przynajmniej te zgromadzone w recenzowanym zbiorze – ukazują go jako twórcę o dużej wyobraźni, potrafiącego w swoich opowiadaniach budować niesamowitą atmosferę, a jednocześnie umiejętnie łączącego – wykluczające, zdawałoby się – estetyki i wątki. Pojawiające się tu i ówdzie określenia „polski Poe” wcale nie wydają się przy tym tanią próbą podbudowania wizerunku Grabińskiego czy też sprzedania go większej rzeszy czytelników – bowiem jeśli przyjrzeć się nieco bliżej, okaże się, iż obaj pisarze rzeczywiście mają ze sobą sporo wspólnych cech.
Bohaterowie Demona ruchu, podobnie jak postacie w utworach autora Studni i wahadła, są świadkami, jak ich poukładany świat powoli zmienia się pod wpływem nieznanych, nieustępliwych sił, których zamierzeń nie da się całkowicie określić, nieodmiennie jednak prowadzą one do konfrontacji z bohaterem – ta zaś nie zawsze kończy się dla niego szczęśliwie. Widać też, iż polskiego pisarza intryguje kwestia ludzkiego umysłu i psychiki, psychologia, zaburzenia tożsamości, a także czynniki, które mogą doprowadzić człowieka do obłędu. W ogóle Grabiński jest bardzo zainteresowany nauką (i paranauką, chociażby mediumizmem) oraz jej wpływem na świat – w swych opowiadaniach „kolejowych” z wręcz dziecięcym zachwytem rozwodzi się nad możliwościami kolei i kierunkami postępu technologicznego. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż bohaterami jego utworów często bywają ludzie nauki – lekarze, naukowcy, inżynierowie – którzy potrafią zajrzeć za zasłonę tajemnicy i dotknąć jej jądra, choć niekiedy cena takiego doświadczenia jest niezwykle wysoka. Podobieństw znalazłoby się jeszcze kilka, ale w żadnym wypadku nie można nazwać Grabińskiego epigonem – choć niewątpliwie czerpał wzorce z twórczości Poego, to jednak w swoich utworach zapuszczał się w obszary swemu mistrzowi niedostępne (chociażby ze względu na rozwój technologiczny i położenie geograficzne).
Wydany przez wydawnictwo Zysk i S-ka Demon ruchu i inne opowiadania składa się z dwudziestu pięciu dość krótkich tekstów, będących kompilacją utworów z kilku zbiorów. Fakt ten łatwo da się zauważyć, gdy spróbuje się uszeregować je w większe całości – czytelnik otrzymuje wtedy trzy duże grupy, w które – mniej lub bardziej – wpisują się teksty. Pierwsza, najobszerniejsza i niewątpliwie najciekawsza, obejmuje utwory o tematyce kolejowej. Grabiński w sposób zaskakujący łączy w nich zachwyt nad postępem z niesamowitością, której nie da się ogarnąć rozumowo; z jednej strony czuć radość z obcowania z wytworem ludzkiego umysłu, poddawania się pędowi, przełamywania ograniczeń czy wreszcie zwykłej podróży, ruchu; z drugiej zaś – w ten racjonalny świat nieustępliwie wlewają się tajemnicze siły budzące niepokój i strach. Grabiński nie czuje się niczym ograniczony, zapełniając opowiadania widmowymi pociągami, upiorami przemykającymi między przedziałami, sygnałami słanymi zza grobu. Niekiedy moce te przynoszą ukojenie dla zbolałej duszy (Głucha przestrzeń, nieco mesjanistyczny Ślepy tor), często wprowadzają chaos i zamieszanie (Demon ruchu, Błędny pociąg), nierzadko zaś stają się impulsem, by człowiek odsłonił swe wnętrze, kusząc go, igrając z jego umysłem i prowadząc do zguby (Przypadek). Dla mnie osobiście interesujące jest również to, w jaki sposób Grabiński buduje cały światek kolejowy – momentami na myśl przychodził mi film Andrzeja Munka Człowiek na torze, którego bohaterem był przedwojenny maszynista-fachowiec skonfrontowany z nowym systemem. Kolejarze z Demona ruchu zdają się w większości właśnie takimi fachowcami – ludźmi całym sercem oddanymi pracy, nieco przesądnymi, ale na swój sposób także bardziej świadomymi niż zwykli mieszkańcy czy pasażerowie. W sposobie kreowania świata kolei, czuć niezwykłą sympatię, momentami wręcz uwielbienie, jakim pałał do niego autor. Przy okazji można westchnąć nostalgicznie za czasami, w których na kolei straszyły tylko nawiedzone składy pospieszne i usmolone duchy, a nie brudna toaleta czy nieludzki fetor i ścisk na trasie Kraków – Warszawa…
Druga grupa opowiadań wydaje się nieco bardziej tradycyjna, skupiona wokół tematów – rzec by można – romantycznych: czarownic, demonicznych kochanek, nawiedzonych domostw, ale nie tylko. Ich bohaterami najczęściej pozostają jednostki o umysłach ścisłych, ludzie nauki, którzy stają przed problemem o charakterze nadnaturalnym. Standard fantastyki? I tak, i nie, bowiem Grabiński potrafi zgrane schematy ująć od strony jeśli nie oryginalnej, to na pewno nietuzinkowej. W Saturninie Sektorze podejmuje kwestię czasu i sposobu jego ujmowania, jednak problem filozoficzny ubiera w łaszki historii na poły kryminalnej; Szalona zagroda nieodmiennie przywodzi na myśl Amityville Horror, zaś Muzeum dusz czyśćcowych i Problem Czelawy zahaczają o kwestie psychiczne i parapsychiczne, wahając się pomiędzy afirmacją możliwości ludzkiego umysłu, a przekonaniem, iż nie wszystko może być wytłumaczone rozumowo. Trudno też zapomnieć o tekstach traktujących o kobietach fatalnych Grabińskiego: Kochance Szamoty i W domu Sary. Wspomnieć o nich warto nie tylko dlatego, iż w ciekawy, niesamowity sposób podejmują temat destrukcyjnej siły kobiecego pożądania i wampiryzmu, ale także dlatego, że stanowią interesujący kontrapunkt z twórczością Poego. U autora Studni i wahadła także można znaleźć silne kobiety, których powab kusi mężczyzn i sprowadza na nich katusze, jednak ich posągowość, tajemniczość nie jest jednoznacznie kojarzona ze złem. Tymczasem kochanki u Grabińskiego to prawdziwe megiery, sukkuby niemalże, wykorzystujące swą płeć i seksualność, aby nieść zgubę mężczyznom. Zresztą wątek ten – niebezpiecznej, piekielnej kobiety, podatnej na obłęd – pojawia się także w trzeciej grupie opowiadań, przyjmując jawnie destrukcyjne kształty.
Ostatni bowiem wątek, wokół którego krążą teksty, to ogień. Tutaj także można dostrzec sporą różnorodność i pomysłowość pisarza: z jednej strony serwuje czytelnikowi mocną, kominiarską opowieść o Białym Wyraku, by za chwilę zagłębić się w pokręcone religijne rytuały w Gebrach (moim zdaniem najsłabszy tekst, naszpikowany odniesieniami do wszelkich możliwych wierzeń i religii), a na koniec z przytupem opowiedzieć o dramatycznych zmaganiach człowieka z pożogą w Zemście żywiołaków. Niezależnie jednak od tego, czy Grabiński opowiada o feralnym, podatnym na katastrofy miejscu, czy też o tajemniczej piromance, ogień nieodmiennie jest siłą niszczącą – zwłaszcza gdy destrukcja idzie w parze z zachwytem nad żywiołem. Takie połączenie wcześniej czy później doprowadzi do zguby tych, którzy ulegają pięknu płomieni.
Przyznać trzeba jednak, iż pomysłowość i intrygujące połączenia tylko połowicznie odpowiadają za fakt, że Demon ruchu jest zbiorem tak interesującym i pociągającym. Drugim powodem niewątpliwie jest język, jakim posługuje się pisarz: szczegółowy, plastyczny, ale także niezwykle poetycki, nieraz aż po granice absurdu. Co i rusz czytelnik natyka się na kwieciste frazy, pełne dramatyzmu dialogi i skrzące się od detali opisy. Nie da się ukryć, iż nie każdemu do gustu przypadną zdania takie jak te: Tytoń dobry, przemycony nad granicą, ćmił się w kolistych, wonnych skrętach. Z ust konduktora wysnuwały się giętkie taśmy i zwinąwszy się w kłębki, toczyły jak kule bilardowe wzdłuż wagonowego pasażu – to znów wypadały gęste, zwarte cewki, przeciągały leniwo błękitne trzony i pękały u stropu, petardą dymu. Boroń był mistrzem w paleniu fajki… Cóż, sam byłem z początku przerażony perspektywą przebijania się przez dziwaczne konstrukcje, jednak – rzecz ciekawa – z biegiem czasu taka maniera coraz bardziej przypadała mi do gustu. Podczas czytania pierwszego opowiadania styl Grabińskiego był dla mnie koniecznością, ale już przy piątym czy szóstym nie wyobrażałem sobie, aby mógł być inny. Ze swoją przesadą i kwiecistością znakomicie pasował do niesamowitości tekstów, tworząc ich szczególny urok – urok obcowania ze starociem, który z początku wydawał się czymś męczącym i nieatrakcyjnym, lecz po starciu warstwy brudu i pleśni okazał się przedmiotem może nieco archaicznym, ale niewątpliwie pięknym i szlachetnym.
Jeśli miałbym wskazać jakieś wady Demona ruchu, tyczyłyby się one wydania. Owszem, wygląd robi wrażenie – śliczna oprawa graficzna, twarda okładka, dobry druk – ale zdecydowanie brakuje informacji o samym autorze i jego dorobku. Przydałby się krótki chociaż wstęp lub posłowie, skoncentrowane na postaci Grabińskiego, jego twórczości, inspiracjach, wpływie, jaki wywarł na innych autorów – tymczasem czytelnik nic takiego nie otrzymuje. Szkoda tym bardziej, że pisarz – mimo urokliwości swej prozy i jej niewątpliwej wartości – pozostaje nadal zapomniany. Szansa na wyciągnięcie go z cienia nie została wykorzystana w stu procentach, nie zmienia to jednak faktu, że Demon ruchu to niezwykle intrygujący zbiór opowiadań, który bez wstydu można postawić na półce obok utworów Poego czy Lovecrafta, bowiem w pełni na to zasłużył. Dla mnie to jedna z milszych niespodzianek tego roku.
Autor: Stefan Grabiński
Tytuł: Demon ruchu i inne opowiadania
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Format: 135 x 205
Stron: 544
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-7506-670-8
Premiera: 20 września 2011
Gatunek: fantastyka, opowiadania