Nie będę udawał, że dociekliwie szukałem odpowiedzi na pytanie: co autor tekstów miał na myśli? Nie zamierzam nikogo usprawiedliwiać, wczuwać się w atmosferę i słuchać tego materiału tak długo, aż doznam olśnienia.

Z zapowiedzi albumu wynikało, że wspólny projekt Reeda i Metalliki oparty jest na sztukach niemieckiego ekspresjonisty Franka Wedekinda: Przebudzenie wiosny i Puszka Pandory.

Pogrzebałem chwilę w necie i voila. Bohaterką utworów scenicznych jest dziewczyna o imieniu Lulu, w dzieciństwie seksualnie wykorzystywana i zmuszana do prostytucji. Gdy dorasta, zostaje kochanką bogatego dziennikarza, który wydaje ją za mąż. Ów mąż szybko ginie, a kolejni małżonkowie Lulu też padają jak muchy.

Więcej informacji nie znalazłem i, prawdę mówiąc, nie chciało mi się szukać. Skąd ta pasywność? Dzięki krótkiemu opisowi sztuk bełkotliwe wynurzenia Reeda nabrały ciut bardziej czytelnych kształtów. Przede wszystkim doszedłem jednak do wniosku, że w gruncie rzeczy w dupie mam to, co były lider legendarnej grupy The Velvet Underground pragnie oznajmić światu. Koncepcja, według której w kawałkach muzycznych najważniejsze są teksty, nie przemawia do mnie. Jak chcę poezję, sięgam po tomik wierszy, nie po piosenki.

Na dwupłytowym albumie gwiazd rocka muzyka sprowadzona została do roli drugorzędnej. Niby od cholery różnych instrumentów, włącznie ze skrzypcami i wiolonczelami obsługiwanymi przez wynajętych osobników, wszystko jednak brzmi chaotycznie, bez ładu i składu. Jakby ktoś sklecił numery na kolanie lub nieudolnie improwizował. Żeby chociaż Lou Reed śpiewał albo przekazał mikrofon Hetfieldowi. Dziadek niestety chyba za bardzo w siebie uwierzył. Nigdy wprawdzie nie imponował wokalem, ale na Lulu przegiął. Pół biedy, gdy recytuje, uszy więdną, kiedy próbuje podśpiewywać. Facet potwornie irytuje, jeszcze bardziej niż paskudnie pitolący grajkowie sesyjni. Nie obchodzą mnie tłumaczenia, że przecież to celowe zabiegi artystyczne podkreślające rozpieprzony stan ducha, degrengoladę itp. Można było się postarać i użyć innych środków.

{youtubejw}PzZCiZdGae0{/youtubejw}

Sama Metallica też słabo się prezentuje, choć na szczęście nie tak dennie, jak reszta towarzystwa. Metalowcy wrzucili kilka fajnych riffów na album. Problem w tym, że przeraźliwie długie utwory (Junior Dad trwa niemal dwadzieścia minut!) oparte są na jednym, czasem dwóch prostych melodyjkach powtarzanych do znudzenia. Fajne są te gitarowe motywy, wpadają w ucho, ale wałkowane w kółko przypominają zacinającą się płytę.

Hetfield udziela się wokalnie dosłownie kilka razy, i poza kawałkiem The View, niestety z mizernym skutkiem. Śpiewa zbyt wysoko na swoje możliwości, nadwyręża struny głosowe, męczy się okrutnie, a mimo to i tak wypada lepiej niż Reed. Ulrich na ogół sobie radzi, ale trudnego zadania nie ma-proste rzeczy wygrywa. Momentami rozpędza się konkretnie, na przykład w Mistress Dread. Trujillo i Hammett obecni, choć w sumie mogli zostać w domu-kompletnie się nie wyróżniają.

Nie wiem, do kogo adresowany jest album. Wielbiciele Metalliki się wściekną, fani Lou Reeda spalą ze wstydu, ludzie chcący posłuchać dobrej muzyki wymiękną po paru minutach. Może koneserzy sztuki supernowoczesnej zasmakują w tym eksperymencie? Im łatwo wmówić, że poplamiona deska zasługuje na miejsce w muzeum, dlaczego więc nie mieliby łyknąć kitu o doskonałym dziele w postaci Lulu? Współczuję wszystkim zaangażowanym w proces sprzedaży i promocji tego gniota, ale jeszcze bardziej żal mi nabitych w butelkę fanów Metalliki, do których się zaliczam.

Całego albumu można posłuchać na oficjalneh stronie, czyli TUTAJ.

Metallica-and-Lou-Reed

Lista utworów:

Dysk 1:

1. „Brandenburg Gate” 4:19
2. „The View” 5:17
3. „Pumping Blood” 7:24
4. „Mistress Dread” 6:51
5. „Iced Honey” 4:36
6. „Cheat on Me” 11:26

Dysk 2:

7. „Frustration” 8:34
8. „Little Dog” 8:01
9. „Dragon” 11:08
10. „Junior Dad” 19:29

Tytuł: Lulu
Wykonawca: Metallica, Lou Reed
Dystrybutor: Universal Music Polska
Data premiery: 28 października 2011
Nośnik: CD
Liczba nośników: 2

Tekst oryginalnie ukazał się w Magazynie Internetowym Maddogowo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *