NikitaNowy serial o Nikicie miał trudny orzech do zgryzienia – musiał zmierzyć się ze sławą filmu Luca Bessona oraz poprzednim serialem z Petą Wilson w roli głównej. Widzowie zastanawiali się, czy po tym, co widzieliśmy w poprzednich produkcjach, można czymś jeszcze zaskoczyć i pokazać coś, co przyciągnie przed ekrany.

Polscy widzowie niecały rok po amerykańskich mogli przekonać się, jaka jest nowa „Nikita”. Premierowe odcinki wyemitowała 3 czerwca 2011 roku stacja AXN.

W tytułową rolę wcieliła się znana z chińskich i amerykańskich filmów akcji Maggie Q. Aktorka, która uczyła się sztuk walki i fachu od samego Jackie Chana miała wszelkie predyspozycje, by stać się Nikitą XXI wieku.

Po pierwszych dwóch odcinkach Q sprawdza się w tej roli znakomicie i wydaje się być bardziej przekonująca od Pety Wilson. W jednym momencie jest piękna i uwodzicielska, by po chwili stać się maszyną do zabijania. Właśnie w scenach akcji aktorka jest najbardziej wiarygodna.

Sceny akcji kręcone są efektownie i dynamicznie. Twórcy starali się znaleźć równowagę, aby było ich dostatecznie dużo w odcinku, żeby widzów nie znudzić. Mieszane odczucia pozostawiają jednak sceny walki wręcz, które niestety są kręcone w typowo amerykańskim stylu – szybki montaż i praca kamery skupiająca się na zbliżeniach. Maggie Q ma umiejętności, które należałoby wyróżnić, a nie ukrywać je przez szybkie cięcia.

Fabularnie „Nikita” różni się od swojej serialowej poprzedniczki. Tutaj bohaterka jest już poza organizacją i robi wszystko, aby ją zniszczyć, jednocześnie dokonując zemsty za to, co jej zrobiono. Pojawia się druga główna bohaterka w postaci Alex (Lyndsy Fonseca). Jej gra pozostawia wiele do życzenia – od pierwszych scen, gdy poznajemy ją jako ćpunkę, nie jest zbyt wiarygodna jako ta postać. Na szczęścia wraz z rozwojem wydarzeń w drugim odcinku zaczyna się to polepszać, kiedy to dowiadujemy się całej prawdy o Alex.

Najważniejsze, że wbrew pozorom pilotażowego odcinka, nie jest to serial oparty tylko na jednym wątku – przeszkadzania organizacji w kolejnych misjach. Już po drugim odcinku widać, że oprócz wątku głównego zniszczenia organizacji jest również kilka pobocznych, które dostarczają widzom, jak i samym bohaterkom, dużo emocji.

Pierwsze dwa odcinki to tak naprawdę przedstawienie postaci, zarysu historii i biegu wydarzeń. Poznajemy historię Nikity, dlaczego chce zemścić się na organizacji, która ją wyszkoliła, ale także dowiadujemy się, że nadal ma tam osoby, które darzą ją sympatią. Birkhoff, a zwłaszcza Michael pokazali to w dwóch sytuacjach.

Kompletnie nie mogę kupić Shane’a Westa w roli Michaela – aktor wydaje mi się cały czas sztuczny i ma na ekranie cały czas tę samą minę. Natomiast Xander Berkeley, którego pamiętam z „24 Godziny” jako Percy jest świetny – widać, że czuje się dobrze w graniu egocentrycznego przywódcy organizacji, całkowicie świadomego tego, co robi i jak wykorzystuje to wszystko do własnych celów.

Pierwsze dwa odcinki „Nikity” oglądało się dobrze, chociaż odczuwalny był brak jakichś szczególnych emocji czy potrzebnego napięcia. Pomimo kilku wyraźnych niedociągnięć, historia intrygowała, nie była kalką poprzednich produkcji, a akcja dostarczała odpowiedniej dawki rozrywki.

Autorem tekstu jest Adam Siennica.

{youtube}NgSawoUDsmE{/youtube}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *