NigdziebądźAlicja pobiegła za białym królikiem i trafiła do Krainy Czarów. Richard Mayhew zaopiekował się ranną dziewczyną na ulicy i także tam trafił. I muszę Wam powiedzieć, że Kraina Czarów, która powstała półtora wieku temu, nie zmieniła się bardzo. Może tylko troszkę wydoroślała i zrobiła się bardziej przerażająca. A pisarz zmienił nazwisko z Carroll na Gaiman.

Zupełnie przeciętny mężczyzna Richard Mayhew prowadzi całkowicie przeciętne życie i pracuje w absolutnie przeciętnym biurze. Idąc na kolację wraz ze swoją narzeczoną (mniej przeciętną, bardziej wredną, wymagającą i upartą), widzi leżącą na ulicy dziewczynę (zupełnie nieprzeciętną). Odkrywając, że jest ranna, rezygnuje z kolacji i śpieszy nieznajomej na pomoc. Po tym już nic nie jest takie same. Richard odkrywa świat istniejący pod ulicami Londynu, o którym większość ludzi nie wie. Świat, w którym słowo staje się prawdziwą siłą. Świat, gdzie można trafić jedynie otwierając drzwi. Świat niebezpieczny, gdzie mieszkają święci i potwory, mordercy i aniołowie.


Neil Gaiman w swojej książce „Nigdziebądź” przede wszystkim rzuca wyzwanie tłumaczom, bowiem słowa tu ożywają i patrzą nam prosto w oczy. Czy to jest możliwe? Owszem. Sam Richard Mayhew przekonał się o tym, odkrywając, że tuż obok niego i dobrze mu znanego Londynu istnieje także Londyn Pod, gdzie możliwe jest wszystko i jeżeli nie zmieni się punktu widzenia, to ów punkt po prostu ucieknie.

Jednak gdy jest się przeciętnym mężczyzną ciężko uwierzyć, że istnieje świat, który chowa się w nazwach ulic, mostów i stacji metra. W „Nigdziebądź” wszystkie nazwy własne miasta ożywają, nabierają nowego znaczenia, życia, ciała, krwi i kości. Gaiman zachęca czytelnika do przypomnienia sobie pierwotnego znaczenia nazw, którymi ten posługuje się na co dzień, mówiąc taksówkarzowi, pod jaki adres ma go odwieźć. Istna uczta dla Londyńczyków, prawdziwe utrapienie dla tłumaczy. A nam pozostaje marzyć o tym, by ktoś uczynił z naszym miastem to, co Gaiman uczynił z Londynem.

Niesamowity świat, który porywa i trwale pozostaje w pamięci, po raz pierwszy ujrzał światło dzienne w postacie serialu emitowanego na kanale BBC w 1996. Jednak potem reżyser postanowił zmienić serial w powieść i w ten oto sposób otrzymaliśmy głównego bohatera owej recenzji – „Nigdziebądź” Neila Gaimana.

Nie tylko Londyn Pod jest tu godzien pochwały, kroku dotrzymują mu postaci książki. Od głównych zaczynając, na epizodycznych kończąc – każda jest na swój sposób intrygująca, ciekawa i niezwykła. O każdej można by napisać oddzielną powieść, bo tak naprawdę wewnątrz każdego z bohaterów istnieje jego własny bogaty świat, który lśni niczym diament w oprawie z Londynu Pod.

Spróbujcie sobie tylko na moment wyobrazić, że znikacie ze swego życia. Wciąż oddychacie, czujecie głód, chodzicie po ulicach, ale nikt was nie pamięta, nikt nie jest w stanie skupić na was swojej uwagi, a wasze mieszkanie zostaje wynajęte komuś innemu. Jednak gdy zamykają się jedne drzwi, otwierają się inne.

„- To zdrobnienie od Dee? – spytał.
– Co?
– Twoje imię.
– Nie.
– Jak je wymawiasz?
– Drzwi. Jak coś, przez co się przechodzi.
– Ach tak. – Czuł, że musi powiedzieć coś jeszcze, więc rzekł: – Co to w ogóle za imię?
Spojrzała na niego swymi różnobarwnymi oczami.
– Moje imię.”*

Istnieją światy i światy. A między nimi znajdują się drzwi. Jedne z tych drzwi otworzyły się przed Richardem Mayhew. Czy chcecie wejść razem z nim i zobaczyć Krainę Czarów Gaimana na własne oczy?

___________________________
*Neil Gaiman „Nigdziebądź”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *