Gdy za oknem jest aura, której nijak nie da się przypisać do żadnej określonej, znanej nam do dnia dzisiejszego, pory roku, tym chętniej sięgamy po książki, które już z okładki wabią nas tym, czego w naszej szerokości i długości geograficznej najbardziej brakuje. Słońca. To właśnie tym uwiodła mnie okładka Szeptu cyprysów. Niezwykle piękną scenerią, widokiem pełnym słońca i morzem tak błękitnym, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. I choć doceniam piękne okładki, rzadko determinują one mój wybór. Tym razem jednak musiało być inaczej.
Kategoria: Obyczajowa i romans
„Podróż na sto stóp”, Richard C. Morais – recenzja
Najtrudniejsze w życiu podróże to wychodzenie ludziom naprzeciw, pisał Henry Boye, a doświadczenia życiowe wielu z nas mogłyby stanowić idealną wizualizację przytoczonego cytatu. Spotkanie z drugim człowiekiem, zwłaszcza odmiennym od nas kulturowo i językowo, a także posiadającym inne od naszych, a czasem nawet sprzeczne z naszymi, interesy, kojarzy się raczej jako próba sił, a wyjście naprzeciw, jeśli w ogóle do niego dochodzi, przypomina raczej wrogie wojska ustawione z przeciwległych końców bitewnej sceny. Po czasie zaś może się okazać, że wyjście drugiemu człowiekowi na przeciw mogło doprowadzić do jedynego, słusznego rozwiązania: spojrzenia we wspólnym kierunku.
„Malowane dziewczęta Degasa”, Cathy Marie Buchanan – recenzja
Z bestialską zuchwałością wysuwa twarz do przodu. Dlaczego jej czoło przysłonięte grzywką, podobnie jak jej buzia, nosi już ślady na wskroś ohydnej natury? Może Degas wie o przyszłości tancerki coś, z czego my nie zdajemy sobie sprawy. Ze szkoły baletowej wybrał młódkę nad wiek zdemoralizowaną i pokazał, jak przywiędła przed czasem.
„W poszukiwaniu zapachu snów”, Iwona Menzel – recenzja
Spokojny wieczór, kubek aromatycznego kakao i książka. Najlepiej mądra, dowcipna i pięknie napisana… Taka jest właśnie powieść Iwony Menzel W poszukiwaniu zapachu snów.
„Mój przyjaciel Meaulnes”, Alain-Fournier – recenzja
Nie wiem czy wszyscy, którzy książki piszą lub do ich pisania się przymierzają, wiedzą, co najlepiej stymuluje wenę twórczą, co wpływa na natchnienie niczym nadejście wiosny na pierwiosnki, krokusy i fiołki. A jest to takie oczywiste – wystarczy się zakochać! Poszukać obiektu, w którym można ulokować uczucie, najlepiej nieodwzajemnione i to wszystko – jak historia literatury zdaje się pokazywać, wystarczy wówczas już tylko usiąść i czekać na Muzę, która prędzej czy później się pojawi i napełni głowę literata wiekopomnymi pomysłami.
„Czarne skrzydła”, Sue Monk Kidd – recenzja premierowa
Woman is the nigger of the world – słowa piosenki Johna Lennona porównującej społeczny status kobiety i czarnoskórego mieszkańca Ameryki nieprzypadkowo nasunęły mi się po lekturze najnowszej powieści autorki osławionego Sekretnego życia pszczół. Sue Monk Kidd, snując opowieść o siostrach Grimke – pierwszych w historii działaczkach na rzecz abolicji i pionierkach feminizmu – uświadamia smutną zasadność i prawdziwość stwierdzenia artysty. Dzieje Sary i Angeliny pokazują bowiem, że zarówno los kobiety, jak i niewolnika na amerykańskim Południu był – paradoksalnie – równie upokarzający, smutny i beznadziejny, próby jego zmiany najczęściej z góry skazane na niepowodzenie, a społeczna presja, by utrzymać status quo – zatrważająco silna i niewzruszona.
„Skrzydła nad Delft”, Aubrey Flegg – recenzja
Delft było dla mnie do niedawna niepozornym miasteczkiem, jakich wiele na niderlandzkiej ziemi. Kojarzyło mi się z Vermeerem i z jego słynnym obrazem przedstawiającym widok miasta od strony rzeki, a także z porcelaną, której produkcja rozsławiła to miejsce na całym kontynencie. Dzięki powieści irlandzkiego pisarza Aubrey’a Flegga dowiedziałam się o tym niezwykłym miejscu o wiele więcej.
„Prowincja pełna szeptów”, Katarzyna Enerlich – recenzja
Katarzyna Enerlich na wstępie swojej najnowszej powieści nie oszczędza swojej bohaterki – straszne wieści z Syberii powodują, że jej szczęśliwe życie rozpada się w jednej chwili na miliony kawałeczków. Ten gorzki wstęp jest jednak początkiem kolejnej pełnej magii historii.
„Tajemnice Rutherford Park”, Elizabeth Cooke – recenzja
Powieść Tajemnice Rutherford Park Elizabeth Cooke wydawca poleca fankom i fanom Downtown Abbey. Na początku wydawało mi się, iż to dość odważne (zuchwałe?!?) porównanie, tymczasem już po lekturze doszłam do innego wniosku. Angielska pisarka stworzyła świetny klimat, wiarygodnie oddała ówczesną sytuację polityczną, w której umiejscowiła intrygującą akcję z bohaterami z krwi i kości. Jeśli do tego dołożyć rozległe opisy krajobrazu i umiejętnie budowane napięcie, to mamy przepis na powieść obyczajową, która ma duże szanse na sukces, a z pewnością na niemałe grono zapalonych czytelników, czekających na kontynuację książki. Początkowo podeszłam do Tajemnic… podejrzliwie (sama nie wiem dlaczego), a ostatecznie historia rodu Cavendishów pochłonęła mnie całkowicie i żal mi było się z nim rozstawać…
„Tajemnice prowincji”, Joanna Jurgała-Jureczka – recenzja
Powieści obyczajowe są tą częścią literatury, po którą sięgam najrzadziej – pierwszeństwo mają zawsze historia, biografie, fantastyka… Nie znaczy to, że nie czytam ich wcale. Po prostu fabuła musi mnie wyjątkowo zaintrygować, żebym odłożyła na chwilę grubachne tomy o postaciach, które żyły wiele lat temu albo o podróżach do światów pełnych smoków i zajrzała do książki opisującej życie ludzi współczesnych, takich jak ci, którzy otaczają mnie na co dzień, mijają każdego dnia, mieszkają wokół. Przeglądając przedwakacyjne zestawienia powieści tego typu, zwróciłam uwagę na książeczkę, której treść wyjątkowo mnie zainteresowała.