Furia. Słowo, które zdecydowanie niesie w sobie negatywne emocje. To złość, to przekroczenie granic, nieobliczalność. I choć Malik Solanka, główny bohater powieści Salmana Rushdie’go, wydaje się być człowiekiem spokojnym, tak głęboko w nim tkwi swego rodzaju potwór. Jak zresztą w każdym z nas.
Kategoria: Proza zagraniczna
„Jej wszystkie życia”, Kat Atkinson – recenzja
Jej wszystkie życia to powieść, której akcja rozpoczyna się w Anglii dokładnie 11 lutego 1910 roku, podczas śnieżycy. Tego feralnego dnia Sylvie zaczyna rodzić, a lekarz przez złe warunki atmosferyczne nie może dotrzeć do niej na czas. Dziecko owinięte pępowiną i bez pomocy lekarza nie ma szans na przeżycie. Dziewczynka rodzi się martwa. Zapada dla niej ciemność… Istnieje też druga wersja, w której tego samego dnia lekarz dociera do rodzącej kobiety i poród, choć niepozbawiony komplikacji, kończy się szczęśliwym rozwiązaniem, a Ursula 11 lutego 1910 roku zaczyna swoje życie. Ponownie.
„Tatulo”, Joyce Carol Oates – recenzja
Dinah i White są szczęśliwymi rodzicami pięcioletniego Robbiego. Pewnego słonecznego popołudnia ich poukładane życie zmienia się na zawsze – chłopiec zostaje porwany, a matka próbująca ochronić swojego syna ledwo uchodzi z życiem. Oszpecona i okaleczona przez kolejne dni czeka na wieści o swoim synu. Dni zamieniają się w miesiące, a potem lata… Robbiego jednak upatrzył sobie podobno sam Bóg, a którego Tatulo za jego wezwaniem musiał wyrwać z objęć złej matki.
„Dyskretny bohater”, Mario Vargas Llosa – recenzja
Dyskretny bohater to druga powieść Mario Vargasa Llosy napisana po otrzymaniu literackiej Nagrody Nobla. U niektórych czytelników znów skutecznie wzrosły literackie apetyty i obudziły się wielkie oczekiwania, którym niełatwo sprostać nawet nobliście. Czy wydana niedawno na polskim rynku powieść obyczajowa z wyczuwalną nutą rozrywki, w której króluje wątek sensacyjno-miłosny spełnia pokładane w niej nadzieje? Czy równolegle opowiedziane dwie historie (które na końcu pięknie się łączą), ze znanymi z poprzednich książek Llosy barwnymi bohaterami (z Zielonego domu, Pochwały macochy, Kto zabił Palomina Molero?, Litumy w Andach), napisane żywym językiem zadowolą nawet najbardziej wybrednych recenzentów? Wreszcie, czy wartka akcja, wielkie pieniądze, ogromne namiętności i bolesne zdrady wystarczą, by ta proza nie pozostawiła ich rozczarowanymi? Najnowszej powieści daleko do genialnej Rozmowy w katedrze, ale kto odważny, niechaj czyta…
„Żaby” Mo Yan – recenzja
Każde dziecko jest jedyne, nikt go nie może zastąpić. Czy krew na rękach nigdy nie daje się zmyć? Czy dusza w okowach winy nigdy nie znajdzie wyzwolenia? – Choć te pytania padają pod sam koniec najnowszej powieści Mo Yana, można potraktować je za kwintesencję Żab. Chiński noblista na tym jednak nie poprzestaje.
„Marcovaldo”, Italo Calvino – recenzja
Italo Calvino to XX-wieczny włoski mistrz prozy zaliczany w poczet najwybitniejszych europejskich i światowych postmodernistów. Był w swoim czasie jednym z najczęściej tłumaczonych na inne języki włoskich pisarzy, uznanym znawcą literatury, do tego branym pod uwagę jako kandydat do literackiego Nobla. Jakże zaskakujące w obliczu tej rekomendacji mogą się wydawać jego zazwyczaj niewielkie i niepozorne książeczki… W nich zaś nierzadko pojawia się dowcip, eksperymenty z formą (jak w Jeśli zimową nocą podróżny), elementy surrealistyczne czy wręcz fantastyczne (jak w Opowieściach kosmikomicznych czy trylogii Nasi przodkowie), a nawet szczypta znakomitej poezji (jak w Niewidzialnych miastach). Marcovaldo to kolejna perełka, na którą warto zwrócić uwagę.
„Juda nieznany”, Thomas Hardy – recenzja
Okrucieństwo tłumu i upodobanie do myślistwa mają wspólne źródło. Tłum, mordując swą bezbronną ofiarę, daje dowód nikczemnego okrucieństwa. Okrucieństwo to jest w oczach człowieka myślącego blisko spokrewnione z okrucieństwem myśliwych, którzy się zbierają, by z przyjemnością przyglądać się rozdzieraniu nieszczęśliwego jelenia przez zażarte psy. * Twórczość powieściowa Thomasa Hardy’ego pozostaje pod silnym wpływem wielkich myślicieli XIX wieku, między innymi Johna Stuarta Milla, oraz podejmuje typowy dla literatury późno-wiktoriańskiej temat obojętności kosmosu wobec ludzkich cierpień i namiętności, obrazuje przewrotność losu lubiącego posługiwać się przypadkiem w świecie, którym nie kieruje Bóg. Pisarz interesuje się przede wszystkim konfliktem jednostki ze społecznością – skazaną na niepowodzenie walką z otoczeniem, z własnymi skłonnościami, z fatum.
„Tetrameron”, Jose Carlos Somoza – recenzja
Wyobraź sobie, że przemierzasz labirynt, który sama tworzysz, wędrując. Jeżeli nie postąpisz naprzód, nigdy nie znajdziesz wyjścia, bo nie będzie ono istniało. Jeżeli się cofniesz, wszystko to, co stworzyłaś, zmieni się w przeszkodę. A jeżeli wreszcie znajdziesz wyjście, jaka to będzie dla ciebie satysfakcja, skoro wiesz, że sama stanowiłaś jedyną drogę?
„Testament Marii”, Colm Toibin – recenzja
We współczesnej literaturze istnieje wyraźnie dostrzegalny, a mam wrażenie, że także coraz bardziej modny i popularny, nurt polegający na reinterpretacji wydarzeń opisanych w Ewangeliach – wystarczy wspomnieć twórców takich, jak Norman Mailer (Ewangelia według Syna), Jose Saramago (Ewangelia według Jezusa Chrystusa) czy nawet Dan Brown (Kod Leonarda da Vinci). Autorskie wariacje na temat historii biblijnych najczęściej budzą ogromne emocje i kontrowersje – obranie innej drogi niż obowiązujący kanon religii chrześcijańskiej z pewnością jest czymś kuszącym i w jakimś stopniu odzwierciedla ducha naszych czasów, niemniej jednak nie zawsze efekt jest współmierny do zamieszania wywołanego pojawieniem się publikacji, która miałaby wstrząsnąć posadami chrześcijańskiego porządku świata.
„Odcienie miłości”, Alice Munro – recenzja
Odcienie miłości to zbiór opowiadań Alice Munro po raz pierwszy opublikowany w latach 1985 – 1986. Zebrane tutaj utwory nie są tak osobiste, jak te, które znamy choćby z Drogiego życia czy Widoku z Castle Rock. Nie są również tak ascetyczne pod względem formalnym. Niektóre z nich ocierają się o wysublimowaną lirykę, inne oparte są na wątkach kryminalnych – traktowanych zawsze „pretekstowo”, a nie jako cel sam w sobie – jeszcze inne zaś utrzymane są w konwencji onirycznej i stylistycznie nawiązują do „sytuacji kafkowskich”. Jest jednak coś, co je łączy. To – jak zwykle u Munro – obrazki z życia codziennego, zwykłego, przaśnego, niekiedy szarego i banalnego. Życia, które autorka we właściwy sobie sposób gloryfikuje, które ogląda przez soczewkę i które czyni przedmiotem sztuki. I jeszcze jedno je łączy. Miłość. Nie „literacka” i nie „filmowa”. Prawdziwa. Taka, jaką zna każdy z nas.