Może niektórzy z was pamiętają moje zachwyty nad pierwszą częścią nowej powieści Jacka Piekary? Szubienicznik wciągnął mnie w wir szlacheckich biesiad i fascynujących gawęd, oślepił błyskiem szabel rąbiących na lewo i prawo z prędkością światła, oczarował lekkim, a jednocześnie wspaniale dopracowanym stylem, a nade wszystko zdenerwował brakiem zakończenia. No bo jak można było mnie i moją wyobraźnię przenieść w przeszłość, rozkochać w bohaterach, niemal przebrać w XVII-wieczne fatałaszki, a potem porzucić gdzieś w nieokreślonym czasie i nie wiadomo jakiej przestrzeni? W dodatku w takim momencie, że pozostało mi tylko zgrzytanie zębami – szlachecki temperament takiego rozwiązania nie preferuje, ale białogłowie nie wypada od razu po broń sięgać. Cliffhanger to zabieg literacki, który toleruję tylko wówczas, gdy natychmiast mam pod ręką dalszy ciąg historii, a w tym przypadku nie bardzo było wiadomo, kiedy ten dalszy ciąg nastanie.
Urocza okładka, wydanie przyjemne dla oka, nazwisko autorki, która już raz była u nas szumnie ogłaszana jako twórczyni bestsellerów. Kto jak kto, ale Hiszpanie potrafią tworzyć wspaniałe powieści – pisałam o mojej miłości do nich w recenzji poprzedniej książki Carli Montero pt. Szmaragdowa tablica. Przypuszczam więc, że hiszpański czytelnik również na dobrej literaturze się zna i jakoś trudno mi zrozumieć, cóż on takiego w Montero widzi. Ja widzę niewiele.
Gabriel Garcia Marquez wydał na świat dzieło, które nie ma swojego odpowiednika w literaturze. Ze Stu lat samotności można czerpać garściami: inspirację, konstrukcje, zabiegi, nawiązania, jednak stworzenie powieści zbliżonej do tej, podobnej w kunszcie, zamyśle i bogactwie motywów, wydaje się graniczyć z cudem.
Kolejny raz zanurzam się w emocjonującej historii wykreowanej przez Cecilię Randall i z wielką przyjemnością przekonuję się, że drugi tom tej opowieści jest godnym następcą pierwszego…
W związku z niedawną polską premierą drugiego tomu cyklu Hyperversum, zatytułowanego Hyperversum II: Sokół i lew postanowiłam sięgnąć najpierw po część pierwszą – zachęcona dobrymi recenzjami i opiniami czytelniczek i czytelników… I choć w efekcie spodziewałam się czegoś dobrego, książka i tak przeszła moje najśmielsze oczekiwania.
Książki, które opowiadają o czasach minionych, o tym jak dawniej się ludziom żyło i czym się żyło, o społeczeństwach, zwyczajach, a przede wszystkim o ludziach niezmiennie absorbują mój wzrok i nie dają przejść obok siebie obojętnie. Bezwzględne, zdecydowane i zabójczo niebezpieczne. Największe zbrodniarki II Rzeczypospolitej – oto, co przeczytałam na okładce najnowszej książki Kamila Janickiego, oto, co mnie do niej przyciągnęło.
W cieniu zakwitających dziewcząt to drugi po W stronę Swanna tom uznawanego za literackie arcydzieło quasi-autobiograficznego, powieściowego cyklu Marcela Prousta W poszukiwaniu straconego czasu.
Miłość i strach. Dzieje uczuć kobiet i mężczyzn to znakomity cykl autorstwa znanego historyka i publicysty Jerzego Besali, powstały na bazie zainteresowania zagadnieniami z pogranicza historii, socjologii, psychologii i antropologii. Jego motywem przewodnim jest ludzka obyczajowość i uczuciowość oraz to, jak kształtowała się ona na przestrzeni wieków; każdy z tomów, a mam właśnie w rękach czwarty, jest wnikliwym, analitycznym spojrzeniem na kulturę i historię człowieka przez pryzmat stosunków międzyludzkich oraz uczuć towarzyszących nam od zarania dziejów. Poprzednie części serii skupiały się na cywilizacjach starożytnych oraz okresie średniowiecza; niniejszy tom, zatytułowany Uwolnienie i konsumpcja żądz, pozwala bliżej przyjrzeć się przemianom obyczajowym – z naciskiem na relacje damsko-męskie i kwestię uczuć – charakterystycznych dla XVI, XVII i XVIII wieku.
Dziennikarka Iza Michalewicz jest moim najnowszym literackim odkryciem. Jak to możliwe, że nie trafiłam na jej reportaże wcześniej – nie mam pojęcia. Mariusz Szczygieł pisał o niej jako „reporterce z krwi i kości”, która podejmuje tematy tajemnicze, przypominające klimatem twórczość Franza Kafki. Książka Życie to za mało. Notatki o stracie i poszukiwaniu nadziei to zbiór 24 osadzonych w podobnej atmosferze tekstów. Już dawno nie czytałam tak dobrych, pełnych empatii artykułów, w których nie ma choćby jednego zbędnego słowa.
Mariaż kryminału z horrorem to zazwyczaj intrygujące połączenie; opowieść osnuta wokół charakterystycznych dla tych gatunków motywów i fabularnymi rozwiązaniami nawiązująca do ich najlepszych tradycji ma w sobie spory potencjał, dzięki czemu jest w stanie przykuć uwagę czytelnika i zapewnić mu chwile podszytej grozą rozrywki. Niestety, czasem dobre chęci i ewentualne możliwości nie przekładają się na realizację koncepcji, obiecujący pomysł zostaje zaprzepaszczony, czytelnikowi zaś pozostaje poczucie niedosytu bądź rozczarowania.