PowieśćTajemnice Rutherford Park Elizabeth Cooke wydawca poleca fankom i fanom Downtown Abbey. Na początku wydawało mi się, iż to dość odważne (zuchwałe?!?) porównanie, tymczasem już po lekturze doszłam do innego wniosku. Angielska pisarka stworzyła świetny klimat, wiarygodnie oddała ówczesną sytuację polityczną, w której umiejscowiła intrygującą akcję z bohaterami z krwi i kości. Jeśli do tego dołożyć rozległe opisy krajobrazu i umiejętnie budowane napięcie, to mamy przepis na powieść obyczajową, która ma duże szanse na sukces, a z pewnością na niemałe grono zapalonych czytelników, czekających na kontynuację książki. Początkowo podeszłam do Tajemnic… podejrzliwie (sama nie wiem dlaczego), a ostatecznie historia rodu Cavendishów pochłonęła mnie całkowicie i żal mi było się z nim rozstawać…
Z okazji swojego jubileuszu wydawnictwo Znak przygotowało dla swoich czytelników i czytelniczek niezwykłą niespodziankę. Seria 50 książek na 50-lecie Znaku to niesamowita kolekcja, pięknie wydanych klasyków literatury światowej. Znajdziemy w niej znane i lubiane tytuły takie jak: Wielki Gatsby Francisa Scotta Fitzgeralda czy Bracia Karamazow Fiodora Dostojewskiego, a także jedno z najbardziej znanych dzieł wszech czasów – niesamowitą historię spod znaku płaszcza i szpady.
Powieści obyczajowe są tą częścią literatury, po którą sięgam najrzadziej – pierwszeństwo mają zawsze historia, biografie, fantastyka… Nie znaczy to, że nie czytam ich wcale. Po prostu fabuła musi mnie wyjątkowo zaintrygować, żebym odłożyła na chwilę grubachne tomy o postaciach, które żyły wiele lat temu albo o podróżach do światów pełnych smoków i zajrzała do książki opisującej życie ludzi współczesnych, takich jak ci, którzy otaczają mnie na co dzień, mijają każdego dnia, mieszkają wokół. Przeglądając przedwakacyjne zestawienia powieści tego typu, zwróciłam uwagę na książeczkę, której treść wyjątkowo mnie zainteresowała.
Henry James to stylista i klasyk, jeden z najwybitniejszych twórców literatury anglojęzycznej drugiej połowy XIX wieku. Był przedstawicielem realizmu psychologicznego, w utworach portretował społeczeństwo w dobie przemian historycznych, analizował relacje międzyludzkie, modele społeczne, a także konfrontował kulturę amerykańską i europejską. Jego utwory pozostają zadziwiająco aktualne, są chętnie wznawiane i często adaptowane na potrzeby filmu. W maju br. po raz pierwszy w Polsce ukazała się powieść Bostończycy z 1886 roku, stanowiąca epicką panoramę społeczną, w której pisarz, przyglądając się obyczajowym przemianom, wyraża swoje stanowisko wobec gwałtownie rozwijającego się feminizmu, a zwłaszcza występowaniu kobiet przeciwko tradycyjnie narzuconej im roli.
Po raz kolejny niemiecki autor pokazuje swoim czytelnikom, że jest nie tylko mistrzem krótkiej formy, ale także pisarzem, który nie ucieka od problematyki wykraczającej poza salę sądową. Pytania o dobro, prawdę i niemożliwe do sprecyzowania piękno, zajmują go dużo bardziej, niż zawiłości prawa. W Tabu von Schiracha jest jednak miejsce zarówno na rozważania nad moralnością jak i przedziwne śledztwo, a każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Jeśli istnieje twórca, którego podziwiam bezkrytycznie niezależnie od czasu, zmian w moim życiu, rozwoju/regresu intelektualnego, megalomanii, albo smaku na konfiturę wiśniową w środku nocy, to jest to niewątpliwie Cortázar. Nasz związek trwa bez mała lat osiem, podczas których przeczytałam niemalże wszystko, co zostało wydane w języku polskim (zostawiając sobie na deser Autonautów i pół Modelu do składania, co by mieć, po co żyć jeszcze przez jakiś czas), zaczytałam Grę w klasy w sposób skandaliczny, nauczyłam się podstaw hiszpańskiego, by poczytać oryginały, stałam się jawną wyznawczynią jego boskości i gdy już godziłam się, z myślą, że kończą mi się możliwości wycieczek w Cortazarowskie światy, pojawiły się Niespodziewane stronice.
Kanibalizm, rytualne spalenie, trofeum w postaci ludzkiej głowy. Sposobów na dokonanie efektownej zbrodni jest wiele. O dziwo, większość z nich ma podłoże religijno-obyczajowe, więc określanie ich mianem zbrodni może być nietaktem ze strony kulturoznawcy. Jarosław Molenda nie po raz pierwszy stawił czoła zagadnieniu nieprzerwanie towarzyszącemu rodzajowi ludzkiemu. Po wydanej w ubiegłym roku książce Ofiary z ludzi. Od faraonów do wikingówprzyszedł czas na jej kontynuację omawiającą dalsze przykłady okrutnych praktyk.
Na przestrzeni ostatnich kilku lat skandynawski kryminał nie tylko przebojem zdobył polski rynek wydawniczy, ale też ugruntował na nim swoją pozycję – i to nie za sprawą rozbuchanego marketingu, ale doskonałej jakości tekstów. Dotychczas polski czytelnik miał styczność ze skandynawskimi mistrzami gatunku jedynie na kartach powieści; tym razem w jego ręce trafia publikacja ze wszech miar wyjątkowa – Ciemna strona to bowiem antologia szwedzkich opowiadań kryminalnych – pierwsza taka wydana poza Skandynawią, zawierająca teksty nigdy dotąd nie publikowane – a dokładnie – zbiór siedemnastu utworów dwudziestu pisarzy, w tym bardzo dobrze znanych czytelnikowi, jak Henning Mankell, Stieg Larsson, Johan Theorin czy Åsa Larsson, jak również tych mniej rozpoznawalnych. Celem niniejszej publikacji było zapoznanie czytelnika z różnorodnością współczesnej szwedzkiej literatury kryminalnej oraz odzwierciedlenie kierunków jej rozwoju – czy został on osiągnięty? O tym za chwilę.
On był łagodny i mądry. Ona była piękna i dobra. On – wielki książę litewski. Ona – córka księcia moskiewskiego. On – katolik. Ona – prawosławna. Na pierwszy rzut oka wrogowie, których dzielić miało prawo wszystko. Związało ich małżeństwo z rozsądku. Połączyła wielka miłość. Wbrew wszelkim złym językom przez jedenaście lat tworzyli zgodne i kochające się małżeństwo. Dziś, poza specjalistami, nikt już o nich nie pamięta.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której dostajecie przepis na idealną potrawę oraz wszystkie składniki potrzebne do przygotowania jej. Wiecie, że korzystając z tych składników ugotujecie coś fantastycznego, bo zgodnie z przepisem, nie ma możliwości, by ta potrawa nie wyszła. Te akurat produkty decydują bowiem o tym, że potrawa jest świetna. Zawsze. I wszędzie. I niezależnie przez kogo ugotowana. Robicie wszystko, jak w przepisie, a efekt jest daleki od doskonałego. Podobnie sytuacja ma się ze Złotem Mefista. Eric Frattini dysponował wszystkimi potrzebnymi elementami, które były potrzebne do wyprodukowania potrawy zwanej „bestsellerem”. Coś jednak nie zagrało i wyszła li tylko powieść, którą dobrze się czyta, ale która nie wciąga czytelnika jak ruchome piaski. Dlaczego?