Nie mam nic przeciwko brutalności w książkach. Może być krew, trupy i zabójstwa. A zabójców lubię najbardziej. Dlatego Siewca wiatru Kossakowskiej powinien mnie wciągnąć. Niestety, po dwóch podejściach, książka ta nadal pozostaje nieprzeczytana. Ale Takeshi? To zupełnie inna twórczość. Chociaż krew poleje się nie raz.
Wyobraź sobie, że codziennie musisz mierzyć się z własnym umysłem, który płata ci figle, zwodzi cię i oszukuje. Wyobraź sobie, że z tego powodu odcinasz się od świata, zamykasz w swojej własnej rzeczywistości… I nagle stajesz się świadkiem morderstwa.
Gdy skończyłam czytać poprzednią cześć serii o Dorze Wilk – Zwycięzca bierze wszystko, stwierdziłam że im dalej, tym gorzej. Z każdym tomem historia zaczynała się rozpływać, a po książki Anety Jadowskiej sięgałam z przyzwyczajenia. Wszystko zostaje w rodzinie wraca jednak nieco na właściwe tory.
W 1994 roku wstrząsnęli światem, wydając znakomity album Dookie, który sprzedał się na całym świecie w nakładzie 15 mln egzemplarzy. Dziesięć lat później powtórzyli ten sukces, sprzedając 14 mln kopii albumu American Idiot, który krytycy okrzyknęli punk-operą. Szacuje się, że na całym świecie zespół sprzedał już ponad 75 milionów płyt; a wygląda też na to, że chłopaki nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Jak przyciągnąć uwagę potencjalnego czytelnika? Nadając książce mocny tytuł. Szczególnie, gdy temat należy do gatunku kontrowersyjnych. Jeśli dodamy do tego objętość niemalże tysiąca stron i dobrze zaprojektowaną okładkę, sukces murowany. Za przykład niech posłuży Himmler. Buchalter śmierci Petera Longericha, potężne tomiszcze, obok którego nie można przejść obojętnie.
Katarzyna Enerlich na wstępie swojej najnowszej powieści nie oszczędza swojej bohaterki – straszne wieści z Syberii powodują, że jej szczęśliwe życie rozpada się w jednej chwili na miliony kawałeczków. Ten gorzki wstęp jest jednak początkiem kolejnej pełnej magii historii.
Polska proza kryminalna rozrasta się na wszystkie strony, a moda, jak to z nią zwykle bywa, zaczyna przytłaczać i zalatywać nieświeżą rybą. Nic więc dziwnego, że czytelnik dwa razy zastanowi się, nim sięgnie po kolejną nowość, by przypadkiem nie nabawić się niestrawności lub długotrwałego urazu. Na całe szczęście niektóre nazwiska, dużo bardziej od reszty, zwiastują intrygę na poziomie, humor i bohatera, którego nie da się nie kochać – te książki chwytamy bez zastanowienia i biegniemy do domu, by zagłębić się w zagadkę pozornie nie do rozwiązania. Nie muszę chyba mówić, że Wroński to właśnie jedno z tych nazwisk?
Terry Pratchett po raz kolejny zabiera nas w fascynującą podróż po Świecie Dysku. Proponuje w dodatku całkiem nowy środek lokomocji! Po Dysku podróżowaliśmy już bowiem statkiem, na grzbiecie wielbłąda, konno, lektyką, dyliżansem, omnibusem, a nawet latającym dywanem z Klatchu… Co teraz? Teraz przyszedł czas na… kolej! Z Ankh-Morpork wyrusza w drogę pierwszy parowóz, skonstruowany przez genialnego mechanika, Dicka Simnela. Przedsięwzięcie finansuje znany nam już sir Harry Król, a w speca od marketingu wciela się – równie znany – Moist von Lipwig. Panie i Panowie, czas wykupić bilety! Para w ruch…!
Nieraz jest tak, że nie potrafimy w pełni docenić tego, co mamy, uznając to za coś oczywistego, a doceniamy dopiero wtedy, gdy to utracimy. Taką sytuację przedstawił Graham Masterton w swojej powieści Susza.
Podobało się Wam nominowane do Oscara American Hustle? Mnie nie, dlatego postanowiłam sięgnąć po książkę opisującą prawdziwy przekręt, nie zaś miałką historyjkę bazującą bardziej na miłości niż przewrocie w świecie polityki, jakiego dokonał genialny złodziej i agenci FBI.