Do niedawna ze zgrozą spoglądałam na księgarniane okna wystawowe. Ogarnął mnie nieznany dotąd wstręt do nowości zasilających książkowy rynek, którego przyczyną była niepowstrzymana fala ”wampirzej” literatury. Jako jednostka pojmująca krwiopijcę w ramach „klasycznych” definicji, nie mogłam wprost zdzierżyć wszelkich możliwych mutacji wizerunku nieumarłego. Na próżno oczekiwałam powrotu romantycznych kochanków, od wieków zmagających się z nieustającym weltschmerzem. Nic więc dziwnego, że na widok powieści autorstwa Chelsea Quinn Yarbro zareagowałam niczym wampir na krew rynsztokowego gryzonia. Błądzić, ludzka rzecz, dlatego z tego miejsca zwracam honor Bogu ducha winnej pisarce, której książki wznowiono w najmniej odpowiednim momencie.

Czytaj dalej

Polska fantastyka ma się dobrze. Piekara, Ćwiek, Sapkowski, Pilipiuk to nazwiska znane i poważane w świecie naszej rodzimej literatury fantasy. Do tego zacnego grona można też śmiało włączyć Jarosława Grzędowicza. Co prawda od premiery Pana Lodowego Ogrodu minęło już siedem lat, ale pretekstem do przypomnienia o tym tytule jest nowe, tegoroczne wydanie serii.

Czytaj dalej

Czy można napisać o Solaris coś nowego? Nawet jeśli to możliwe, to na pewno bardzo trudne – nie mam więc takich ambicji. To w końcu najbardziej znana powieść Stanisława Lema, wybitnego polskiego pisarza, filozofa i futurologa, która, być może, jest najbardziej znanym na świecie polskim utworem literackim. Przetłumaczona na wiele języków, trzykrotnie ekranizowana, otworzyła Lemowi drogę do międzynarodowej popularności – także za oceanem. Nie chcę więc na nowo odkrywać Ameryki, ale jestem zdania, że o książkach takich jak Solaris stale trzeba przypominać – przede wszystkim młodym czytelnikom i czytelniczkom, dla których Stanisław Lem jest już postacią historyczną, a nie doświadczanym na własnej skórze elementem kultury. Chętnie przypomnę o niej także tym, którzy lata temu ją przeczytali i odłożyli na półkę – to jedna z tych (stosunkowo nielicznych) książek, o których sądzę, że warto do nich wracać.

Czytaj dalej

Kongres futurologiczny to opowieść niezwykła zarówno w treści, jak i formie; jednocześnie klasyczna i awangardowa, mądra i dowcipna, poruszająca ważne problemy – społeczne i filozoficzne – w niezwykle lekki, skrzący się dowcipem sposób. Powiastka o charakterze groteski, w której akcja miejscami wręcz galopuje, a główny bohater i narrator w jednej osobie prowadzi nas przez świat zdumiewającej przyszłości gatunku ludzkiego.

Czytaj dalej

Jeżeli musicie trzy razy się zastanowić, zanim nazwiecie tytuł tej książki, jeżeli herbata kojarzy się wam tylko z jednym, a parasol nigdy was nie opuszcza, to tak samo jak ja konsekwentnie śledzicie losy Alexii i jesteście już na czwartym tomie.

Kto powiedział, że kobieta w ciąży jest cicha, spokojna, rozleniwiona… Nic z tych rzeczy, przede wszystkim jest bezwzględna, więc parasolki idą w ruch i lecą wióry, a raczej jeżozwierze. Bo jak tu można spokojnie się ciążować, skoro ktoś grozi śmiercią królowej? Kto jak kto, ale Alexia nie miała zamiaru siedzieć i patrzeć, wkroczyła do akcji i nie zawahała się użyć parasola.

Czytaj dalej

Postać wiedźmy, jako istoty magicznej, jest ostatnimi czasy modnym elementem literatury fantastycznej. Nie mówię tutaj oczywiście o czarownicach pokroju Baby Jagi – z brodawkami na nosie i pajęczynami we włosach. Nie, dzisiejsze wiedźmy to piękne, młode kobiety, którym nie brakuje niczego, ani inteligencji, ani seksapilu. Wolha Redna, bohaterka serii powieści Olgi Gromyko, jak najbardziej wpisuje się w kanon „wiedźm modnych”. I może właśnie pęd za modą przelał czarę goryczy, choć jestem pewna, że nie tylko podążanie autorki za trendami wywołało we mnie tak ambiwalentne odczucia.

Czytaj dalej

Low fantasy to, cytując za Bogdanem Trochą, formy narracyjne, w których fantastyczny element narusza „realny świat”1. Ogólnie rzecz biorąc, jest to konwencja literacka, w której nie pojawiają się rasy inne niż ludzie, a magia stanowi element drugorzędny – co prawda może występować, ale to nie wokół niej buduje się fabułę powieści. Nie czary są najważniejsze w tego rodzaju książkach, tylko bohater oraz prostota pobudek nim kierujących. Oczywiście to bardzo ogólna definicja tego podgatunku, gdyż low fantasy to rodzaj bardzo umowny, w którym pojawiają się cechy innych konwencji. Za ojca tego gatunku uważa się Roberta E. Howarda i jego cykl o Conanie Barbarzyńcy.

Czytaj dalej

Philip K. Dick twierdził, że to niemożliwe, aby Lem istniał i był człowiekiem – jego zdaniem było kompletnie nieprawdopodobne, by jedna osoba potrafiła pisać tak wszechstronnie. Dzienniki gwiazdowe to znakomity przykład wszechstronności i geniuszu Lema, a jednocześnie niezwykła, skrząca się dowcipem lektura, w idealnych proporcjach łącząca inteligentny humor, oryginalną wizję świata i pasjonujące, intrygujące obserwacje, paradoksy, eksperymenty myślowe. Wydaje się, że Lem musiał świetnie się bawić, opisując przygody Ijona Tichego – tak samo, jak świetnie my możemy bawić się podczas ich lektury, ale także zależało mu na tym, aby w lekkiej, przystępnej formie, podzielić się z nami rozważaniami nad naturą człowieka, wszechświata czy nawet Boga.

Czytaj dalej