Kategoria: Fantastyka i s-f
„Hobbit: Niezwykła podróż” (2012) – recenzja przedpremierowa
Peter Jackson to współczesny hobbit. Obcując z dziełami J.R.R. Tolkiena, zdążył je już na tyle dobrze poznać, by wymyślony przez pisarza świat pełen magii, traktować jak własne podwórko. To dzięki niemu sielankowy nastrój panujący w Shire udzielił się chyba każdemu, kto docenił niezwykły obraz Śródziemia. To dzięki niemu rozmach nabrał nowego znaczenia, dając za wzór wielkie przygody – dowód nietuzinkowej wyobraźni. Wreszcie, to właśnie on sprawił, że pokochaliśmy kino fantasy, często niedorastające do pięt wspaniałym powieściom. Prawdą jest, że przed długi czas produkcje fantastyczne nie potrafiły na dobre zadomowić się w świecie filmu. Jednak do czasu…
„Atlas chmur” (2012) – recenzja
„Looper – Pętla czasu” (2012) – recenzja przedpremierowa
Doktor Who może spać spokojnie do roku 2074. Wtedy to właśnie zostanie opracowany wehikuł czasu, a popularny bohater z niebieskiej budki przestanie być jedynym, kto czas może przemierzać. Natychmiast po wynalezieniu maszyny jej używanie zostaje zakazane i korzystają z niej tylko przestępcy. W roku 2044, w którym dzieje się akcja filmu Riana Johnsona, pojawiają się looperzy – płatni zabójcy, którzy rozprawiają się z ludźmi wysłanymi przez mafię z przyszłości.
„Dredd 3D” (2012) – recenzja
„Ted” (2012) – recenzja
„Pamięć absolutna” (2012) – recenzja
Do każdego remake’a najlepiej podejść otwarcie. A nuż twórcy zaskoczą nas ładną dla oka opowieścią, która na tle oryginału będzie prezentować się przynajmniej przyzwoicie. Paul Verhoeven zrobił pastisz science fiction, który bawił, emocjonował i imponował. A przede wszystkim – zapadał w pamięć. Dzięki temu do dziś jego produkcję ogląda się z takim samym zainteresowaniem.
„Mroczny Rycerz powstaje” (2012) – recenzja
„Prometeusz” (2012) – recenzja przedpremierowa
Prometeusz sprawia wrażenie, jakby miał być dwoma różnymi filmami. Pierwszy z nich koncentrowałby się na opowieści o naukowcach, którzy chcą nawiązać kontakt z naszymi stwórcami – obcą rasą z odległej galaktyki – oraz ich podróży badawczej. Ta część nieodparcie kojarzyła mi się z Avatarem; może pozbawionym filtru Disneya (czyli skojarzeń z Pocahontas), ale nadal zbyt ładnym, zbyt grzecznym. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że 3D bardziej zaszkodziło temu obrazowi niż pomogło. Ujęcia gór, chmur, wodospadów czy – przede wszystkim – rozpadającego się DNA wyglądały na skomponowane pod to, żeby atrakcyjnie wypaść w trójwymiarze, ale nie wnosiły nic poza tym.
„Niesamowity Spider-Man” (2012) – recenzja
Gdyby nie to, że główny bohater filmu znów nazywa się Peter Parker, a jego alter ego nosi charakterystyczny czerwono-niebieski kostium, można by mieć problemy ze znalezieniem punktów wspólnych między trylogią Sama Raimiego, a obrazem Marca Webba. Nie z powodu pajęczego nazwiska reżyser 500 dni miłości dostał możliwość realizacji Niesamowitego Spider-Mana – tę fuchę zapewnił mu po prostu świetny pomysł na film.