Książki, które opowiadają o czasach minionych, o tym jak dawniej się ludziom żyło i czym się żyło, o społeczeństwach, zwyczajach, a przede wszystkim o ludziach niezmiennie absorbują mój wzrok i nie dają przejść obok siebie obojętnie. Bezwzględne, zdecydowane i zabójczo niebezpieczne. Największe zbrodniarki II Rzeczypospolitej – oto, co przeczytałam na okładce najnowszej książki Kamila Janickiego, oto, co mnie do niej przyciągnęło.

Nie jest wcale tak, że lubuję się w opisach morderstw, że uwielbiam, gdy na lewo i prawo tryska krew, a panienki z dobrych domów biegają z rozwianym włosem, wymachując siekierą. No, chyba że są po powieści Agathy Christie, to wówczas owszem, mogę taką fabułę jeść garściami i jeszcze się zachwycać. Jednak niezdrowe pragnienie sensacji z życia wziętej zdecydowanie nie należy do moich cech. Fikcyjne opowieści detektywistyczne to jedno, a opisy prawdziwych, niemiłych, drastycznych wydarzeń, historie o tym, jak mordowano sto lat temu, to zupełnie coś innego.

Jednakże II Rzeczpospolita ma swoje prawa. Jak pisałam już kiedyś w recenzji wcześniejszej książki Janickiego (Pierwsze damy II Rzeczpospolitej), okres międzywojenny jest dla mnie ważny i fascynujący. Można długo wymieniać to, co mnie w nim urzeka – kontrowersyjni artyści, wielkie bale, uzdrowiska pełne elit przechadzających się po deptakach, olbrzymie pieniądze wydawane na cele reprezentacyjne, skandale i sensacje, rozwój kina, blichtr i elegancja. Czas jedyny i niepowtarzalny, o którym można czytać w nieskończoność i nigdy się nie znudzić (pomijając politykę, która była dla mnie w szkole największą udręką na historii).

Kontynuując zagłębianie się w opis okładkowy Upadłych dam… i kontemplując słowa: Życie arystokracji II Rzeczpospolitej pełne było frazesów o moralności. Rzeczywistość zupełnie inna, doszłam do wniosku, że skoro książka mówi o życiu arystokracji (w końcu w tytule figurują „damy” i to wcale nie w cudzysłowie), to na pewno znajdę w niej sporo fascynujących faktów z życia wyższych sfer. A to temat niezmiennie mnie intrygujący. Byłam już do tego stopnia zaciekawiona, że od przeczytania książki nie odwiódł mnie nawet dalszy ciąg akapitu dający wyraźnie do zrozumienia, że wcale nie będę miała do czynienia wyłącznie z najbogatszymi warstwami społeczeństwa (Hipokryzja skandale i najniższe instynkty. A upadłe damy postanowiły z tego skorzystać). Tylko te tytułowe „damy” ciągle rzucały mi się w oczy, bo przyzwyczaiłam się jednak używać tego określenia w stosunku do kogoś innego niż dziwki, burdelmamy i guwernantki.

Oczywiście okazało się, że Kamil Janicki nie tylko o damach, we właściwym tego słowa znaczeniu, pisze w swojej książce. Arystokratką była Zyta Woroniecka, która zamordowała mężczyznę w afekcie (ja na jej miejscu też bym się wkurzyła), a Maria Lewandowska, szantażystka, pochodziła z wpływowej i zamożnej rodziny, podobnie jak Wanda Parylewiczowa, która nieźle namieszała na polskiej scenie politycznej, obiecując na lewo i prawo wysokie stanowiska i intratne posady temu, kto da więcej. Pozostałe bohaterki książki w większości wywodziły się z tzw. nizin (w tamtych czasach to określenie było na porządku dziennym – społeczeństwo klasowe rządzi się swoimi prawami).

Nie przeszkodziło mi to jednak w pochłonięciu Upadłych dam II Rzeczpospolitej z wypiekami na twarzy. Pomijając fakt, iż same zbrodnie (i „zbrodnie”) były nieprzyjemne albo wręcz niezbyt ciekawe, największą zaletą książki jest znakomite odmalowanie społeczeństwa międzywojennego, nastrojów wywołanych i formowanych przez wszechobecną i wszechmocną prasę, która podgrzewała atmosferę do granic absurdu. Ulica żyła sensacją kreowaną przez media – z biegiem lat nie tylko nic się w tym względzie nie zmieniło, ale margines niedorzeczności został przekroczony w stopniu przerażającym.

Ludzie zawsze uwielbiali przyglądać się uważnie arystokracji, a już największą popularnością cieszyły się doniesienia o tym, jak to w światku wyższych sfer źle się dzieje. Czasami łapię się na tym, że idealizuję czasy minione, że patrzę na nie trochę jak na raj utracony, w którym wszyscy byli mili, wykształceni i kulturalni, pomagali sobie nawzajem, a zbrodnia była rzadkością. Jedno spojrzenie w stronę Upadłych dam… rozwiewa te złudzenia.

Autor, wykorzystując wiele źródeł pisanych, potrafił jednocześnie stworzyć książkę nieprzeładowaną cytatami, lekką i wciągającą niczym znakomity kryminał obyczajowy. Dokumentalna dokładność połączona z zacięciem gawędziarskim – to jest to, co idealnie zdaje egzamin w przypadku takich pozycji. W wielu miejscach autor popuścił wodze fantazji i zaprosił czytelnika do zajrzenia za kulisy spraw mrugając do nas okiem: a może właśnie tak to się odbyło?. Swoje domysły uzasadnia i zaznacza wyraźnie, jeśli czegoś nie jest pewien.

Książkę Janickiego pochłania się błyskawicznie, bo nie można się od niej oderwać. Jak już powiedziałam, niektóre zbrodnie może nie są same w sobie zbyt fascynujące, ale sposób opowiadania o nich sprawia, że stają się warte uwagi. Cytaty z prasy, zeznań sądowych, pamiętników, listów, zdjęcia ludzi i miejsc, o których mowa – to wszystko pomaga czytelnikowi wciągnąć się w atmosferę towarzyszącą śledztwom, a przede wszystkim niemal stanąć na ulicy, w rozentuzjazmowanym tłumie i poczuć powiew poruszenia wywołanego kolejnym doniesieniom dziennikarskim.

Autor: Kamil Janicki
Tytuł: Upadłe damy II Rzeczypospolitej
Data wydania: 2013
Liczba stron: 392
Oprawa: twarda
Wydawca: Znak
Gatunek: biografie, historia

Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze: http://zielonowglowie.blogspot.com/