Nie ma w Koszmarach i fantazjach jakiegoś odgórnie ustalonego, sztucznego podziału tekstów. Listy przemieszane są z esejami, a zarówno jedne, jak i drugie, urastają niekiedy do rangi prawdziwych filozoficznych traktatów. Koszmary i fantazje rozprawiają się ze stereotypowym obrazem H.P. Lovecrafta, którego zwykło się postrzegać jako nieco aspołecznego, wycofanego pesymistę. Coś w tym pewnie i jest, bo o rzeczonym pesymizmie autor Zewu Cthulhu sam otwarcie i po wielekroć wspomina, aczkolwiek z jego korespondencji wyłania się również obraz człowieka ogromnie rozmiłowanego w wymianie myśli i poglądów. Może i był Lovecraft „Samotnikiem z Providence” w znaczeniu takim, że unikał konwencjonalnych spotkań towarzyskich i lubił przebywać w świecie własnej wyobraźni, jednak bez ludzi istnieć nie potrafił.
Napisał około osiemdziesięciu tysięcy listów, a niemal każdy jego esej ma jakiegoś adresata, odnosi się do czyjejś wypowiedzi, poglądu, twórczości… I tak polemizuje Lovecraft z wyznawcami „chrześcijańskiej mitologii” (jeśli H.P.L. się pomylił i chrześcijańskie Niebo istnieje, Bóg z pewnością nie ma z nim teraz lekko…), broni swojego Dagona, snując przy tym rozbudowane dygresje o materializmie, wypowiada się w kwestii współczesnej mu obyczajowości i stylu życia, a nawet ubioru (i tu, rzecz jasna, stoi na straży klasycznej prostoty „rzymskiej togi”, krytykując jaskrawość i przeładowanie ozdobami bizantyjskiego motłochu), pisze o amerykańskiej architekturze, stylizując język wypowiedzi na osiemnastowieczną angielszczyznę (mniam…), i wreszcie udowadnia wyższość arystokratycznych kotów nad plebejskimi psami… Tak, tak, Drodzy Czytelnicy, trzeba to powiedzieć głośno: Howard Philips Lovecraft miał poczucie humoru!
Lovecraft jest jedną z moich najdziwniejszych, jak dotąd, literackich (i ogólnie kulturowych) fascynacji. Pisał o rzeczach osobliwych, nadnaturalnych, ale całość ubierał zawsze w klasyczną formę, fabułę konstruował matematycznie, z zegarmistrzowską wręcz precyzją, unikał kolokwializmów i cyzelował frazy z iście barokową maestrią. Był zatem twórcą awangardowym, snującym abstrakcyjne, oniryczne wizje, który wyprzedził swoją epokę i dał się w pełni odkryć dopiero następnym pokoleniom? Z pewnością. Był staroświeckim dżentelmenem, konserwatystą odrzucającym literackie nowatorstwo, przeciwnikiem strumienia świadomości i vers libre? Tak, to również. Był do pewnego stopnia rasistą i zatwardziałym krytykiem obyczajowego rozpasania? Owszem. Wysoko cenił Oscara Wilde’a – homoseksualistę i jednego z największych skandalistów końca dziewiętnastego wieku? Jak najbardziej. Ha! No właśnie… Cały Lovecraft! Pełen sprzeczności, interesujący, o ciekawych poglądach na wszechświat i miejsce w nim ludzkości, zdeklarowany materialista i ateista (agnostyk?), uznający jedynie to, co naukowo dowiedzione, a jednocześnie wybitny fantastyczny malarz nastroju, twórca osobnej, kultowej już dziś, mitologii Cthulhu i kreator zjawisk, o których nie śniło się filozofom. A przy tym wszystkim wybitny epistolograf i eseista, czego niezbitym dowodem są właśnie Koszmary i fantazje. Jedna z najciekawszych pozycji wydawniczych roku 2013.
Na sam koniec ukłony dla Mateusza Kopacza za niezwykły translatorski potencjał, wyczucie i dbałość o detal, a także dla wydawnictwa Sine Qua Non za stronę formalną – przepiękną okładkę, ilustracje i rzetelną redakcję. „Theobaldus Perkins” byłby dumny. Z książki, nie z niniejszej recenzji, której autorka z pewnością oberwałaby po łapach za „mniam”, „przemieszane”, „rozpasanie” i „homoseksualistę”. I za „łapy” również…
Fragment książki przeczytasz TUTAJ.
Tytuł: Koszmary i fantazje. Listy i eseje
Autor: Howard Philips Lovecraft
Tłumaczenie: Mateusz Kopacz
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 23 marca 2013
ISBN: 9788363248864
Liczba stron: 383
Kategoria: listy i eseje