Książką która ukazała się nakładem Wyd. Replika Kochanek malutki – Aurelii Es.
Poniżej fragment.
Kochanek malutki jest opowieścią o miłości, zdradzie i zemście. Czy można umrzeć z miłości?
Zdradzona, zraniona, oszukana. Kiedy poinformował ją o swoim odejściu, wydawało się, że wszystko, co istotne, już się skończyło.
Życie straciło sens, kłamstwo nabrało niecodziennego znaczenia i nic dobrego już się nie przytrafi. A jednak… Rzeczywistość potrafi przecież działać cuda – zwłaszcza, gdy wsparta zostanie odrobiną magii. Wówczas okazuje się, że tak naprawdę wszystko może się zdarzyć. Bójcie się, panowie!
FRAGMENT:
A jednak temat został poruszony raz jeszcze, późnym
wieczorem. Za oknem padał obfity śnieg, w otwartym kamiennym
kominku trzeszczały palące się szczapy drewna,
karmazynowe płomienie przyciągały wzrok, szeptem, baśniowo,
bez końca. Matka siedziała naprzeciw mnie. Wytworna
jak zwykle. Ubrana w czarny jedwabny kostium,
satynową bluzkę z koronkowym żabotem, w którym
połyskiwała złota szpila. Delikatny zapach egzotycznych
perfum. Stara zniszczona twarz z pajęczyną zmarszczek,
ewidentny dowód przeżyć, doświadczeń, trosk. Miłości
i nadziei. Czarne włosy ze srebrnymi pasemkami przemijania
ujęte w cieniutką siateczkę, która mieniła się
szlachetnym blaskiem brylantowych drobin. Życie, życie,
głębokie nurty, gwałtowne zakręty. I oczy. Bystre.
Orzechowe i błyszczące. Poza wątpliwości, poza tajemnice,
poza tu i teraz. Piękne. Prosta szczupła sylwetka. Moja
matka.
– Wyraz na p.
Grałyśmy w scrabble, które moi siostrzeńcy dostali
pod choinkę. Popularyzacja, popychać, popyt, poradnik,
portki. Próżny, popaprany, paskudnik, potwór,
drań.
– Drań nie jest na p – zwróciła uwagę matka. – Choć,
oczywiście, drani nie brakuje na świecie.
Jakbym nie wiedziała.
– Wyraz na m.
Miara, miska, majonez, marność, mózg. Miłość. Nienawiść.
Od miłości do nienawiści droga jest podobno bardzo
krótka.
– Nienawiść nie jest na m, tylko na n. Rzeczywiście
blisko. Wyraz na o.
Odwaga, oset, ocet, odważny, on. Odbyt. Opuścić,
odejść, oszukać, okłamać, zdradzić.
– Zdradzić nie jest na o – znowu upomniała mnie
matka. – Ale wiem, że zdrada boli.
No właśnie. Do żywego.
– Wyraz na n.
Nadzieja, nicość, nowość. Naiwność. Kobieta.
– Tak. Kobiety są naiwne. Rzeczywiście. Ale i szybko się
uczą.
Zdrada, kłamstwo, oszustwo, poniżenie. Rozpacz,
udręka, niedowierzanie, płacz. Wspomnienia. Słowa, które
ranią. Nawet słowa do gry w scrabble.
– Jesteś rozkojarzona. Lepiej skończmy tę zabawę. Napijesz
się herbaty?
Na stole stały jeszcze desery, ostatni etap uroczystej kolacji.
Trzywarstwowy tort z wilgotnym makiem, w maku
zgrabnie ukryte rodzynki i kawałki orzechów, pulchny sernik
z bitą śmietaną, bezowe ciasteczka, galaretki z owocami,
kompot z suszonych śliwek, gruszek, jabłek i moreli.
– Napiję się wina.
Wino było białe, różowe i czerwone. Każde starannie
wybrane. W wysmukłych kieliszkach. W pękatych kieliszkach.
Na zdrowie, na uśmierzenie bólu, na niepamięć. Do
dna. Za życie, które miało trwać wiecznie. Razem, zawsze
razem, uśmiechy, kolorowe migotanie, ciepełko i zgoda.
A teraz co?! A teraz, kurwa, co?! Wszystko skończone?
I o czym jest ta opowieść? O snach? O marzeniach?
O miłości i zdradzie?
– Temat stary jak świat. – Matka uniosła w wypielęgnowanej
dłoni kruchą filiżankę z herbatą, paznokcie pomalowane
różowym lakierem połyskiwały świątecznie. – Temat
stary jak świat – powtórzyła. – Życzliwość, przyjaźń, zaufanie.
Plany na przyszłość. A później wszystko się wali,
zostają popiół i łzy. Słone i bolesne. Nie płacz.
– Przecież nie płaczę.
– Ale chcesz.
– Skąd możesz wiedzieć?
– Przecież widzę.
Moje łzy były kryształowe. Mieniły się wszystkimi kolorami
tęczy. Krople łez w kształcie łez. Metalicznie odbijały
się od desek pustej podłogi. Może kryształowo
powoływały się do śmierci?
– Kryształowe łzy. Moje łzy. Nie widziałaś moich łez.
– Zainicjowałaś niezwykłe zjawisko krzepnięcia. –Matka
wyjęła cienki papieros z posrebrzanej papierośnicy i przypaliła
go starą zapalniczką. Jasny płomień oświetlił jej twarz.
– Zainicjowałaś niezwykłe zjawisko krzepnięcia – powtórzyła.
– Czy to cię nie zastanawia?
Czy to mnie nie zastanawia? Czy coś, co nie jest bezpośrednio
związane z obiektem pożądania, może zastanawiać?
Za oknem puchaty śnieg układał się do snu. Szkoda,
że śnieg topnieje tak łatwo, tworzy kałuże brudnej wody.
Było, nie ma. Niebo pokrywa się sinymi chmurami, które
nie wróżą niczego dobrego. Szkoda, że miłość tak łatwo
zamienia się w niechęć. Ty bydlaku!
– W chwilach wielkich emocji okazuje się, jacy jesteśmy
naprawdę i na co nas stać. Ty jesteś silna i masz przed sobą
nieograniczone możliwości. Prababka Augusta byłaby z ciebie
dumna.
– Dlaczego?
– Ponieważ także była silna i zawsze osiągała to, czego
chciała. Niektórzy mówili, że była czarownicą.
– Dominik odszedł, okłamał mnie, oszukał. Nigdy go
już nie zobaczę. Okazał się wstrętny, zły. Tylko to mnie
obchodzi. Prababki Augusty nawet nie znałam. Kto mówił,
że była czarownicą?
– Wszyscy. Nie pamiętam. Była tak silna, że zawsze potrafiła
wymóc na innych swoją wolę. A jeśli chodzi o Dominika,
to lepiej, że odszedł, skoro był taki zły, prawda?
– Mamo, ja go kochałam.
– No cóż…Miło słyszeć, że używasz czasu przeszłego.
– Był dla mnie wszystkim.
– Wszystkim? Nie przesadzaj.
– Rozczarował mnie tak bardzo.
– Tak. Pod tym względem życie nas nie rozpieszcza.
– Gdybym miała moc go zatrzymać…
– To co? Użyłabyś jej?
Czy użyłabym magicznej mocy, żeby zatrzymać i podporządkować
sobie kochanka, który nie chciał być ze mną?
Który wybrał inną? Nie wiem.
– A ta prababka Augusta…miała moc?
– Czy miała moc? Może. Niektórzy tak twierdzili.
– Dobrze ją znałaś?
– Nikt jej dobrze nie znał. Ciągle w rozjazdach, ciągle
zajęta. Wyemigrowała, kiedy miałam piętnaście lat. Umarła,
kiedy miałam dwadzieścia sześć. Nie do wiary, żeby ktoś,
kto posiada tajemną wiedzę, mógł tak po prostu…niczym
zwykły śmiertelnik…
– Nie wierzę. Nie ma czegoś takiego jak magia.
– A jak powstały twoje łzy? W naturalny sposób? Nie
ma w tym nic dziwnego, prawda?
– Na pewno dałoby się to czymś wytłumaczyć. Wyjaśnianie
zjawisk to tylko kwestia czasu. Była piękna?
– Twoja prababka? Tak. Była piękna, silna i inteligentna.
Jak ty. Ty też jesteś piękna, silna i inteligentna. Na pewno
sobie poradzisz. Ze wszystkim. Uwierz w siebie.
– Nie jestem ani silna, ani piękna. Ani zakochana.
– Na szczęście. Jeśli okazał się być takim draniem, to lepiej,
że odszedł.
– Ale nie wiem, czy sobie z tym poradzę.
Byłam zmęczona i śpiąca, czułam lekki zawrót głowy.
W końcu kochanek nie odchodzi codziennie, listów pożegnalnych
codziennie nie pisze, drzwi nie zamyka ukradkiem.
A umiera się tylko raz. Czy tylko raz się umiera?
A jednak temat został poruszony raz jeszcze, późnym
wieczorem. Za oknem padał obfity śnieg, w otwartym kamiennym
kominku trzeszczały palące się szczapy drewna,
karmazynowe płomienie przyciągały wzrok, szeptem, baśniowo,
bez końca. Matka siedziała naprzeciw mnie. Wytworna
jak zwykle. Ubrana w czarny jedwabny kostium,
satynową bluzkę z koronkowym żabotem, w którym
połyskiwała złota szpila. Delikatny zapach egzotycznych
perfum. Stara zniszczona twarz z pajęczyną zmarszczek,
ewidentny dowód przeżyć, doświadczeń, trosk. Miłości
i nadziei. Czarne włosy ze srebrnymi pasemkami przemijania
ujęte w cieniutką siateczkę, która mieniła się
szlachetnym blaskiem brylantowych drobin. Życie, życie,
głębokie nurty, gwałtowne zakręty. I oczy. Bystre.
Orzechowe i błyszczące. Poza wątpliwości, poza tajemnice,
poza tu i teraz. Piękne. Prosta szczupła sylwetka. Moja
matka.
– Wyraz na p.
Grałyśmy w scrabble, które moi siostrzeńcy dostali
pod choinkę. Popularyzacja, popychać, popyt, poradnik,
portki. Próżny, popaprany, paskudnik, potwór,
drań.
– Drań nie jest na p – zwróciła uwagę matka. – Choć,
oczywiście, drani nie brakuje na świecie.
Jakbym nie wiedziała.
– Wyraz na m.
Miara, miska, majonez, marność, mózg. Miłość. Nienawiść.
Od miłości do nienawiści droga jest podobno bardzo
krótka.
– Nienawiść nie jest na m, tylko na n. Rzeczywiście
blisko. Wyraz na o.
Odwaga, oset, ocet, odważny, on. Odbyt. Opuścić,
odejść, oszukać, okłamać, zdradzić.
– Zdradzić nie jest na o – znowu upomniała mnie
matka. – Ale wiem, że zdrada boli.
No właśnie. Do żywego.
– Wyraz na n.
Nadzieja, nicość, nowość. Naiwność. Kobieta.
– Tak. Kobiety są naiwne. Rzeczywiście. Ale i szybko się
uczą.
Zdrada, kłamstwo, oszustwo, poniżenie. Rozpacz,
udręka, niedowierzanie, płacz. Wspomnienia. Słowa, które
ranią. Nawet słowa do gry w scrabble.
– Jesteś rozkojarzona. Lepiej skończmy tę zabawę. Napijesz
się herbaty?
Na stole stały jeszcze desery, ostatni etap uroczystej kolacji.
Trzywarstwowy tort z wilgotnym makiem, w maku
zgrabnie ukryte rodzynki i kawałki orzechów, pulchny sernik
z bitą śmietaną, bezowe ciasteczka, galaretki z owocami,
kompot z suszonych śliwek, gruszek, jabłek i moreli.
– Napiję się wina.
Wino było białe, różowe i czerwone. Każde starannie
wybrane. W wysmukłych kieliszkach. W pękatych kieliszkach.
Na zdrowie, na uśmierzenie bólu, na niepamięć. Do
dna. Za życie, które miało trwać wiecznie. Razem, zawsze
razem, uśmiechy, kolorowe migotanie, ciepełko i zgoda.
A teraz co?! A teraz, kurwa, co?! Wszystko skończone?
I o czym jest ta opowieść? O snach? O marzeniach?
O miłości i zdradzie?
– Temat stary jak świat. – Matka uniosła w wypielęgnowanej
dłoni kruchą filiżankę z herbatą, paznokcie pomalowane
różowym lakierem połyskiwały świątecznie. – Temat
stary jak świat – powtórzyła. – Życzliwość, przyjaźń, zaufanie.
Plany na przyszłość. A później wszystko się wali,
zostają popiół i łzy. Słone i bolesne. Nie płacz.
– Przecież nie płaczę.
– Ale chcesz.
– Skąd możesz wiedzieć?
– Przecież widzę.
Moje łzy były kryształowe. Mieniły się wszystkimi kolorami
tęczy. Krople łez w kształcie łez. Metalicznie odbijały
się od desek pustej podłogi. Może kryształowo
powoływały się do śmierci?
– Kryształowe łzy. Moje łzy. Nie widziałaś moich łez.
– Zainicjowałaś niezwykłe zjawisko krzepnięcia. –Matka
wyjęła cienki papieros z posrebrzanej papierośnicy i przypaliła
go starą zapalniczką. Jasny płomień oświetlił jej twarz.
– Zainicjowałaś niezwykłe zjawisko krzepnięcia – powtórzyła.
– Czy to cię nie zastanawia?
Czy to mnie nie zastanawia? Czy coś, co nie jest bezpośrednio
związane z obiektem pożądania, może zastanawiać?
Za oknem puchaty śnieg układał się do snu. Szkoda,
że śnieg topnieje tak łatwo, tworzy kałuże brudnej wody.
Było, nie ma. Niebo pokrywa się sinymi chmurami, które
nie wróżą niczego dobrego. Szkoda, że miłość tak łatwo
zamienia się w niechęć. Ty bydlaku!
– W chwilach wielkich emocji okazuje się, jacy jesteśmy
naprawdę i na co nas stać. Ty jesteś silna i masz przed sobą
nieograniczone możliwości. Prababka Augusta byłaby z ciebie
dumna.
– Dlaczego?
– Ponieważ także była silna i zawsze osiągała to, czego
chciała. Niektórzy mówili, że była czarownicą.
– Dominik odszedł, okłamał mnie, oszukał. Nigdy go
już nie zobaczę. Okazał się wstrętny, zły. Tylko to mnie
obchodzi. Prababki Augusty nawet nie znałam. Kto mówił,
że była czarownicą?
– Wszyscy. Nie pamiętam. Była tak silna, że zawsze potrafiła
wymóc na innych swoją wolę. A jeśli chodzi o Dominika,
to lepiej, że odszedł, skoro był taki zły, prawda?
– Mamo, ja go kochałam.
– No cóż…Miło słyszeć, że używasz czasu przeszłego.
– Był dla mnie wszystkim.
– Wszystkim? Nie przesadzaj.
– Rozczarował mnie tak bardzo.
– Tak. Pod tym względem życie nas nie rozpieszcza.
– Gdybym miała moc go zatrzymać…
– To co? Użyłabyś jej?
Czy użyłabym magicznej mocy, żeby zatrzymać i podporządkować
sobie kochanka, który nie chciał być ze mną?
Który wybrał inną? Nie wiem.
– A ta prababka Augusta…miała moc?
– Czy miała moc? Może. Niektórzy tak twierdzili.
– Dobrze ją znałaś?
– Nikt jej dobrze nie znał. Ciągle w rozjazdach, ciągle
zajęta. Wyemigrowała, kiedy miałam piętnaście lat. Umarła,
kiedy miałam dwadzieścia sześć. Nie do wiary, żeby ktoś,
kto posiada tajemną wiedzę, mógł tak po prostu…niczym
zwykły śmiertelnik…
– Nie wierzę. Nie ma czegoś takiego jak magia.
– A jak powstały twoje łzy? W naturalny sposób? Nie
ma w tym nic dziwnego, prawda?
– Na pewno dałoby się to czymś wytłumaczyć. Wyjaśnianie
zjawisk to tylko kwestia czasu. Była piękna?
– Twoja prababka? Tak. Była piękna, silna i inteligentna.
Jak ty. Ty też jesteś piękna, silna i inteligentna. Na pewno
sobie poradzisz. Ze wszystkim. Uwierz w siebie.
– Nie jestem ani silna, ani piękna. Ani zakochana.
– Na szczęście. Jeśli okazał się być takim draniem, to lepiej,
że odszedł.
– Ale nie wiem, czy sobie z tym poradzę.
Byłam zmęczona i śpiąca, czułam lekki zawrót głowy.
W końcu kochanek nie odchodzi codziennie, listów pożegnalnych
codziennie nie pisze, drzwi nie zamyka ukradkiem.
A umiera się tylko raz. Czy tylko raz się umiera?