Czym różni się kryminał osadzony w czasach współczesnych od tego, którego akcja rozgrywa się w czasach nam nieznanych? Teoretycznie w niczym – to udowodnił nam Marek Krajewski. Nie ważne, który to rok. Zawsze znajdą się w nim dobrzy i źli, psychopaci i ludzie, którzy mają za zadanie ich złapać. Prawidła są więc te same, choć osadzone w innej niż nasza rzeczywistości. Rosa Montero w swoich Łzach w deszczu postanowiła zmierzyć się z przestępstwem w przyszłości. A w jej wizji świat daleki jest od utopii.

Jest rok 2109. Bruna Husky, replikantka bojowa pracująca jako detektyw, budzi się w swoim mieszkaniu. Nie wie, że już za chwilę będzie świadkiem i niedoszłą ofiarą oszalałego repa, który po nieudanej próbie morderstwa wyrywa sobie oko. Co jest przyczyną tak dziwnego zachowania? Wszystko wskazuje na to, że na czarnym rynku pojawiły się zakażone pamięci, które powodują żądzę mordu w każdym repie, który ich użyje. Zainteresowana tą sprawą Bruna dostaje zlecenie od prezes Radykalnego Ruchu Replikantów, by zająć się sprawą pamięci, a także jej bezpieczeństwem. Otrzymała bowiem hologram ze swoją brutalną śmiercią.

Świat, w którym żyje Bruna poznajemy na dwóch płaszczyznach. Jedną z nich są wydarzenia, których jesteśmy świadkami. Widzimy zarówno świat ludzi jak i replikantów (ten oczywiście znacznie wyraźniejszy, ze względu na główną bohaterkę). Montero sprawnie wprowadza wątki społeczne, takie jak płatny dostęp do czystego powietrza, czy chociażby stosunek ludzi do repów i innych stworzeń. Drugą płaszczyzną są wpisy w archiwum, które przegląda bliski przyjaciel Bruny – Yiannis. To ciekawy zabieg, w którym zauważamy, jak sprawnie autorka wykreowała świat swojej powieści. Ma on nie tylko mocne tło gospodarcze, polityczne i społeczne, ale także bazę historyczną. I choć momentami archiwalne wpisy mogą nużyć, jest to niewątpliwie jeden z plusów powieści, o których warto wspomnieć.

Również sama fabuła rysuje się ciekawie (zwłaszcza dla fanów prozy futurystycznej). Spisek, w który wplątani są zarówno mało ważni jak i ci odgrywający znaczącą rolę w świecie polityki, bardzo szybko wciąga i nie przestaje interesować aż do ostatnich stron powieści. Akcja toczy się w zawrotnym tempie, nie brak zagadek i nagłych zwrotów. Krótko rzecz ujmując – udana fabuła.

Styl, który osobiście uważam za jeden z ważniejszych czynników wpływających na dobrą powieść, w tym przypadku mogę z całą pewnością uznać jako wystarczająco dobry, by pani Montero z łatwością znalazła swoich fanów. Ciekawe, barwne opisy, umiejętne wplatanie dialogów i bardzo sprawne posługiwanie się językiem (autorka jest z zawodu dziennikarką) powoduje, że Łzy w deszczu czyta się po prostu przyjemnie.

Na tym niestety koniec pozytywów. Bo chociaż Montero pisać potrafi, to wyraźnie coś utyka w jej próbie porozumienia się z czytelnikiem. Rozumiem, że większość autorów pragnie, by czytelnik podzielał ich punkt widzenia, jednak nachalność wcale w tym nie pomaga. A tym właśnie zgrzeszyła pani Montero. Jej ciągłe biadolenie o strasznym losie replikantów podszyte jest tak wyraźnym moralizatorstwem, że bardzo szybko może obrzydzić lekturę. Wszystkiego oczywiście dowiadujemy się z ust Bruny Husky, która przechodzi z jednego skrajnego stanu w drugi, próbując odnaleźć się w złym, rasistowskim świecie. To zmusza nas do zastanowienia się, czy to brak pomysłu, czy zwykła naiwność autorki. Sama Bruna niestety nie wzbudza sympatii, a irytuje wiecznym niezadowoleniem i przesadzonym poczuciem odrębności. Zamiast stworzyć postać wiarygodną, Montero wykreowała karykaturę – bohaterkę nieciekawą, a przy tym wysoce denerwującą. I tutaj pojawia się kolejny problem powieści, a mianowicie – z kreacją postaci. Żadna z nich nie jest bowiem na tyle ciekawa, by móc wywołać jakiekolwiek uczucia. Politycy to idioci, policjanci: szkoda słów. Sama Bruna zawsze cudownie wpada na odpowiedni pomysł albo ślad, więc detektyw też z niej żaden. Postaci kruszą się u podstaw, a po odłożeniu książki zapomina się o nich na zawsze.

Bardzo chciałabym powiedzieć, że Łzy w deszczu to powieść, która zachwyciła mnie swoją pomysłowością i świeżością. Jednak po co kłamać? Patrzyłam na tę powieść z ciekawością, jednak po jej przeczytaniu szybko zapomniałam o pisarskim wybryku nazwanym Łzy w deszczu. Chociaż powieść ma swoje plusy, to jej wady zbyt mocno zaważają na całej jej konstrukcji. Każdy z Was zweryfikuje, jaka tak naprawdę jest powieść Rosy Montero. Dla mnie to tylko kolejna opowiastka, której można dać szanse, ale nie oczekiwać od niej zbyt wiele.

Autorka: Rosa Montero
Tytuł: Łzy w deszczu
Data wydania: lipiec 2012
Wydawca: MUZA
Strony: 416
Gatunek: kryminał, sensacja