Młody Amerykanin Conor Grennan niczym nie różni się od swoich rówieśników – beztroskich singli skoncentrowanych jedynie na własnym życiu, potrzebach i karierze, pragnących zaimponować znajomym (zwłaszcza kobietom), bez dalekosiężnych planów na życie. Znudzony monotonią codzienności i znużony ciekawą skądinąd pracą, postanawia zerwać z rutyną, rzucić dotychczasowe zajęcie i przeżyć wielką przygodę, wyruszając w podróż dookoła świata… nierozważnie inwestując w wyprawę wszystkie swoje oszczędności.

Aby zrobić wrażenie na przyjaciołach, decyduje się rozpocząć swoją przygodę od trzymiesięcznego wolontariatu w jednym z sierocińców ogarniętego wojną domową Nepalu. Pomysł wydaje mu się dostatecznie radykalny, egzotyczny i oryginalny, by zrobić furorę wśród znajomych. Conor początkowo nie traktuje swojej pracy poważnie, wręcz przeciwnie: nie wierzy w niepokojące doniesienia na temat sytuacji politycznej w regionie, daleko mu do zaangażowania, nie ma pojęcia o opiece nad dziećmi i nawet do szkolenia odnosi się z typowo amerykańską nonszalancją. Na miejscu, w niewielkiej wiosce w Dolinie Katmandu, Conor przeżywa prawdziwy szok kulturowy. Jego naiwne i mylne wyobrażenie o Nepalu i tamtejszych warunkach życia nie wytrzymuje konfrontacji z porażającą rzeczywistością. Obarczony odpowiedzialnością za osiemnaścioro sierot z Domu Małego Księcia bardzo szybko dojrzewa, zmienia sposób postrzegania świata, nabywa wrażliwości i nareszcie zaczyna poważnie podchodzić do życia. Opieka nad niewinnymi ofiarami wojny domowej wpływa na życie Conora w większym stopniu, niż można by przypuszczać. Po zakończeniu stażu Grennan co prawda wybiera się w zaplanowaną podróż dookoła świata, ale nie przestaje myśleć o swoich podopiecznych i po upływie roku postanawia powrócić do Nepalu. Coraz bardziej pochłania go sprawa sierocińca i los skrzywdzonych dzieci, które w Domu Małego Księcia znajdują namiastkę normalności. Zupełnie przypadkiem odkrywa, że część z nich nie jest sierotami, lecz padła ofiarą handlu ludźmi, zaś ich rodziny żyją w odciętych od świata górskich wioskach. Conor nie tylko próbuje odnaleźć bliskich swoich podopiecznych, ale również postanawia zająć się dziećmi, o które dotąd nie zatroszczyła się żadna organizacja czy instytucja. I nawet kiedy sytuacja polityczna zmusza go do wyjazdu z Nepalu i powrotu do USA, ani przez chwilę nie przestaje rozmyślać o poprawie losu swoich małych książąt. Jednak to pewna dramatyczna wiadomość prowokuje bardziej zdecydowane i radykalne działania, mobilizuje Conora do ponownego zmierzenia się z nepalską rzeczywistością i krzywdą wyrządzaną tamtejszym dzieciom.

Mali książęta to wspaniała lektura! Oparta w całości na autentycznych przeżyciach młodego człowieka o ogromnym dystansie do samego siebie i poczuciu humoru, który niespodziewanie odkrywa w sobie pokłady siły, empatii, odwagi i zaangażowania w sprawy, którym wcześniej nie poświęcał uwagi bądź traktował je lekceważąco, z przymrużeniem oka. Początkowo Conor nie budził mojej sympatii: ot, przeciętny, niewiele wiedzący o świecie Amerykanin, któremu nie zależy nawet na tym, by wiedzieć więcej, a któremu wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy; afektowany, efekciarski, beztroski, bezmyślny, z postawą wyrażającą przekonanie, że wszystko kręci się wokół jego kraju i jego samego. Och, naprawdę trudno go było polubić! Jego bezradność i kolejne gafy wynikające z niezrozumienia nepalskich obyczajów działały mi na nerwy i tak źle rokowały na przyszłość, że zaczęłam się zastanawiać, do czego ta lektura prowadzi… Nie można jednak autorowi odmówić szczerości i samokrytycyzmu, zaś zawstydzenie i zażenowanie, z jakim opowiada o początkach swego pobytu w Nepalu, są naprawdę urocze. Jego przemiana nie jest natychmiastowa ani oczywista, następuje niemal niezauważalnie, ale pokazuje, jak wiele znaczą dobre chęci i dobra wola. Conor naprawdę się stara zrozumieć otaczający go świat, a wrodzona wrażliwość, w zetknięciu z ogromem krzywdy powierzonych jego opiece maluchów, uaktywnia się z wielką siłą. Dopiero piętrzące się przeszkody: biurokratyczne, prawne, mentalne, społeczne, finansowe odpowiednio motywują Conora i mobilizują w stopniu, który był dla mnie nie do pomyślenia. Jego zaangażowanie i podjęte działania naprawdę robią wrażenie – tym większe, że autor nie chwali się swoimi dokonaniami, a podkreśla rolę osób trzecich i po prostu relacjonuje przebieg wydarzeń w bardzo prosty, a zarazem sugestywny sposób. Nieustanny optymizm i nadzieja, której nie traci nawet w najczarniejszych momentach, a przede wszystkim fakt, jak wiele osób i organizacji podobnie jak on nie pozostaje obojętnych na los skrzywdzonych dzieci, są naprawdę budujące, przywraca wiarę w dobro człowieka.

Mali książęta to nie jest kolejna sentymentalna i moralizatorska opowieść o ludzkiej dobroczynności, ale pełna humoru – mimo wagi poruszanych w niej problemów – pasji, prostoty i optymizmu historia młodego człowieka, który przypadkowo i nieoczekiwanie odkrywa w sobie pokłady wrażliwości, empatii oraz siły, by nie pozostać obojętnym wobec ludzkiej krzywdy i odwagi, by podjąć wyzwanie, dać coś z siebie innym, zmienić ich los. To opowieść o człowieku nieidealnym, mającym swoje wady i uprzedzenia, który jednak potrafi zrezygnować z wygodnego, beztroskiego życia i poświęcić się – naprawdę się poświęcić – dla drugiego człowieka. A wszystko w niewymuszony, naturalny sposób, w którym nie wyczuwa się najmniejszego fałszu, autoreklamy czy przesady. Książka Conora Grennana nie tylko uświadamia, jak bardzo wzbogaca nas kontakt z inną kulturą, czasem tak diametralnie różną od własnej, czy jak wielka siła drzemie w możliwościach i chęci każdego człowieka. Podkreśla też ogromną rolę współdziałania wolontariuszy oraz organizacji charytatywnych – nie tych wielkich, zbiurokratyzowanych i zdepersonalizowanych molochów, ale małych, niepozornych, zaledwie kilku lub kilkunastoosobowych, których zasięg jest raczej ograniczony, ale działających bardziej efektywnie. Choć ich aktywność dotyczy małego obszaru, one same mają mniejszą siłę przebicia, a ich działanie jest przysłowiową kroplą w morzu, przykład Conora Grennana udowadnia, że realnie zmieniają czyjeś życie.

Gorąco polecam tę wzruszającą, głęboko humanistyczną, a jednocześnie pełną humoru i skrzącą się optymizmem opowieść przywracającą nadwątloną wiarę w ludzkie dobro; o człowieku, który nie pozostał obojętny na krzywdę innych, a celem swojego życia uczynił przywracanie nadziei tym, od których los się odwrócił.

Autor: Conor Grennan
Tytuł: Mali książęta
Tytuł oryginału: Little princes
Przekład: Marta Kędra
Wydawca: Papierowy Księżyc
Data wydania: lipiec 2013
Kategoria: proza zagraniczna, literatura wspomnieniowa i faktu

Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *