W Rosji jest takie powiedzenie: „spotykamy ubranie, odprowadzamy rozum”. Podobnie bywa i z książkami.
W grze komputerowej to my jesteśmy panami i władcami. Twórcy nie są pisarzami, którzy kształtują swoje książki sami bez pomocy czytelnika, tu my także mamy swój wkład, współtworzymy, decydujemy, gramy. A co, jeżeli na podstawie gry stworzyć książkę? Co jeżeli wpleść w chłodny świat komputera literacką treść?
Tak właśnie powstało „Miasto w przestworzach”. Książka jest rozwinięciem historii z gry komputerowej z cyklu „Elder Scrolls”. Pewnie myślicie, że została napisana tylko i wyłącznie dla tych, którzy w ową grę grali. Nic podobnego, i ja jestem najlepszym tego przykładem. Gry komputerowe są mi tak obce, jak Alasce Afryka, a mimo to spędziłam nad lekturą „Miasta…” kilka miłych chwil.
Nie ocenię tej książki, jak gracze Elder Scrolls, gdyż ze światem przedstawionym spotkałam się po raz pierwszy. Ocenię to jako zwykły czytelnik i powiem wam, że kraina, jaka została opisana w tej książce, zapiera dech w piersiach. Zdecydowanym atutem „Miasta w przestworzach” jest miejsce akcji i okładka. Postacie niestety nie zachwycają. Nie szukajcie tu głębi, psychologii i drugiego dna, bohaterowie są płytcy i jednobarwni, jednak na ich korzyść przemawia to, że nie są wszechmocni, mają swoje słabości, a ich sposób myślenia i postrzegania świata ulega nieco zmianie w miarę jak życie otwiera przed nimi swoje sekrety.
Sam świat przedstawiony robi ogromne wrażenie. Polityka, historia, hierarchia, miasta, kultura, rasy – wszystko tu jest różnorodne i ciekawe. Na tyle ciekawe, że czasem pragnie się, by pisarz poświęcał nieco więcej czasu poszczególnym wątkom i nie traktował wszystkiego tak powierzchownie. Bo w „Mieście…” przede wszystkim rządzi akcja i dynamika. Za każdym zakrętem bohaterowie spotykają coraz to nowe przygody, co nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Ale następuje taki moment, kiedy chce się powiedzieć „chwilo, trwaj!” i nasycić oczy szczegółowym opisem jakiegoś miejsca czy rasy.
Mnie osobiście najbardziej zafascynowały dwa wątki. Wątek rasy khajitów (ludzie-koty), których wygląd zależny jest od czasu ich przyjścia na świat. A mianowicie, czy są bardziej podobni do kotów, czy też do ludzi, zależy od tego, w której fazie księżyca się urodzili. Nic tylko pogratulować świetnego pomysłu pisarzowi. Drugim wątkiem jest wątek samego latającego miasta Umbriel. Hierarchia tego miejsca, sposób w jaki funkcjonuje, jak rodzą się w nim nowe istoty i jak giną – jest fascynujący. Na każdym poziomie chciałoby się spędzić więcej czasu i poznać dokładniej zwyczaje i sposób myślenia mieszkańców. Jednak akcja pędzi w górę, a czytelnik biegnie za nią.
Powiem szczerze, że trzysta stron to zdecydowanie za mało. Świat Umriel i świat, który znajduje się pod nią, zachwyca tak bardzo, że książka powinna być dwa razy grubsza i bardziej szczegółowa. Odniosłam wrażenie, że autor boi się znudzić czytelnika. Ależ panie Keyes, pan pisze świetnie, niech pan trochę nas ponudzi, szczegóły także są piękne!
Podobno jest to pierwsza z dwóch książek, które traktują o rozwinięciu historii „Elder Scrolls”. Dlatego nie pozostaje nic innego, jak czekać na ciąg dalszy i zapewnić was, że nawet jeżeli w grę nie graliście, książka ma szanse przypaść wam do gustu.
„To ci, którzy chcą wszystko zmieniać, sprowadzają na ten świat nieszczęścia. Ludzie, którym się wydaje, że lepiej wiedzą, co jest dobre dla innych i czego ci inni naprawdę potrzebują, choć nawet nie raczyli ich o to zapytać.”
(Greg Keyes „Miasto w przestworzach”. Amber, s.23)
Autor: Greg Keyes
Wydawnictwo: Amber , Lipiec 2010
ISBN: 978-83-241-3715-2
Liczba stron: 312
Wymiary: 130 x 205 mm