Po latach nieobecności Jacek Dydyński powraca w towarzystwie dwóch pocztowców i kilku zbrojnych do rodzinnej Dydni, by towarzyszyć ojcu w jego ostatnich chwilach. W drodze spotyka karawanę rzekomo wiozącą ciało młodego szlachcica, brutalnie zabitego na obcej ziemi. Zajęty rozmyślaniami o testamencie stolnikowic początkowo mija ją bez większego zainteresowania, jednak makabryczne odkrycie, jakiego dokonuje później, nakazuje mu zawrócić i „poważnie porozmawiać” z żałobnikami. W efekcie Dydyński przypadkowo ratuje z rąk porywaczy mężczyznę podającego się za prawowitego następcę cara Iwana Groźnego, Dymitra. I choć szlachcic nie wierzy ocalonemu, to kapryśny los postanawia skrzyżować ich drogi na dłużej, niżby obaj tego chcieli.
Tak oto pierwszy tom Samozwańca wprowadza nas w czas Dimitriad, kiedy to polska magnateria wpadła na pomysł osadzenia na tronie rosyjskim własnego kandydata w postaci rzekomo cudownie ocalałego carewicza Dymitra. I choć mało kto wierzył, że przebywający u Adama Wiśniowieckiego mężczyzna rzeczywiście jest synem Iwana Groźnego, to nie sposób było przepuścić takiej okazji do zdobycia wpływów w mocarstwie. Tak jak w poprzednich książkach autor starał się jak najmniej naginać historyczne fakty, by nie tylko nasycić dusze czytelników, ale również ich umysły. Ogrom szczegółów dotyczących tamtego okresu po raz kolejny dowodzi, że historia Rzeczpospolitej szlacheckiej to nie tylko wiedza nabyta z czasów studenckich, ale przede wszystkim ogromna pasja, którą pisarz od lat próbuje zarazić swoich czytelników. I patrząc na stale powiększające się grono miłośników jego twórczości, robi to skutecznie.
Oczywiście, w przedstawionym w powieści wiekopomnym wydarzeniu nie mogłoby zabraknąć ulubionego bohatera autora, Jacka Dydyńskiego, postaci faktycznie żyjącej w czasach opisywanych przez Komudę. W jego osobie po raz kolejny dostajemy wszystko to, co cechowało polskiego szlachcica, począwszy od honorowej postawy i szacunku do tradycji, a skończywszy na pijaństwie i umiłowaniu do awantur. Nie sposób jest więc tutaj mówić o jakimkolwiek idealizowaniu. Tak samo rzecz ma się w przypadku pozostałych bohaterów. I mimo tego, że szlachta Komudy przy tej znanej nam z lektur szkolnych może wyglądać jak niezgrana banda wiecznie pijanych awanturników, to zdecydowanie tej wizji bliżej do prawdy.
Fabularnie również jest bardzo dobrze. Właściwie mamy tu wszystko, czego od powieści historycznej można by oczekiwać – opisy potyczek, aspekty społeczne i kulturowe, dworskie intrygi, a i trochę polityki też się znajdzie. Choć realny Dydyński związku z Dymitriadami nie miał, to pisarz zręcznie wplótł jego życiorys w te wydarzenia tak, że wszystko do siebie pasuje. Całość jest spójna i logiczna, a przede wszystkim dzięki takiej liczbie wątków każdy znajdzie coś dla siebie.
Dużym plusem jest język. Bogate, plastyczne opisy sprawiają, że czytelnik ma ochotę przenieść się na te kolorowe łąki, odwiedzić malowniczą Dydnię czy zajrzeć do starej karczmy nieopodal drogi. Pisarz zwraca uwagę na – zdawałoby się – nieistotne szczegóły, ukazując je w taki sposób, że nawet spróchniała deska w płocie mogłaby wydać się godna uwagi. Tak jak w opisie natury, tak i w przedstawianiu zdarzeń czy postaci autor nie stroni od błyskotliwych i nierzadko żartobliwych porównań. Dialogi, również przepełnione humorem, są ciekawe i wyraziste. Dzięki temu wszystkiemu książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością, ledwie zwracając uwagę na szybko upływający czas.
Podsumowując, nie znalazłam w pierwszym tomie Samozwańca niczego, do czego można by się przyczepić. To powieść historyczna z wysokiej półki. I choć Polska Komudy jest tak odmienna od tej choćby sienkiewiczowskiej, to nie sposób jest się w niej nie zakochać. Z czystym sumieniem polecam każdemu, komu taka tematyka odpowiada.
Recenzję tomu drugiego serii przeczytasz TUTAJ.
Autor: Jacek Komuda
Tytuł: Samozwaniec
Tom: 1
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 2009
ISBN: 978-83-7574-039-4
Wymiary: 125×195 mm
Liczba stron: 488
Oprawa: miękka
Gatunek: powieść historyczno – przygodowa