Do niektórych pisarzy podchodzimy z pewną dozą sentymentu, innych po prostu cenimy – dla mnie Bukowski jest trzecią opcją: pisarzem, którego uwielbiam, choć trochę się go boję. Jego utwory są nieprzewidywalne, choć traktują o tym samym, jego styl jest brutalny, szorstki jak nieogolony policzek, przyziemny jak niewielu dotąd, a przez to tak bardzo prawdziwy. Tak prawdziwy, że aż krzywdzący. Dlatego tym bardziej boli mnie, gdy czytam coś, czego wcale się po tym pisarzu nie spodziewałam. A może inaczej – spodziewałam się, choć w dużo, dużo lepszym wydaniu.

Być może Kłopoty to męska specjalność, ale Charles B. zna się na nich jak nikt inny. Bohaterowie jego opowiadań, którym zaskakująco blisko do samego autora, również nie należą do najmniej kłopotliwych mężczyzn na świecie – zapijają się i okładają po mordach każdego, kto się nawinie, korzystają z kobiecych wdzięków i pracują tylko tyle, by stać ich było na podłą whisky albo wino. Wiedzie im się źle, ale przecież już do tego przywykli i właściwie nie widzą alternatywy. Każda inna droga życiowa jest dla nich pewną formą niewolnictwa.

Za co uwielbiam Bukowskiego? Za brutalizm, za słowa tak okrutne jak pięść, która z wściekłością uderza w twarz, aż ta zaleje się krwią. A potem uderza znowu. Za brak tchu, za brud i codzienność tak szarą, że aż fantastyczną. Jego Faktotum powaliło mnie szczerością i prostotą, w której tkwił przekaz tak silny, że aż trudno oddychać. Z szynką raz! było tragikomicznym pseudo-wspomnieniem o rodzinie, która nie spełniała swojej funkcji i młodym człowieku uczącym się jak istnieć poza systemem. Gdzie więc zgubił się ten Bukowski, którego tak bardzo szanuję? Być może trochę tu dramatyzuję (prawdopodobnie tak właśnie jest), jednak ten zbiór opowiadań nie tylko mną nie wstrząsnął – przecież znam to wszystko doskonale – ale, o zgrozo, znudził mnie. Każde kolejne opowiadanie czytałam byleby tylko czytać, mieć z głowy. Szybko także zapomniałam co właściwie przed chwilą dotarło do mojego mózgu.

W czym tkwi problem? Za dużo Bukowskiego na raz? Być może zachłysnęłam się prozą Świntucha, jak dziecko nieświadomie wchodzące do gnojówki, nie zdające sobie sprawy z grożącego niebezpieczeństwa. Coś w tym jest. Myślę jednak, że po geniuszu (tak, w pewien sposób urósł on w moich oczach do takich rozmiarów) Pana B. oczekiwałam czegoś, co skłoni mnie do refleksji. Może kolejnego Ruchadła, albo Najpiękniejszej dziewczyny w mieście, o drugim Antychryście nawet nie marząc. Dostałam jednak papkę, która być może wzburzy tych, którzy Bukowskiego nie znają. Na mnie jednak nie zrobiła wrażenia.

Nie mogę jednak powiedzieć, by cały zbiór składał się z odpadów (choć w niektórych momentach takie właśnie miałam wrażenie). Kilka opowiadań spełniło swoją rolę, wybijając Kłopoty to męska specjalność na trochę wyższy poziom. Przede wszystkim opowiadanie Głowa wypada tu nad wyraz dobrze. Dwa istniejące obok siebie światy, choć tak różne, zaczynają się przenikać, gdy rzeźba głowy wybuchowego poety trafia do domu zamkniętej w sobie kobiety. Bukowski zestawia ze sobą psychozę konwenansu i całkowity brak zahamowań życia na krawędzi. Do wyróżniających się opowiadań dołącza także Nie byle jaki kac, Śmierć ojca I i II oraz Modliszka. Odrobinę osładzają one żal po zbiorze, który mógł być dobry.

Kłopoty to męska specjalność nie trafią na listę moich ulubionych utworów Bukowskiego. Wcisnę je na półkę obok innych dzieł autora i postaram się zapomnieć o tym, że Stary Świntuch nie wstrząsnął mną i nie uruchomił trybików kręcących się w moim mózgu tak, jak zwykł to czynić.

Autor: Charles Bukowski
Tytuł: Kłopoty to męska specjalność
Data wydania: 16.10.2014
Liczba stron: 240
Wydawnictwo: Noir sur Blanc

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *