Czytanie Bukowskiego to łatwizna, choć jego powieści nie należą do niechlubnego grona prozy „łatwej i przyjemnej”. Jego książki po prostu pożera się za jednym posiedzeniem, szybko przechodząc przez kolejne zdania i rozdziały. Nagle powieść się kończy a my pozostajemy z tym dziwnym, trudnym do wyrażenia uczuciem. Nie wiemy co powiedzieć, bo właściwie wszystko już zostało wypowiedziane – w tej surowej, wulgarnej formie, która pozwoliła nam na jakiś czas wejść w buty totumfackiego Henry’ego Chinaskiego.

W Faktotum, drugiej powieści Bukowskiego, poznajemy młodego jeszcze Hanka, włóczącego się po kraju w poszukiwaniu… no właśnie, czego? Pracy? Tak, chociaż ten gorliwy poszukiwacz zajęcia traci zapał w tym samym momencie, w którym otrzymuje posadę. Kobiety? Owszem, choć nie można tego sprowadzić do romantycznego szukania drugiej połówki. Henry nie pragnie stabilizacji ani towarzystwa, lecz dobrego, staromodnego rżnięcia. Szczęścia? Nie, tego nasz bohater nie szuka. To dla niego zbyt górnolotne i nieosiągalne. Zadowala się podłym winem i świadomością, że świat (…) na chwilę zdejmuje ci nogę z gardła.

Henry jest także, a w jego mniemaniu przede wszystkim, bardzo płodnym pisarzem amatorem. Amatorem, bo jego utwory, choć wysyłane do redakcji gazet masowo, nie robią wrażenia na redaktorach, którzy nie trudzą się nawet utworzeniem spersonalizowanego druczku odmownego. Chinaski nie zniechęca się jednak i pomiędzy jednym a drugim drinkiem skleca kolejne opowiadania. Trudno jednak pisać, gdy często gęsto jest się głodnym i bez grosza na nawet najpodlejszego sikacza. Okazało się, że korzenie ludzkiej duszy tkwią w żołądku. Po befsztyku z polędwicy i półlitrze whiskey człowiek pisze o niebo lepiej niż po jakimś słodkim paskudztwie za piątaka. Mit o głodującym artyście okazał się bzdurą.

Faktotum to powieść drogi. Nasz bohater ma problemy z pozostaniem w jednym mieście, ciągnie go w nieznane – kolejne miejsce, które nie zapewni mu perspektyw i spełnienia. Bukowski roztacza przed nami obraz Ameryki pozbawionej cech charakterystycznych. Każde z miejsc odwiedzanych przez Chinaskiego jest tak samo bezbarwne i nieprzyjazne, w każdym z nich znajduje się fabryka lub magazyn, sklep czy zakład, w którym można się zatrudnić, zarobić parę groszy, by następnie przepić wszystko w nijakim barze z nijakimi ludźmi. USA Bukowskiego nie mają pojęcia o amerykańskim śnie, zjadają poszukiwaczy szczęścia na śniadanie, tworząc z nich niespełnionych i zgorzkniałych wyznawców konsumpcjonizmu. Chinaski odmawia uczestniczenia w tym micie, choć cały czas goni własny ogon nie pozwala sobie na zastój. Wiemy jednak, że rzeczywistość do której przynależy, nie tylko wzbudza jego sprzeciw, ale także przerażenie. Nie mogłem się przemóc, by wziąć do ręki gazetę z ofertami. Sama myśl o tym, że znowu znajdę się naprzeciw jakiegoś siedzącego za biurkiem faceta i będę mu musiał opowiadać, jak mi zależy na pracy, jakie mam nadzwyczajne kwalifikacje, była dla mnie nie do zniesienia. Powiem szczerze: byłem przerażony życiem, tym wszystkim, co człowiek zmuszony jest robić tylko po to, by mieć jakąś strawę, kąt i odzienie.

Chinaski, jak przystało na bohatera typowego dla Bukowskiego (a nawet będącego alter ego autora), napędzany jest przez dwie siły: alkohol i kobiety. A zajmują one w jego życiu bardzo specjalne miejsce. Wódka, whiskey, wino – trucizna jest nieistotna. Ma za zadanie sponiewierać, doprowadzić do stanu całkowitego otępienia, lub chociażby znieczulenia. Po raz kolejny zauważamy „wrażliwą” stronę Henry’ego, który kocha alkohol bo to miłość trudna lecz odwzajemniona. Nie spotykamy go zbyt często, gdyż u Bukowskiego prym wiedzie bohater chamski – prymityw i prostak, pragnący zaspokoić pierwotne potrzeby. Taki właśnie jest Chinaski w towarzystwie kobiet.

Próbowałem zrobić z ciebie kobietę, ale ty na zawsze pozostaniesz kurwą.
Trzasnąłem ją wierzchem dłoni i zwaliłem ze stołka. Padła plackiem na ziemię i zaczęła wrzeszczeć. Wziąłem z kontuaru jej kieliszek, dopiłem go, po czym wolno ruszyłem w kierunku wyjścia.

Hank to brutal, pijak i menel, lecz jego partnerki wcale nie są lepsze. Znajduje je przecież w podłych barach i na ulicy, przygarnia lub jest przez nie przygarniany. Żyje z nimi z dnia na dzień, dając to, co ma – pieniądze na picie (lub pracę, by te pieniądze zarobić) i dobry seks. To wyniszczające, pasożytnicze relacje, pozbawione choćby odrobiny romantyzmu, lecz nie pozbawione uczuć.

Faktotum to cały Bukowski: oschły, wulgarny i oszczędny w słowach. Ale za tym wszystkim, jak to zwykle bywa u tego amerykańskiego autora, kryje się coś jeszcze. Tęsknota, wieczne poszukiwanie swojego miejsca, ucieczka od beznadziei dnia codziennego w innego rodzaju beznadzieję. Bolesna literatura, którą czyta się jednym tchem.

Tytuł: Faktotum
Autor: Charles Bukowski
Data wydania: 05.11.2014
Wydawnictwo: Noir Sur Blanc
Liczba stron: 230
Gatunek: Proza zagraniczna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *