Mówi się o tym, że historie kobiet żyjących podczas wojny, zarówno tych biorących udział w walce, jak i tych działających na tyłach, w domowym zaciszu, były do tej pory spychane na boczny tor, pomijane. Owszem, ich rola nie była eksponowana, mało napisano pozycji, które mówiłyby tylko i wyłącznie o nich, ale nie mogę powiedzieć, żeby milczano o nich zupełnie. W wielu książkach, które czytałam do tej pory, przewijały się wspaniałe, bohaterskie postaci dziewcząt, kobiet, o których nie sposób zapomnieć. Wiedza o tym, jak ogromna była ich rola w walce, spływała do mnie przez lata z dziesiątek publikacji, nie jest to więc dla mnie żadnym zaskoczeniem i nie zgodzę się z twierdzeniem, iż do tej pory nic na ten temat nie było wiadomo. Niemniej jednak… takiej książki jak Kobiety Stanisławy Kuszelewskiej – Rayskiej jeszcze nie było. I śmiem twierdzić, że nigdy już nie będzie.

Wiele książek mnie zachwyca, ale ta okazała się fascynująca w sposób wyjątkowy. Jej wydanie jest jak powiew świeżej prawdy historycznej, spojrzenia na wojnę oczyma kogoś, kto jest w niej zanurzony, kto nią żyje i oddycha. Nie są to relacje wywołane po latach, to coś, co działo się dla autorki przed chwilą, opowieści wolne od naleciałości późniejszych czasów. Pod tym względem można ją porównać do Kamieni na szaniec Aleksandra Kamińskiego.

W książce znajdziemy dwa zbiory opowiadań (obrazów? impresji?) – Kobiety oraz Dziwy życia, napisane bezpośrednio po wojnie i wówczas wydane. Była to jedna z pierwszych książek, które wyszły nakładem Instytutu Literackiego Jerzego Giedroycia. Aż do tej pory nigdy nie ukazały w Polsce!!

Rozumiem doskonale, że wydanie jej w czasach PRL-u nie wchodziło w grę – wiele w niej prawdziwych opowieści dotyczących berlingowców, życia w pierwszych miesiącach po wejściu Armii Czerwonej, zawiązywania się początków nowej władzy… Ale jak można było zapomnieć o takiej perełce i nie wydać jej po 1989 roku? Całe szczęście, dr Sławomir Cenckiewicz, historyk, postanowił Stanisławę Kuszelewską – Rayską Polsce przywrócić. Dołożył wszelkich starań, by wydanie Kobiet i Dziwów życia doszło do skutku. Te ulotne szkice, notowane niemal na bieżąco, powstały w chwilach dla autorki najcięższych, pisanie ich było dla niej niczym terapia, ratunek. I to jest ich największa zaleta – niezwykła autentyczność, tchnienie prawdy nie przerobionej przez czas i refleksje historyczne.

1942. Warszawa. Getto. Kto nie widział, kto nie widział, kto nie zobaczył własnymi oczami, ten niech nie próbuje zrozumieć, niech – nie – próbuje – zrozumieć.

Stanisława Kuszelewska – Rayska była żołnierzem. Walczyła już w czasie Wielkiej Wojny, była aktywna politycznie i społecznie przez cały okres dwudziestolecia, od pierwszych dni II wojny światowej brała czynny udział we wszystkim, co miało związek z oporem stawianym wrogowi. Pozostała w kraju, gdzie wraz z córką brała udział w Powstaniu Warszawskim. Z pokonanej stolicy wyszła sama – jej ukochane dziecko, Ewa Matuszewska („Mewa”), została zamordowana przez Niemców pod koniec powstańczego września.

Ze względu na swoją ofiarną aktywność, autorka Kobiet była pierwszorzędnym świadkiem historii. A przy tym miała idealny zmysł literacki, cudowny, lekki styl, którym zaczarowuje czytelnika. Raz jest to niemal baśniowy obrazek, innym razem sucha relacja – niezależnie od obranej przez autorkę formy, język, którego używa, jest najpiękniejszą odmianą polszczyzny.

Opowieści, które znalazły się w obu zbiorach, to krótkie impresje, ukazujące kobiety w najróżniejszych wojennych sytuacjach – od konieczności radzenia sobie z brakiem jedzenia, po stanie na pierwszej linii frontu. Wszystkie obrazki zostały spisane z pamięci, to nie fikcja, a zbeletryzowane wspomnienia. Są pełne pokory, nie ma w nich wielkich słów, wychwalania pod niebiosa bohaterstwa – to proste, a jednocześnie sugestywne przedstawienie faktów, z których my sami mamy wyciągnąć wnioski.

– Pocałuj mnie na do widzenia, syneczku – szepnęła łzawo pani Kazimiera. Jak ona umiała wymawiać słowo „syneczku”! Zdawałoby się, ot, kilka syczących, niezdarnych liter, ale nie, to był obłok płatków różanych. Falował, otulał, różowiał, dymił wonią, sięgał niebios. Sy-necz-ku. – Ach, te baby! – burknął Jędrek z tłumioną, męską serdecznością. – Daj pyska.

Nie znajdziemy tutaj dwóch takich samych kobiet. Heroiny pochodzą z warszawskich kamienic, ze szlacheckiego dworu, z wiejskiej chaty. Niektóre dopiero wstały ze szkolnej ławki, inne są w kwiecie wieku, są też takie, których życie dobiega końca, bo przeżyły już bardzo wiele lat. Wszystkie są identyczne pod jednym względem – służą Polsce i idei wolności tym, co potrafią robić najlepiej. Na polu bitwy, w konspiracji, w powstańczej kuchni, ukrywając zbiegów, przechowując broń, dostarczając ulotki, rozkazy…

Poprzez pełne wdzięku opowieści o bohaterkach, cichych, ukrytych, o których nikt nie wiedział, którym nikt nie gratulował, na piersiach których nie zawisły ordery, przebija opisana genialnie rzeczywistość wojenna – okupacyjna, powstańcza, partyzancka. Aresztowania, łapanki, nocne wizyty gestapo, rozstrzelania, mały sabotaż, zamachy. Ukryci ludzie, przechowywana broń, drukarka do „bibuły”, gromadzenie zapasów na wypadek walki, szpitale, krew, ból… Wszelkie barwy strachu i cierpienia, niepewności i tęsknoty, ale także odwagi graniczącej z brawurą. W każdym polskim domu toczył się bój o wolność.

Opowiadania Kuszelewskiej – Rayskiej opanowały moje myśli, zadziwiły i rozkochały w sobie. Każde słowo pisane było tęsknotą, rozpaczą, każde miało na celu zachowanie dla potomnych bohaterstwa kobiet, które były naszymi matkami, babciami, ciotkami, których krew płynie w naszych żyłach.

Autorka: Stanisława Kuszelewska-Rayska
Tytuł: Kobiety. Dziwy życia
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 432
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-7785-508-9
Kategoria: wspomnienia, beletrystyka historyczna

Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: Zielono w głowie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *