Zadebiutował w roku 2002 książką Pozytywnie nieobliczalni i w zasadzie jest to jedyna książka, która została wydana na papierze. Był muzykiem, tekściarzem i wokalistą. Dzisiaj pisze wiersze i jak określa siebie: jest autorem e-bookowym. Z Marcinem Brzostowskim rozmawia Aleksandra Urbańczyk.
 
Aleksandra Urbańczyk: Zaczniemy od muzyki, bo karierę zaczynałeś jako muzyk. Wypowiedziałeś się kiedyś, że napisałeś książkę dopiero, gdy rozpadł Ci się zespół. Co było pierwsze – miłość do muzyki czy literatury? Jaki jest Twój ulubiony zespół, taki od serca?

Marcin Brzostowski: Ciekawe pytanie. Nie potrafię precyzyjnie odpowiedzieć. Literatura i muzyka od zawsze były obecne w moim życiu. Jednak „czynnie” zająłem się najpierw muzyką. Początkowo klasyczną, a potem rockową. W którymś momencie trzeba było wybierać i zdecydowałem się na to, co było mi bliższe, czyli na muzykę rockową (undergroundową), w której mogłem się o wiele lepiej realizować jako autor. Potem przyszedł czas na słowo pisane i tak to trwa do dzisiaj. A ulubione zespoły od serca to zdecydowanie Joy Division, The Clash, natomiast z polskich Brygada Kryzys.
 
Twój zespół nosił nazwę „Elvis prędzej”. Skąd ta nazwa? Wiąże się z jakąś anegdotą?
 
A to dobre! Skąd Ty znasz, Olu, nazwę mojego zespołu? Jestem w szoku. Ale rzeczywiście, mój ostatni zespół tak się właśnie nazywał. Jednak skąd się wzięła ta nazwa, zabij, nie przypomnę sobie. Mogę się tylko domyślać, że po którymś piwie z rzędu ktoś wpadł na ten pomysł. Oczywiście, to nie byłem ja.
 
Starałam się odrobić lekcje;) Rozumiem, że byłeś kimś więcej niż Marlon z Twojej książki… Jaka była Twoja rola w zespole?
 
Marlon z „Pozytywnie nieobliczalnych” to nie jestem ja. No…może tylko trochę… Kiedy powstawała ta książka miałem już 30 lat i od ponad 10 lat bawiłem się w muzykę. Tych zespołów było kilka i udzielałem się jako tekściarz, wokalista i gitarzysta.
 
Brakuje Ci tego trochę?
 
Czasami tak, zwłaszcza, że „o coś” nam chodziło. Poza tym było zabawnie, ciekawie, bardzo wesoło, a czasami wręcz inspirująco. Mnóstwo znajomości, ciekawych ludzi… Ale to już nie wróci. Taki lajf. Trzeba iść do przodu.
 
I kiedy skończył się ten etap, musiałeś znaleźć dla siebie jakąś drogę. Postanowiłeś napisać książkę…
 
Dokładnie tak. Zresztą od bardzo dawna planowałem, że będę pisał. Mając naście, czy dwadzieścia lat nie widziałem w tym sensu, najpierw chciałem coś przeżyć, zrozumieć, mieć własne zdanie i doświadczenia. Dlatego do „poważnego” pisania usiadłem mając mniej więcej 30 lat.
 
Marcin Brzostowski - Pozytywnie NieobliczalniZadebiutowałeś książką „Pozytywnie nieobliczalni” w roku 2002. Jak powstała ta książka? Tłukł Ci się po głowie Marlon z jego muzyczną pasją i potrzebowałeś dla niego kontrastu i dlatego wtłoczyłeś go w korporacyjny garnitur czy po prostu naraziła Ci się któraś korporacja?
 
Chyba najbardziej zniesmaczyło mnie bezmyślne przyjmowanie obcych wzorców, w tym właśnie korporacyjny model świata i życia. Narodził się jakiś kult pracy po 12 czy 14 godzin na dobę kosztem rodziny, związków, czy samego siebie. Byłem w tym wszystkim obecny, dlatego na własne oczy widziałem jak ludzie zapalali się i po kilku latach gaśli, kompletnie wypruci ze wszystkiego. Jak dla mnie to była totalna porażka. A jak pokazało życie był to dopiero początek.
 
Wydaje mi się, że świetnie udało Ci się przekazać w książce to o czym wspominasz – pokazałeś proces, który prowadzi do wyprania mózgów młodych ludzi w taki sposób, że przestaje się liczyć cokolwiek, poza karierą. Twoja książka to jednak coś więcej. Opiera się na zderzeniu ideałów młodego człowieka z bezdusznością sytemu, ale fajne jest to, że obok prawdziwie niesympatycznych postaci – znajdziemy też całkiem sporo tych przyzwoitych. Nie doprowadzasz do jakiegoś szekspirowskiego dramatu, tylko pokazujesz, że można zachować zdrowy rozsądek. A dla higieny osobistej ważne jest, by zachować nieco dobrego humoru i dystansu do siebie. Wydźwięk książki (tak jak tytuł) jest pozytywny. Tak naprawdę podoba mi się najbardziej, że pomimo całej krytyki – nie jesteś jakoś szczególnie zacietrzewiony i nie tracisz wiary w człowieka. Lubisz ludzi, prawda?
 
Oczywiście, że lubię ludzi i jeżeli w coś wierzę, to właśnie w człowieka. Każdy z nas jest osobnym bytem i dla każdego powinno być miejsce. Każdy z nas powinien też mieć przestrzeń do realizacji własnych celów. Problem pojawia się wtedy, gdy ludzie zaczynają uprawiać „politykę” i np. życie 10 czy 1000 z nas przedstawia się w kategorii błędu statystycznego. A to już tylko krok do dehumanizacji jednostki, zbiorowości, czy całych społeczeństw.
 
Załóżmy hipotetycznie, że musisz napisać kontynuację „Pozytywnych…”. Co się dzieje? Marlon do spółki z mecenasem Hańko i Robertem obmyślają plan słodkiej zemsty czy pakuje plecak, zabiera dziewczynę i przeprowadza się w Bieszczady?
 
Ciekawe pytanie… bo istnieje na papierze pierwsza część (czyli 1/3) kontynuacji „Pozytywnie nieobliczalnych”. Ale nie doczekała się z różnych względów finału, zatem nigdy jej nie dokończę. A co do zemsty, to na pewno nie – strata czasu. Już bardziej prawdopodobne, że Marlon zabiera swoją panią w Bieszczady i żyją krótko, ale szczęśliwie.
 
Zdałeś i przechodzisz do następnego etapu;) Potwierdziłeś, że nie jesteś typem wojowniczym. Wręcz przeciwnie – napisałeś utwór o wyraźnej wymowie antywojennej. Co Cię zainspirowało, albo tak wstrząsnęło, by napisać bajkę o Silly? Jak powstała Twoja „bombowa” historia?
 
„Bajka o Silly” – ładnie powiedziane. I dużo jest prawdy w tym określeniu, bo rzeczywiście książka („Słodka bomba Silly”) ma lekko bajkowy, nierealistyczny charakter, chociaż opowiada o takich sprawach, jak ludzka głupota, chęć zysku za wszelką cenę oraz o ofiarach i mechanizmach wojen. Ten ostatni aspekt był mi chyba najbliższy. Kiedy pisałem tę książkę, doskonale wiedziałem o tym, że spotkam się z zarzutami, typu – o czym tym piszesz kolego, przecież żyjemy w czasach pokoju! Jeśli ktoś nie śledzi tego, co się dzieje na świecie, to przypomnę tylko, że jeszcze jakiś czas temu nie było wojny na Ukrainie i nikt by nie postawił nawet złotówki na to, że to jest możliwe. Należy ponadto zdawać sobie sprawę z tego, że obecnie na naszej planecie istnieje ponad 40 tzw. ognisk zapalnych, w których trwają konflikty zbrojne lub za chwilę mogą tam wystąpić. Czyli wojna, wojna, wojna…
 
Tradycyjne bajki, a w zasadzie baśnie, miały między innymi takie zadanie. Miały przestrzegać przed realnym zagrożeniem – np. przed wilkiem czyhającym w lesie. Oczywiście w Twoim utworze można zobaczyć inne elementy, groteskę i charakterystyczny humor, można doszukać się wpływu książki „Paragraf 22”. Każdy może sobie zinterpretować „Słodką bombę Silly” według uznania. Można uśmiechnąć się, zamyślić nad Twoją ironią. Po ostatnich wydarzeniach na Ukrainie, kiedy uprzytomniliśmy sobie jak niewiele trzeba, żeby zacząć się bać – Twój tekst z pewnością wywołuje dreszcz niepokoju.
 
Tak, ta książka ma przestrzegać przed możliwością wybuchu kolejnej wojny. A skoro wojna toczy się na naszych oczach, to w zasadzie wszystko już jest możliwe.
 
Nie kryjesz swoich inspiracji. Wymieniałeś niejednokrotnie swoich ulubionych pisarzy. Z każdego trochę czerpiesz, cenisz za co innego. Vonneguta i Hellera za antywojenny charakter ich prozy. Boris Vian to absurd, czarny humor i parodia. Andrzej Bursa to liryzm i demaskatorstwo. Szczególnie interesuje mnie Twój podziw dla Andrzeja Bursy. Jak go dla siebie odkryłeś?
 
Wymieniłaś Olu prawie wszystkich moich ulubionych pisarzy… A Andrzej Bursa to dla mnie – Pan Bursa… Niezwykle twórczy i odważny artysta. Zero ściemy, zero kunktatorstwa, zero podlizywania się czytelnikowi. Po prostu wzór. Poza tym był niezwykle oryginalny. Szkoda, że odszedł, gdy miał zaledwie 25 lat… Bursę odkryłem chyba jeszcze w szkole podstawowej. Dał mi koleżka po zwojach…
 
Opowiesz nam jak powstał tomik: „Szach-mat! Czyli szafa wychodzi ja zostaję”? Kiedy zacząłeś pisać miniaturowe opowiadania?
 
To był zwyczajny zbieg okoliczności. Któregoś dnia wziąłem do ręki tomik wierszy Bursy i nagle odkryłem, że na jego końcu jest kilka miniatur pisanych, rzecz jasna, prozą. I była tam taka miniaturka „Szachy”… Króciutka, zaledwie kilka zdań. I właśnie wtedy mnie olśniło! Po co pisać powieści czy opowiadania? Strata czasu. Jeśli potrafisz zawrzeć myśl (skończoną) w kilku, kilkunastu zdaniach, to jest OK. To było w okolicach 2005 roku, a odpadłem od innych rzeczy na co najmniej rok. Genialna zabawa, również warsztatowa. Jedyny problem to wejście w klimat miniatur Pana Bursy. Prawie niemożliwe.
 
Niektórzy uważają, że żeby dobrze napisać opowiadanie, trzeba mieć sprawniejszy warsztat niż podczas pisania powieści. Z pewnością trzeba wewnętrznej dyscypliny – zwłaszcza zwięzłości. Miniaturka literacka wymaga jeszcze większego kunsztu. Trzeba w kilku zdaniach dotrzeć do sedna, zakończyć zgrabną puentą… Bawisz się jeszcze czasem tą formą? Wydasz jeszcze kiedyś taki zbiorek?
 
Mam nadzieję, że kiedyś wydam Szach-Mata 2. Coraz bardziej ciągnie mnie do krótkiej formy. Krótka forma literacka to bardziej myślenie niż pisanie, a to właśnie lubię. Poza tym piszę „krótko” nawet powieści. Nie znoszę wodolejstwa, produkcji kolejnych, „pustych” stron książki, bez których można by się obyć… Ale zdaję sobie sprawę z tego, że moje patrzenie na te sprawy jest raczej odosobnione. Ludzie kochają grube książki, tomiszcza.
 
marcinbW zasadzie, jeśli bliżej przyjrzeć się Twojemu „romansowi z literaturą”, łatwo dostrzec to, o czym rozmawialiśmy, czyli głębsze przesłanie (wymowa antywojenna, walka z bezdusznością korporacji, hołd dla mistrza). Dlaczego powstała „Zemsta Kobiet”? Dla rozrywki?
 
Oczywiście, że tak. Po pierwsze, czasami chcę odpocząć od „ciężkich” tematów, a po drugie, są chwile, kiedy chciałbym w normalny, ludzki sposób (bez nadęcia) napisać coś dla rozluźnienia skołatanych nerwów. Nie będę jednak pisał romansów albo czegoś w tym stylu. Dlatego „Zemsta kobiet” jest moim prywatnym głosem w sprawie równouprawnienia kobiet i mężczyzn, tolerancji itp. Oczywiście to wszystko zostało podane w absurdalno-rozśmieszającym sosie.
 
Mam jeszcze jedno pytanie dotycząca Twojej twórczości i inspiracji. Na fanpage’u napisałeś o sobie: pisarz ebookowy. Piszesz wiersze, opowiadania i miniaturki. Grałeś w zespole. Być może już zapomniałeś o koncertach, ale to nie znaczy, że muzyka  zapomniała o Tobie… Jak to jest z „weną”, która przychodzi do Ciebie? – Jednego dnia tłucze Ci się po głowie wiersz, innego dnia piosenka, innego jeszcze masz pomysł na opowiadanie…Panujesz nad tym? Narzucasz sobie jakiś reżim? Jak dzielisz czas między różne rodzaje twórczości?
 
Ale pytanie… Czuję się jakbym widział przed sobą zbliżający się do mnie pociąg pancerny! Olu, nie masz dla mnie litości. A sprawa jest prosta. Żyję z tymi wszystkimi pomysłami, np. na powieść lub miniaturkę i gdy tylko mam czas, siadam na… i staram się to sfinalizować, czyli nadać treści odpowiednią formę. W tzw. „wenę” nie wierzę. To zwyczajny mit. Żeby coś zrobić, trzeba po prostu pracować. I jeszcze raz pracować. A na fanpage’u rzeczywiście jest napisane – pisarz e-bookowy, bo wydaję swoje teksty w wydawnictwie internetowym, czyli w formie e-booków.
 
Dobrze, skoro wsiedliśmy do pancernego pociągu, to na pociechę dodam, że pytanie było finałowe…a w finale przydaje się parę fajerwerków;) Właśnie dojechaliśmy do stacji końcowej;) Dziękuję za cierpliwość i Twój czas. Miło było Cię gościć:)
 
To zdecydowanie ja dziękuję i jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy o mnie. Odnoszę wrażenie, że wiesz jeszcze więcej, tylko mnie zwyczajnie oszczędziłaś… A za to duże dzięki;)
 
Daj spokój, tylko czytam, nie latam na miotle;)
Zbliżają się święta. Czego Ci można życzyć z okazji zbliżającego się nowego roku?
 
Myślę, że dla nas wszystkich najcenniejszy jest spokój, chwila wytchnienia od codziennej harówki. Zapach świeżej choinki też by się przydał. A co do prezentów, skoro mowa o Świętach, to życzę Tobie, Czytelnikom i wszystkim na świecie dziesiątek albo setek książek bez względu na ich fizyczną formę. Niech będą to książki papierowe, ale nie zapominajcie też o e-bookach. Bo e-book to także książka. Wesołych Świąt i jeszcze raz dzięki za przemiłą rozmowę!
 
Piękne życzenia. W takim razie życzę Ci już teraz wspaniałych rodzinnych świąt, a pod choinką mnóstwo czytelniczych inspiracji. I „do przeczytania”, następnym razem:)
 
 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *