Młody Leo zdobył serca kobiet na całym świecie po tym, jak w megahicie Titanic tragicznie zakochał się w nowopoznanej dziewczynie, a następnie równie tragicznie zginął w największej katastrofie morskiej XX wieku. Od czasu premiery filmu Jamesa Camerona Leonardo DiCaprio królował w plebiscytach na najpiękniejszego, najseksowniejszego i najbardziej utalentowanego aktora młodego pokolenia Hollywood. Mnie jednak nie przekonał.

Moje nieprzekonanie do Leo trwało długo, a wielokrotnie emitowany film Camerona nie poprawiał sytuacji ani na jotę. Punkt krytyczny osiągnęłam, gdy z okazji świąt Wielkiej Nocy telewizja publiczna postanowiła wyemitować Titanica w dwóch częściach. Ostentacyjnie wyłączając telewizor, wybrałam książkę, wybrałam słuchawki i muzykę Nightwish, ostatecznie sen, byle tylko nie widzieć słodkiej i uroczej twarzy  jakże niewinnie zakochanej postaci Jacka Dawsona. Wszystko zmieniło… uwielbienie do aktora. Nie, nie do DiCaprio. Do Johnny’ego Deppa. Bo to sympatia dla niego skłoniła mnie do kupienia filmu, w którym drugoplanową leo-co-gryzierolę grał także DiCaprio. Ten film to Co gryzie Gilberta Grape’a?. Obejrzawszy go, oniemiałam. Młody Johnny Depp w filmie na podstawie jednej z moich ulubionych książek, był w porządku, ale DiCaprio… DiCaprio był niesamowity. Zaledwie dziewiętnastoletni aktor wciela się tam w rolę Arniego Grape’a, upośledzonego umysłowo młodszego brata głównego bohatera. Jego kreacja jest niezwykle udana i bardzo przekonywująca, a o tym że niełatwo zagrać osobę zmagającą się z chorobą psychiczną mówili tacy, którzy się z taką rolą mogli zmierzyć, jak na przykład John Malkovich w filmie Myszy i ludzie czy Robert de Niro w Przebudzeniach. Zachwycona nagle odkrytym talentem młodego Leonarda rozpoczęłam swoją przygodę z tym właśnie aktorem.

leo-zacmienieCałkowite zaćmienie obejrzałam z dwóch powodów. Polska reżyserka, Agnieszka Holland i Leonardo DiCaprio, tym razem w roli homoseksualnego francuskiego poety, Arthura Rimbaud. I znów nie pomyliłam się. Tragiczna postać poety wypełnia film swym dramatycznym brzmieniem od początku do samego końca, przysłaniając nawet swego filmowego partnera, Davida Thewlisa, który wcielił się postać kochanka Rimbauda, Paula Verlaine’a. Niezapomnianą dla mnie pozostanie scena, w której zazdrosny Verlaine strzela z pistoletu prosto w dłoń niespodziewającego się niczego Arthura. Prezentacja uczuć łączących tych dwóch poetów wstrząsnęła mną na długo.

Po seansie Krwawego diamentu i Romea i Julii odkryłam pewien aspekt talentu aktorskiego Leonarda. Jego atutem jest niezwykła umiejętność autentycznego przedstawiania śmierci. Sposób, w jaki gra on własną śmierć, jest tak prawdziwy, że czasem człowiek ma ochotę wychylić się z fotela, by sprawdzić z bliska, czy aktor na ekranie wciąż, prawie że niewidocznie, oddycha.

leo-aviatorW Aviatorze, gdzie wcielił się w postać Howarda Hughesa, genialnego, aczkolwiek trochę szalonego, a na pewno nierozumianego przez otoczenie wynalazcy, po raz kolejny udowodnił, że granie tak trudnych i złożonych postaci przychodzi mu z łatwością. Kto nie wierzy, niech obejrzy Aviatora nawet kilka razy, tak by nie umknął mu sposób, w jaki DiCaprio buduje napięcie w relacjach swojej postaci z osobami mu bliskimi i jak stopniowo popadając w coraz większą paranoję i chorobę psychiczną odsuwa się od nich.

Z Kate Winslet, odtwórczynią roli Rose w Titanicu, spotkał się po raz kolejny na planie filmu Droga do szczęścia, nakręconego na podstawie książki Richarda Yatesa o tym samym tytule. Tym razem po obejrzeniu filmu uznałam, że to spotkanie wyszło im obojgu na dobre. Toksyczne małżeństwo próbujące budować swój domek z kart w otoczeniu ślicznych jednorodzinnych domków, na zewnątrz cudowna para, z równie wspaniałymi dziećmi, od wewnątrz zaś zmagający się z problemami i wzajemną nienawiścią ludzie, którzy od dawna są dla siebie niczym obcy. Zaskakujący finał podkresla tylko tragedię rodziny i brak zrozumienia dla drugiej strony. Zarówno Winslet, jak i DiCaprio zaprezentowali tu świetny wachlarz swych umiejętności, jednocześnie pokazując, jak dobrze i swobodnie grają w swoim towarzystwie.

leo-droga

I choć filmów, za które można pokochać tego aktora, mogłabym wymienić jeszcze z pół tuzina, ograniczę się do podania na koniec jeszcze jednego. Incepcja. Kasowa produkcja, nakręcona z rozmachem godnym Gwiezdnych wojen i Piratów z Karaibów, przysporzyła sobie porównywalną ilość fanów i wrogów. Trzeba przyznać reżyserowi, że nieuważny widz może łatwo pogubić się w fabule, która oparta jest o umiejętność wnikania w sny, a następnie budowania ich scenerii. Przechodzenie w szybkim tempie z jednej scenerii w drugą może zmęczyć kogoś, kto przy filmach lubi spędzać leniwe, niewymagające wielkiego wysiłku popołudnia lub wieczory. DiCaprio wciela się tu w rolę szefa „śpiących szpiegów”, poszukiwanego przez władze Stanów Zjednoczonych, który zrobi wszystko, by bezpiecznie wrócić do ojczyzny i zamieszkać z rodziną. I to nie byle jakiego szefa, bo oto jego walka i działania toczą się zarówno na jawie, jak i we śnie.

leo-incepcja

O dziwo, DiCaprio rzadko występował w komediach, a reprezentantem tego gatunku w jego dorobku jest film Złap mnie, jeśli potrafisz. To aktor, który o wiele lepiej sprawdza się w rolach dramatycznych, gdzie potrzebna jest umiejętność wchodzenia głęboko w postać, którą trzeba zagrać, jak w przypadku filmu J.Edgar, niedawno wyświetlanego na ekranach kin, gdzie Leonardo zagrał legendarnego szefa amerykańskiego FBI, Johna Edgara Hoovera. W ciągu następnych lat nie raz, nie dwa zobaczymy go w nowych produkcjach, spośród których najbardziej wyczekiwaną będzie prawdopodobnie The Rise of Theodore Roosevelt.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *