Jeśli ktoś jest znużony Londynem, musi być znużony życiem – mawiał XVIII-wieczny brytyjski pisarz, Samuel Johnson, i wygląda na to, że mimo upływu lat jest to stwierdzenie wciąż aktualne. Jedno z najludniejszych miast świata, istny tygiel kultur, nacji i religii, tętniące fascynującą mieszanką burzliwej historii i oswojonej współczesności, a jednocześnie skrywające pod skórą warstwę wciąż żywych, mrocznych legend i mitów przydających zaskakującego znaczenia zdawałoby się dobrze znanym lokacjom miasta nad Tamizą – nic dziwnego, że brytyjska metropolia nieodmiennie fascynuje i inspiruje kolejnych twórców – od Petera Ackroyda, który stworzył nawet jej biografię po chociażby Neila Gaimana, którego Nigdziebądź, powieść utrzymana w konwencji urban fantasy, poszerza znaną londyńską rzeczywistość o alternatywne wymiary.
W ślady Gaimana najwyraźniej postanowił pójść Ben Aaronovitch, czyniąc Londyn jednocześnie miejscem akcji i bohaterem książki będącej kompilacją kryminału, powieści detektywistycznej i urban fantasy właśnie, okraszonej solidną dawką ironicznego, angielskiego humoru.
Peter Grant, posterunkowy londyńskiej policji, zostaje przydzielony do śledztwa w sprawie tajemniczego zabójstwa pewnego mężczyzny. Rutynowe czynności policyjne zostają nieoczekiwanie zakłócone w dość osobliwy sposób – przesłuchiwany przez Granta świadek zdarzenia okazuje się być… duchem, co zwraca uwagę nadinspektora Nightingale’a, szefa tajnej policyjnej komórki do spraw nadprzyrodzonych i ostatniego czarodzieja Anglii w jednej osobie. Pod jego okiem Peter doskonali swe magiczne umiejętności, jak się wkrótce okazuje – niezwykle przydatne nie tylko w prowadzeniu śledztwa, ale i odkrywaniu zupełnie innego oblicza znajomego, wydawałoby się, miasta.
Na kartach powieści Ben Aaronovitch udowadnia, jak atrakcyjnym rozwiązaniem może być połączenie konwencji kryminału i urban fantasy. Co ciekawe – miasto stanowi tu nie tylko brawurowo i z rozmachem nakreślone tło akcji, ale wyrasta na pełnoprawnego bohatera Rzek Londynu; nie tylko dlatego, że topografia metropolii odgrywa w powieści zasadniczą rolę (jak w Nigdziebądź Neila Gaimana), podobnie jak spersonifikowane jej elementy żywcem wyjęte z miejskich legend, ludowych wierzeń czy pradawnych mitów (jak chociażby bóstwa Tamizy i jej dopływów), ale również ze względu na to, że fabuła jest wręcz nasączona różnorakimi odniesieniami do bogatej historii miasta, nawiązaniami do barwnej i złożonej warstwy mitologicznej oraz najeżona mniej lub bardziej oczywistymi odwołaniami do brytyjskiej popkultury (Doktor Who) czy literatury (Harry Potter, Nigdziebądź, Jonathan Strange i pan Norrell). Tak barwna, wielopoziomowa charakterystyka miasta w połączeniu z porywającymi, sugestywnymi opisami londyńskich lokacji, robi naprawdę ogromne wrażenie. Aaronovitch ukazał metropolię dosłownie tętniącą życiem – i to w wielu różnych wymiarach; tu każdy zaułek, plac czy budynek posiada mniej lub bardziej mroczną przeszłość i skrywa jakieś tajemnice. Fenomenalnie wręcz udała mu się wizja Londynu – miasta nowoczesnego, z pozornie oswojoną przestrzenią, skrywającą jednak pod podszewką niepokojące, mroczne oblicze. Rzeczywistość współczesnej brytyjskiej stolicy składa się z elementów magicznych, nadprzyrodzonych, przeplatających się z tymi na wskroś zwyczajnymi, tworzącymi specyficzny angielski klimat – obie te warstwy idealnie się uzupełniają, tworząc zaskakująco spójny i atrakcyjny wizerunek nowoczesnej metropolii, która jednak nie zapomniała o swym niematerialnym dziedzictwie. To Miasto tworzy niepowtarzalny klimat powieści i jednocześnie stanowi tło kryminalnych wydarzeń, w jakie zostali wplątani jej bohaterowie.
Intryga kryminalna i sposób jej zaprezentowania to kolejny mocny atut Rzek Londynu, idealnie wpisujący się w wybraną przez autora konwencję. Na śledztwo prowadzone przez głównego bohatera składają się, co prawda, rutynowe policyjne czynności, jednak Grant wykorzystuje w tym celu metody zgoła niekonwencjonalne, a w jego trakcie trafia na zupełnie nieszablonowych świadków czy podejrzanych. Obraca się w realiach niby mu dobrze znanych, a jednak raz po raz odkrywa ich niepokojące, groźne, nieznane dotąd konotacje, znaczenia, symbolikę.
Słabym punktem powieści – chociaż może po prostu elementem wypadającym blado w porównaniu z wyjątkowo porywającym wizerunkiem miasta i jego realiów – są kreacje bohaterów, zwłaszcza głównego, Petera Granta. Cechuje go głębia psychologiczna ameby, ratuje go jedynie ironiczny, typowo angielski humor, z jakim komentuje rzeczywistość i przydarzające mu się perypetie. Jest postacią niezwykle mało wiarygodną, głównie ze względu na to, że bezkrytycznie, bezrefleksyjnie i ze stoickim spokojem przyjmuje wszelkie rewelacje – począwszy od uświadomienia sobie magicznych zdolności po odkrycie drugiego, nadprzyrodzonego oblicza Londynu. Oczywiście, jego podejście do życia ma w sobie pewien urok, jednak na dłuższą metę jest zwyczajnie irytujące. Na szczęście nad ewidentnie niedopracowaną sylwetką głównego bohatera z łatwością można przejść do porządku dziennego, zwłaszcza w obliczu pozostałych atrakcji fabularnych.
Rzeki Londynu nie są powieścią wybitną, ale też nie aspirującą do tego miana. Wymieszanie konwencji, zwariowany pomysł, wyjątkowo barwny obraz i nadzwyczajnie wręcz oddany klimat brytyjskiej metropolii, zadziwiająca łatwość autora w poruszaniu się w sferze historii, legend i wierzeń, zaowocowały lekką, pełną uroku fabułą okraszoną ironicznym humorem, która jest w stanie zapewnić długie chwile naprawdę dobrej rozrywki.
Autor: Ben Aaronovitch
Tytuł: Rzeki Londynu
Tytuł oryginału: Rivers of London
Przekład: Małgorzata Strzelec
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: maj 2014
Liczba stron: 360
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-7480-425-7
Kategoria: fantastyka
Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/