Za każdym razem, kiedy wchodzimy do pacjentów, choćby tylko po to, by poprawić prześcieradło lub spytać, czy chcą pić, przestrzegamy naszej rutyny, starannie myjemy ręce, wkładamy rękawiczki, maseczkę i żółty fartuch. Nie ma wyjątków. Procedury szpitalne są zawsze, w każdej chwili, ważniejsze od ludzkich odruchów. Zrozumiano? (…) Teraz już wiesz. Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek!

Brzmi bezdusznie, prawda? Ale tak właśnie prezentowała się rzeczywistość pracowników szpitala Roslagstull. Nawet jeśli chcieli okazać swoim pacjentom krztynę więcej współczucia, nie mogli. Nie pozwalały im na to szpitalne procedury. Procedury, które wdrożono tylko i wyłącznie z ostrożności. I ze strachu. Ze strachu przed chorobą, której nikt na terenie Szwecji wcześniej nie spotkał. Nikt jej nie znał. Nikt nie wiedział, jak się przed nią uchronić. Wystarczyło kilka miesięcy, by wszyscy przekonali się, że po prostu się nie da.

O HIV i AIDS powstały już tony literatury. Tej naukowej, tej publicystycznej i tej pięknej. Powstały fora, stowarzyszenia i fundacje. Wypowiedzieli się lekarze, politycy i sami chorzy. I wciąż się wypowiadają, bo wciąż są tacy, którzy chcą słuchać. Bo HIV i AIDS to ciągle wielka niewiadoma. Bo choć dziś można z chorobą żyć i przeżyć w dobrej kondycji kilkanaście lat, to choroba ta ciągle pozostaje zagadką. Tajemnicą tym groźniejszą, że tak jak prawie czterdzieści lat temu, tak i dziś nikt nie wie, skąd się wzięła i jak ją pokonać.

Jonas Gardell w książce o dość sugestywnym tytule Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek (tom o podtytule Miłość jest pierwszym tej trylogii, która w Szwecji stała się bestsellerem) przenosi swoich czytelników do Szwecji wczesnych lat osiemdziesiątych. Homoseksualizm nie jest już uznawany za chorobę, a homoseksualiści stają się na tyle widoczni, że społeczeństwo nie może udawać, że ta kwestia ich kraju nie dotyczy. Korzystają z tych niewielu przejawów tolerancji, nie wiedząc, że wkrótce na ich drodze stanie wróg większy i potężniejszy niż wszelkie wrogie im rządy i grupy społeczne. Będzie nim AIDS, do niedawna uznawany za problem amerykański, dając złudną nadzieję, że kulturalnej Europy ten problem nie dotknie. Ale dotknął.

W takich okolicznościach czytelnicy zetkną się z Benjaminem i Rasmusem. Ten pierwszy, wychowany przez Świadków Jehowy, pomny wszelkich religijnych nauk, stara się walczyć ze swoją nowoodkrytą orientacją seksualną, mimo iż ta pociąga go na wiele różnych sposobów. Jeszcze nie wie, choć może zaczyna do niego docierać, że to walka z góry skazana na porażkę. Ten drugi, gdy tylko wyrwał się ze swego małego miasteczka do Sztokholmu, rzucił się w wir nowego życia do tego stopnia, że nie tylko pogodził się z tym, że jest homoseksualistą, ale przyjął to z całym dobrodziejstwem inwentarza, jakie wówczas mógł Sztokholm zaoferować gejom. Trochę potrwa, nim drogi młodzieńców się przetną, ale cała historia do tego dąży: do spotkania tych dwóch, wydawałoby się na pierwszy rzut oka zupełnie niepodobnych chłopców. I to spotkanie zmieni ich życie. Całkowicie.

Gardell przedstawia nam głównych bohaterów za pomocą obrazów dnia dzisiejszego i retrospekcji czasu dzieciństwa i dorastania. Dzięki temu możemy nie tylko poznać Benjamina i Rasmusa, ale także ich rodziców oraz warunki, w jakich przyszło im dorastać. Za pomocą krótkich zdań autor roztacza przed nami obraz niczym niezakłócanej rodzinnej sielanki u Benjamina i obraz zwyczajnej rodziny Rasmusa, gdzie rodzice, a zwłaszcza matka, z poświęceniem ignorują wszelkie przejawy, że coś jest nie tak z ich ukochanym jedynakiem. Nietrudno będzie więc wyobrazić sobie, która rodzina gorzej zniesie nowinę, gdy młodzieńcy zdecydują się ujawnić. Nowinę, która jeszcze nie nadeszła, ale zapewne nadejdzie. Jak grom z jasnego nieba.

Jednak książka Gardella nie jest typową powieścią. Nie jest też typową pozycją naukową. To historia dwóch młodych mężczyzn, którzy spotkali się w odpowiednim momencie i w odpowiednim czasie. Historia miłosna, ale przeplatana informacjami wprost ze świata medycyny, danymi statystycznymi, a także cytatami z wypowiedzi polityków i innych działaczy politycznych, ludzi, którzy mieli ogromny wpływ na to, w jaki sposób miało wyglądać życie osób, z którymi przecież nie chcieli mieć nic do czynienia. Z osobami homoseksualnymi uważanymi za „element społeczny”, który wcześniej się z zapałem tępiło, a teraz, z każdym kolejnym dniem, trzeba tolerować w życiu publicznym.

Nie czyta się tego łatwo, bo i temat do łatwych nie należy. Nieustanne zbaczanie z wątku powieściowego w stronę kolejnej porcji suchych faktów może wydawać się czytelnikom irytujące. Bo przecież gdyby wyciąć wszystko to, co powieścią nie jest, można by dojść do wniosku, że sama historia wcale nie jest tak ciekawa, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Ot, historia taka jakich wtedy, w Szwecji, a także w Europie, było bardzo wiele. Ba, w Stanach było ich zapewne jeszcze więcej. Ale Gardell wie, co robi. Dzięki takiej, a nie innej kompozycji, stwarza tak potrzebny kontrast. I oto na tle suchych faktów przedstawia nam Benjamina i Rasmusa, dwóch młodzieńców u progu dorosłego życia, który dopiero co odkrywają swą orientację seksualną, dla wielu osób jakże trudną do zaakceptowania. Gardell chce, byśmy zobaczyli to, z czego chłopcy nie zdają i pewnie nigdy nie zdawali sobie sprawy. Jak kilkanaście suchych faktów, takich, na jakie zwykle nie zwracamy uwagi, może wywrzeć wpływ na czyjeś życie. I śmierć.

W dodatku Jonas Gardell nie bawi się w autora powieści sensacyjnych, nie trzyma swych czytelników w napięciu, aż do ostatniej strony. Nie, nic z tych rzeczy. On już na początku stawia sprawę jasno: ta historia zawsze miała tylko jeden koniec, i to koniec, który będzie miał miejsce na oddziale szpitala Roslagstull, pośród białych prześcieradeł, białych ścian i personelu, który nawet łez nie może pacjentom otrzeć bez ochronnych rękawiczek. Ktoś może zatem spytać: po co w takim razie ta trylogia? Bowiem ta książka to swego rodzaju hołd. Sposób uczczenia pamięci tych, których ta „nowa dżuma” zabrała. Którzy umierali osamotnieni, czasem z myślą, że ci, którzy dziś towarzyszą im w tej ostatniej drodze, wkrótce też będą martwi. Wpisując ich życie między bezduszne dane, chce wskazać, że ich życie, mimo że już się skończyło, wciąż jest ważniejsze od tych wszystkich nieludzkich przepisów.

Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek nie jest zwykłą książką. Można o niej powiedzieć, że jest lekturą bardzo dobrą, albo bardzo złą. Że mieszanie danych z fabułą wywołuje chaos, który utrudnia czytanie. Że jest w niej za dużo danych, a za mało bohaterów, którzy zostali w tak świetny sposób przedstawieni. Można powiedzieć cokolwiek, ale chyba nie sposób przejść obok niej obojętnie. Bo to nie jest tylko książka. Jak pisze na samym początku: To sposób na to, by uczcić, opłakać i zapamiętać. To walka pamięci z zapomnieniem.

Autor: Jonas Gardell
Tytuł: Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek. 1. Miłość
Tytuł oryginalny: Torka aldrig tarar utan handskar. 1. Karleken
Wydawca: Wydawnictwo W.A.B.
Przekład: Katarzyna Tubylewicz
Data wydania: 2 kwietnia 2014r.
Liczba stron: 288 s.
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-280-0844-1
Kategoria: literatura faktu