Naszą redakcję dosłownie zasypały odpowiedzi nadesłane w tym konkursie. Ich czytanie było długie, choć przyjemne; gorzej było z wyborem, którego dokonać musieliśmy bardzo starannie, stając niekiedy w obliczu poważnych dylematów. Ostatecznie jednak udało nam się wytypować nazwiska dziewięciu szczęśliwczyń i szczęśliwców – oto one wraz ze zwycięskimi rekomendacjami!

Szczegóły konkursu znajdziesz TUTAJ.

Zadaniem konkursowym było napisanie rekomendacji książki, która Waszym zdaniem była najlepszą pozycją wydaną (debiutującą lub wznowioną) w minionym 2013 roku. Ostatecznie jury zdecydowało się przyznać poszczególne pakiety następującym osobom (w kolejności alfabetycznej):

Historie prawdziwe: Marta Jaros, Paweł Richert, Iwona Sławek

Historie sensacyjne: Anna Bojanowska, Marta Kościelska, Piotr Rafałowicz

Historie obyczajowe: Elżbieta Buglewicz, Edyta Chmura, Anita Haraf

Wszystkie nagrodzone osoby otrzymały już od nas także maila z informacją o zwycięstwie.

Serdecznie gratulujemy Zwyciężczyniom i Zwycięzcom, a wszystkim pozostałym dziękujemy za nadesłane zgłoszenia!

A oto nagrodzone rekomendacje:

 Krótka historia waginy Debby Herbenick i Vanessy Schick, wydana nakładem Wydawnictwa Bellona

Moje serce podbiła „Krótka historia waginy” Debby Herbenick i Vanessy Schick, pozycja niebywale interesująca i jak sądzę – niezbędna na rynku książek dotyczących obyczajowości. Treści zamknięte pomiędzy jej różowymi okładkami powstały na bazie rozmów z kobietami i mężczyznami. Uwielbienie dla żeńskich narządów płciowych to przewodni motyw tej książki i ta idea jest jak najbardziej godna pochwały. Autorki czasami zdumiewają i co bardziej konserwatywnych potrafią zaszokować swoimi pomysłami dotyczącymi oswajania z tematyką waginalną, jednak odejście od sztywnego pojmowania naukowego wykładu wychodzi książce na plus. Humor, swoboda językowa i gry słowne to niewątpliwa zaleta tej książki, z pewnością docenią ją szczególnie osoby, które nie są przesadnie pruderyjne. Twórczynie bawią się omawianym zagadnieniem, a bawiąc, uczą swoich czytelników podstawowych kwestii związanych z seksualnością kobiety.

Poruszona przez „Krótką historię” problematyka nie należy do najłatwiejszych, uznając jednak konieczność zdjęcia zasłony wstydliwego milczenia z kobiecych genitaliów, pokusiły się autorki o stworzenie lekkiej książki, mogącej służyć za poradnik terapeutyczno-zdrowotny. Kobiety nie darzą swoich narządów płciowych taką estymą jak mężczyźni swoich, literatki postawiły więc na budowanie pozytywnego wizerunku waginy oraz rozbudzanie poczucia dumy z faktu bycia kobietą. Wiele uwagi poświęciły kwestiom higieny i fizjologii, chcąc zniwelować w swoich czytelniczkach niechęć do własnego ciała. Wbrew tytułowi historia kulturowego i społecznego funkcjonowania waginy nie zajmuje wiele miejsca, w zamian za to jednak na treść książki składa się mnóstwo uświadamiających ciekawostek. Przystępnie mówi się tu o sprawach bardziej i mniej poważnych (waginalne gadżety!). Konkretne porady, dokładne objaśnienia, duża ilość informacji, zabawne pomysły i nietypowe zalecenia to duża wartość tej publikacji. Warto po nią sięgnąć, aby z humorem zagłębić temat ważny, choć nierzadko marginalizowany.

– Marta Jaros

Autobiografia Kuby Rozpruwacza, James Carnac, Wydawnictwo W.A.B.

Niedawno wśród szpargałów po przedwojennym aktorze, pisarzu i rysowniku S.G. Hulme-Beamanie odnaleziono zapieczętowany maszynopis człowieka, twierdzącego, że w latach swej młodości był słynnym Kubą Rozpruwaczem i w ramach rozliczenia ze światem sporządził swą biografię. Nie wiadomo czy człowiek ów, James Carnac, inwalida i artysta w jednym, dziedziczący swe zamiłowanie do krwi i noży po przodkach, z których niemal każdy był angielskim katem, w ogóle kiedykolwiek istniał. Być może to tylko próba zdobycia pośmiertnej sławy przez docenionego zaledwie u schyłku życia Hulme-Beamana. Przeczą temu jednak niektóre mało znane fakty  podawane przez bliżej niezidentyfikowanego autora książki, który albo uważnie przestudiował najmniejsze nawet wycinki  prasowe na temat Rozpruwacza, albo istotnie był nim i to dzięki niemu w 1888 roku ulice londyńskiej Whitechapel spłynęły krwią. Jednocześnie Rozpruwacz odcina się tu od niektórych znanych kwestii, jak seria przypisywanych mu listów i antysemicki napis zostawiony na murze niedaleko jednego z miejsc zbrodni. „Autobiografia Kuby Rozpruwacza” pomimo quasi historycznych aspiracji stanowi sprawnie napisaną, w swej formie dość archaiczną (powstanie maszynopisu datuje się na lata 1928-30) powieść kryminalną, pionierską, biorąc pod uwagę stylistykę pierwszoosobową, jaką posłużył się bohater do przedstawienia swych losów. Podzielona na trzy rozdziały, uzupełniona publicystyką, w której znawca tematyki mordercy z Whitechapel, Paul Begg, przedstawia własny punkt widzenia na kwestie zawarte w tekście. Jednak najbardziej tajemniczy jest sam wstęp autorstwa Hulme-Beamana skierowany do bliżej nieznanego adresata. To on właśnie i jeszcze może niezwykle cyniczna dedykacja książki pochodząca od rzekomego Kuby Rozpruwacza budzi ciekawość: „Z podziwem i szacunkiem dla emerytowanych funkcjonariuszy londyńskiej policji metropolitalnej, pomimo wysiłków i kompetencji których jeszcze żyję i mogę napisać tę książkę”. Prawda, że słodkie?
 
– Piotr Rafałowicz

Ości, Ignacy Karpowicz, Wydawnictwo Literackie

Ości czasem stają w gardle. Nikt ich nie lubi, niektórzy panicznie się ich boją, mimo, to każdemu czasem przytrafia się taka ość w rybie znienacka, która w przełyku swawoli i trochę czasu minie zanim o niej zapomnimy. Sama książka ością w gardle mi nie stanęła, wręcz przeciwnie, i dlatego pragnę ją zarekomendować osobom poszukującym czegoś ciekawego.
To już nie pierwsze moje spotkanie z literatem Karpowiczem. Poprzez „Cud”, „Balladyny i romanse” naturalną koleją rzeczy było, że spotkamy się przy okazji wydania „Ości”.
Ta książka przywróciła mi po raz kolejny wiarę w polską literaturę – w to, że są jeszcze pisarze i to młodego pokolenia, którzy operują językiem zgrabnie, ciekawie, a czasem nawet filuternie. I to co rzuca się (dosłownie) w oczy, to ogromna inteligencja pisarza. Moc skojarzeń, bogactwo metafor, wiedza wpleciona tu i tam, szeroki zasób słownictwa, a do tego również zabawa ze słowem, konwencjami. Młody Mistrz!
Bohaterowie i ich wyczyny stawiają włosy dęba. Co tam się nie dzieje! Całkowita wolność, transpłciowość, wręcz gender:) Płcie są wolne, wyzwolone, żyją swoim życiem i bawią się jak im się żywnie podoba.
Tomiszcze jest opasłe, za ciężkie do czytania w autobusie między jednym a drugim przystankiem, ale to dobrze – warto poświęcić trochę uwagi i skupić się w domu, tym bardziej, że radosny korowód postaci i ich perypetii sprawia, że czasem trzeba zadać sobie podstawowe pytanie: kto jest kim?
Dużo się dzieje, wiele zwrotów akcji, ale nie sama fabuła była dla mnie najciekawsza, lecz warstwa słowna. Wiele rzeczy jest ukrytych i przez rożnych czytelników zostaną przyswojone inaczej – albo takimi jakimi są, dosłownie, albo, jeśli trafi na wytrawnego erudytę, odnajdzie się wiele powiązań, nawiązań, cale bogactwo, a nawet inspiracje innymi autorami.
Książka jest barwna, tętni życiem, przyciąga jak magnes.
Niech najlepszą rekomendacją będzie, że w minionym roku żadna inna książka nie sprawiła, że „zarywałam” noc i po 3-godzinnym śnie biegłam nieprzytomna do pracy.
 
– Anna Bojanowska

Okno Marika Krajniewska, Wydawnictwo Papierowy Motyl

W październiku 2013 roku nakładem wydawnictwa Papierowy Motyl ukazała się niepozorna książka Mariki Krajniewskiej „Okno”  – niewielki format, nieco ponad sto stron, a w środku opowiadania mieszczące się niekiedy na trzech stronach.
Czy można zaciekawić, wzbudzić emocje, przekazać jakieś ważne prawdy w tak krótkich formach prozatorskich? Otóż okazuje się, że tak…ba, można wywołać prawdziwy huragan emocji! Autorka zrobiła to znakomicie, czym całkowicie mnie zaskoczyła i zachwyciła!
„Okno” to historie ludzkich tragedii, tajemnic, życiowych niespodzianek, które na co dzień mogą spotkać każdego z nas. Dlaczego więc nie podejmujemy trudu zainteresowania się tym, co dzieje się za ścianą naszego mieszkania? Bo zaglądanie komuś w okno jest perfidnym wścibstwem…Bo kto chciałby, aby całe osiedle dowiedziało się, że ma się ojca, który wcale nie jest tym, za kogo się podawał? Albo, że zdradza się kochającą żonę, która cierpliwie czuwa przy poważnie chorym dziecku? Albo że opowieści o awansie w pracy to fikcja? Nasze sekrety są „nasze” i instynktownie robimy wszystko, aby tak pozostało.
Kłamstwa, tajemnice, grzechy, nadzieje, złość, wstręt do siebie, niespełnienie, strach…to wszystko czai się blisko nas…może w naszym domu, a może dotknęło to osobę, którą codziennie mijamy na ulicy? Otwórz oczy, rozejrzyj się, zastanów! Może jednak ktoś potrzebuje Twojej pomocy, może stoi w oknie, błagając w myślach o spojrzenie i Twój uśmiech.
Gorąco polecam tomik opowiadań Mariki Krajniewskiej! Myślę, że każdego zaciekawi i skłoni do refleksji. Nie każdy bowiem potrafi z taką wnikliwością obserwować świat i z takim wyczuciem ubrać w słowa, to co widzi. Czy zastanawialiście się na przykład, co dobrego niesie wiatr?
„Lubiłem wiatr, potrafił swą zachłannością i niewinnością jednocześnie sprawić, że świat zmieniał się niepostrzeżenie. […] Dlaczego to było dla mnie istotne? Bo wraz ze zmianami przychodziła nadzieja, że i w ludziach, którzy mnie otaczają, również nastąpi przemiana.”

– Edyta Chmura

Zdrowy maluch. Poradnik żywieniowy dla rodziców, Wydawnictwo Galaktyka, autorki: Magdalena Sikoń, Monika Skowron

Nigdy nie byłam fanką „niedzielnego schabowego” i kanapek z szynką, które upychano mi do szkolnego plecaka. Kult mięsożercy ma jednak wielu wyznawców. „Jedz mięso” słyszałam będąc w ciąży, zaś jako matka małego dziecka: „podawaj mu indyczka”. Podawałam, choć sporadycznie. Pewnego dnia, kiedy na talerz mojego czterolatka trafiła porcja ”indyczka” usłyszałam „mamo czy on JEST ZABITY?”, po czym stwierdzenie „nie będę tego jadł”. Z jednej strony ucieszyłam się – w końcu będę mogła żyć zgodnie z własnym przekonaniem, z drugiej przeraziłam. Co innego sporadycznie spożywać mięso, a co innego wykluczyć je całkowicie z jadłospisu. Z wielką ulgą przyjęłam zaakceptowanie przez Ministerstwo Zdrowia diety wegetariańskiej dla dzieci, a z radością pojawienie się „Zdrowego malucha”. W tym poradniku żywieniowym skierowanym dla rodziców dzieci w wieku od 6 miesięcy do 3 lat wskazano jak skomponować jadłospis oparty na produktach roślinnych i nabiale. Choć autorkami są dwie wegetariańskie mamy to na samym wstępie zaznaczają, że nie jest dla nich istotny fakt, czy jecie produkty zwierzęce i odzwierzęce tylko to „czy chcesz właściwie wpływać na rozwój swojego malucha”. Trzymając się tej zasady, przedstawiają czytelnikowi krok po kroku cały mechanizm prowadzący do zbilansowanej diety. I choć nie znajdziecie tu ani jednego przepisu z wkładką „mięsną” to ręczę, że zaproponowane posiłki nie są ani nudne, ani niejadalne, ani zbytnio wymyślne. Można w niej znaleźć często wydawałoby się banalne przepisy, które wprowadzą świeżość w codzienną dietę malucha. Zdziwicie się jak łatwo skomponować coś pysznego na bazie tego „co natura dała”. Przepisy są dostosowane do wieku dziecka, a same składniki wykorzystane w potrawach opisane w sposób czytelny i obszerny. Z fotografii wykonanych dań wychyla się nieśmiało obietnica intrygującego smaku i zapachu. Kusi prostota wykonania, ponieważ zazwyczaj tylko parę kroków i parę składników dzieli nas od uzyskania danej kompozycji. Jakże więc nie spróbować.

– Iwona Sławek

Koszmary i fantazje. Listy i eseje H. P. Lovecraft’a, Wydawnictwo SQN.

Było trochę tych książek, bo właśnie kończę czterdziestą ósmą książkę w tym roku, i mimo że Naga Wyspa oraz Wielki Głód z Wydawnictwa Czarne są wstrząsające, chyba najciekawszą książką tego roku wybrałbym „Koszmary i fantazje. Listy i eseje” H. P. Lovecraft’a w tłumaczeniu Mateusza Kopacza (Wydawnictwo SQN).
Twórczość Samotnika z Providence jest w Polsce, owszem, znana, ale mam wrażenie, że w dość hermetycznym kręgu wielbicieli. Niewielka liczba wydań polskojęzycznych, wzbogacona ostatnio o „Zgrozę w Dunwich”, nie ułatwia poszukiwań; dodatkowo w przypadku Lovecrafta ważną rzeczą jest jakość przekładu – ze względu na język, jakim się posługuje, intelektualny i precyzyjny. Tak więc pozycja wydawnictwa SQN jest w dwójnasób ciekawa – po pierwsze eksploruje mniej znaną dziedzinę twórczości pisarza (a listów napisał w swoim życiu dziesiątki tysięcy!), dając możliwość zaznajomienia się z poglądami i warsztatem pisarskim, po drugie rewelacyjny jest przekład, który w  sposób przystępny, ale nie ujmujący bogactwu i znaczeniom tekstu przekazuje nam treści myśliciela i pisarza. Mnogość tematów, odniesienia do literatury, polityki, historii, esej o kotach (!)… Książka ta daje nam wgląd w umysł i poczucie humoru jednego z najbardziej oryginalnych pisarzy, będąc jednocześnie dobrym punktem wyjścia do poznawania jego twórczości.

– Paweł Richert

Żółte ptaki, Kevin Powers, Wydawnictwo Insignis

„Żółte ptaki” debiut Kevina Powersa – zdaniem wielu krytyków to arcydzieło literatury wojennej. Długo zastanawiałam się czy sięgnąć po tę lekturę, spodziewałam się jakiegoś nudnego reportażu o wojnie w Iraku, jednak za tą żółtą okładką czekała mnie pasjonująca podróż w głąb piekła, jakie tworzy wojna.
Przekonałam się, że jest to niezwykle głęboka i wstrząsająca powieść ukazująca prawdziwe oblicze wojny pełne okrucieństwa i bezsensowności, jej wpływ na psychikę człowieka. Przekonałam się też, że nie jest to powieść, którą można przeczytać i po prostu odłożyć na bok. Ona na długo pozostaje w pamięci, zmusza do myślenia i próby zrozumienia. Czytając ją wyobraźnia działa na najwyższych obrotach, ukazują się koszmarne obrazy okrutnej wojny i niemal czuje się smród rozkładających się i nadpalonych ciał leżących wszędzie wokół… Obrazy wymalowane zgrabnym piórem Powersa nie odpychają obrzydliwością czy okrucieństwem. Są ukazane w taki sposób, że przytłaczają prawdą i w tej swojej bolesnej prawdziwości są niezwykle fascynujące…

„Żółte ptaki” to opowieść człowieka, który przeżył i próbuje zrozumieć siebie oraz wszystko to, co się wydarzyło. Akcja rozgrywa się na kilku płaszczyznach czasowych, ukazane są naprzemiennie wydarzenia sprzed wyjazdu do Iraku, powrotu do domu i samą służbę na miejscu.
21-letni John Bartle i 18-letni Daniel Murphy zostają rzuceni w wir okrutnej wojny, na którą nikt nigdy nie jest gotowy. Robią wszystko, by przetrwać i wrócić do domu. Świat, do którego trafili rządzi się swoimi prawami, bezlitosnymi i twardymi. Niestety wraca tylko jeden z nich. Ale już nic nie jest takie jak dawniej… Chociaż uznawany jest za bohatera on czuje się pusty, wydaje mu się, że znika…

Powieść ukazuje jak wojna zmienia zachowania ludzi i wyzwala z nich to, co najgorsze. Pokazuje, że na wojnie nie ma wygranych, są tylko mniej lub bardziej przegrani.

– Anita Haraf

SecondHand, wydawnictwo WAB 2013, Joanna Fabicka

Kiedy przeczytałam informację o konkursie książka Fabickiej nasunęła mi się jako pierwsza, mimo że w 2013 przeczytałam książek wiele… Dlaczego? Bo wciąga i intryguje, nie daje prostych odpowiedzi, zmusza czytelnika do wysiłku. Opowiada o życiu na polskiej prowincji, ale jest to prowincja magiczna i wcale nie nudna. Każdy z bohaterów ma życiorys, którym mógłby obdzielić kilka osób. Jak w krzywym zwierciadle odbijają się przekazywane z pokolenia na pokolenie traumy i zranienia, wszyscy są „przechodzeni”, jakby właśnie z sekondhandu. Z drugiej strony książka nie przygnębia. Chociaż ciężko jest wyrwać się i uciec od przeznaczonego losu, w życiu każdego z bohaterów zdarzają się piękne chwile. Każdy z nich szuka miłości i choć na chwilę ją odnajduje. Do tego język Fabickiej jest dowcipny, dosadny i obrazowy (można łatwo wyobrazić sobie całe sceny, zapożyczając fragmenty ze starych filmów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych). Narracja prowadzone jest tak, że dopiero przy końcu czytelnik odpowiada sobie na postawione pytania i ustala co tak naprawdę łączy poszczególne osoby dramatu. Agnieszka Holland porównuje książkę Fabickiej do Almodovara i faktycznie niektórym analogiom z twórczością słynnego Hiszpana nie sposób się oprzeć (nie tylko w wątku hiszpańskich przygód Marii), ale jednocześnie całość jest bardzo swojska i bardzo polska. Pedofil, zgodnie ze stereotypem chodzi w rozciągniętym podkoszulku, „mamuśki” rządzą w rodzinach, a ojcowie piją lub umierają na wojnie. Książka kończy się happy endem, przewrotnym, ale jednak. Życie trzech pokoleń kobiet w tej rodzinie nie zostało zmarnowane.

– Elżbieta Buglewicz

Pani Kennedy i ja Clint Hill, Lisa McCubbin, Wydawnictwo G+J

Na Dealey Plaza Abraham Zapruder nie znalazł się przypadkowo.
Uwielbiał młodego prezydenta Kennedy’ego i kiedy dowiedział się, że ten będzie w jego mieście, po prostu musiał tam być.
Sekretarka namówiła go, by zabrał ze sobą małą kamerę.
Zapruder zabrał więc kamerę, choć nie wiedział, że będzie to ostatni film, jaki nakręcił w życiu. Nigdy później nie wziął już kamery do ręki.
Na jego nagraniu, które błyskawicznie obiegło cały świat, widać śmiertelne strzały. Po raz czwarty prezydent USA zginął w zamachu.
Na filmie widać także Jackie Kennedy, żonę prezydenta, która błyskawicznie podrywa się z siedzenia i kładzie się na tyle samochodu. Próbuje z niego uciec? Czegoś szuka?
Niemal w tej samej sekundzie do samochodu podbiega wysoki mężczyzna w czarnym garniturze. To Clint Hill, agent Secret Service, który od chwili wyboru JFK na urząd ochrania JBK.
Hill wskakuje na specjalnie przygotowane nadproże samochodu i niemal kładzie się na pani Kennedy, ochraniając ją własnym ciałem.
Samochód odjeżdża do szpitala Parkland Memorial, gdzie kilkanaście minut później prezydent umiera.
Książka napisana przez Clinta Hilla we współpracy z Lisą McCubbin to najlepsza pozycja nie tylko minionego roku, ale pewnie minionej dekady.
Wciąga od pierwszej strony i nie pozostawia żadnego czytelnika obojętnym. Clint Hill opowiada bowiem niezwykłą historię niezwykłej kobiety, którą przyszło mu ochraniać. Nie ukrywa, że po otrzymaniu przydziału nie był zadowolony, zdawało mu się bowiem, że to degradacja. Szybko przekonał się, że zupełnie się mylił. Z Jackie Kennedy spędził niemal cztery lata – przeżywał z nią wszystkie smutki i radości, zagraniczne podróże i rodzinne wyjazdy, narodziny i śmierć dzieci, wreszcie – śmierć męża. Hill pozwala również poznać czytelnikowi kulisy prac tajnej służby, trudnych zmagań agentów z codziennymi problemami ochrony najważniejszych osób w państwie, ich wzajemnymi relacjami.
To niesamowita historia – powinien ją przeczytać każdy z nas!

– Marta Kościelska