Phil Collins. Gwiazda rocka i popu, która unika gwiazdorzenia, brytyjski piosenkarz, autor tekstów, perkusista i aktor; zdobywca Oscara (za piosenkę do filmu Tarzan) i wielu Nagród Grammy. Facet, który w zasadzie uratował Genesis przed rozpadem, człowiek wszechstronnie utalentowany, pewny siebie i dobrze czujący się w świecie showbiznesu, ale jednocześnie nieskażony cynizmem, mający dystans do siebie i wciąż pragnący się rozwijać… Postać, o której warto pisać.

Zaznaczę na wstępie, że nigdy nie byłam prawdziwą fanką Phila Collinsa. Od lat znam i cenię sobie Genesis, z przyjemnością słucham zestawień ich największych przebojów i, no cóż, bardzo lubię teledyski z udziałem Collinsa (choćby Jesus He Knows Me czy I can’t Dance). Lubię je nie tylko dlatego, że łączą się z dobrą muzyką, ale też za sprawą widocznego w nich jak na dłoni poczucia humoru i dystansu do siebie ich głównego bohatera. Cenię go wreszcie za talent aktorski, którego dowiódł w swoich filmach. Mówiąc krótko i zwięźle: od dawna czułam sympatię do Collinsa i ceniłam jego twórczość (również solową), ale na pewno nie uważałam się za ekspertkę… W każdym razie do teraz.

Teraz jestem po lekturze książki Maurycego Nowakowskiego, z którego pisarstwem miałam już przyjemność zetknąć się przy innej okazji – kiedy czytałam biografię Petera Gabriela (również zresztą wydaną przez Anakondę). Miałam więc okazję spojrzeć na historię Genesis pod innym kątem, z innego punktu widzenia – przez pryzmat życiorysu pierwszego lidera zespołu. Wbrew moim obawom, autorowi udało się uniknąć niepotrzebnych powtórzeń w treści tych książek, choć, rzecz jasna, o niejednym wydarzeniu przeczytałam tu ponownie – nie sposób  opowiedzieć biografii twórcy w oderwaniu od historii jego zespołu. Nowakowski podchodzi jednak do sprawy profesjonalnie, nie idzie na łatwiznę – obie książki to oddzielne całości, które jednak świetnie się uzupełniają, stąd sądzę, że dla fanek i fanów zespołu obie będą gratką.

Oczywiście żartowałam z tą ekspertką – nadal się nią nie czuję. Ale jednak jest faktem, że dzięki tej lekturze wiem o Collinsie znacznie więcej niż dotąd. Co jednak najistotniejsze – wszystkiego tego dowiedziałam się z prawdziwą przyjemnością, jaka towarzyszy udanej lekturze. Phil Collins. Człowiek orkiestra zawdzięcza ten efekt barwnemu, lekkiemu, a miejscami też zaprawionemu humorem stylowi, za który doceniłam Nowakowskiego już przy poprzedniej jego publikacji. Zaletą jest tutaj także konstrukcja książki i z wprawą poprowadzona narracja, wciągająca i pozbawiona dłużyzn. Nie brak tu faktów i cytatów (osobiście zresztą bardzo cenię sobie lektury, w których znajduję umiejętnie dobrane cytaty), zostały one jednak opakowane dopracowaną formą, niewątpliwie ułatwiającą ich przyswojenie.

Dzięki Maurycemu Nowakowskiemu możemy prześledzić biografię muzyka, począwszy od tego, co go ukształtowało, przez początki kariery, trudne chwile w zespole związane z odejściem Petera Gabriela i decyzję o podjęciu się roli wokalisty, do rozkwitu kariery aż po czasy współczesne, które – jak możemy przekonać się podczas lektury rozdziału Zbyt wiele spraw potoczyło się nie tak – nie do końca okazały się dla Collinsa łaskawe. Przeczytamy o współpracy muzyka ze sławami takimi jak choćby Tina Turner, Eric Clapton, Sting czy Paul McCartney, by wymienić tylko niektóre z nich. Przeczytamy o oszałamiającym sukcesie przeliczanym na setki milionów (!) sprzedanych płyt, tysiące koncertów i niezmierzone zastępy publiczności.

Jednak są tu i cienie życia gwiazdy – Phil Collins swój artystyczny i komercyjny sukces okupił niepowodzeniami w życiu prywatnym. Aby zostać muzykiem, przeciwstawił się ojcu, później też nie było lekko – trzy nieudane małżeństwa; każde zakończone nieciekawym rozwodem, konieczność podporządkowania całego życia trasom koncertowym i sesjom nagraniowym, skomplikowane relacje z dziećmi, wreszcie kłopoty ze zdrowiem…

Mnie samą – jak zwykle w przypadku biografii – najbardziej zainteresował portret psychologiczny bohatera książki. Z pewną ulgą odnotowałam, że intuicja mnie nie zmyliła; Phil Collins sportretowany przez Nowakowskiego jawi się jako człowiek utalentowany, znający swoją wartość, aktywny, niezwykle twórczy i dążący do perfekcji jako artysta, ale jednocześnie wrażliwy (przeczytamy tu o jego wrażliwości społecznej i zaangażowaniu w akcje charytatywne), ciepły, obdarzony poczuciem humoru. Efekt: nabrałam do niego jeszcze więcej sympatii, choć sam autor wyraźnie stara się zachować obiektywizm względem bohatera swojej książki – w każdym razie na tyle, na ile to możliwe.

Całości dopełnia interesująca i pogłębiona analiza każdego z solowych albumów i tras koncertowych Collinsa oraz eleganckie wydanie książki – wysokiej jakości papier, dopracowanie edytorskie, twarda oprawa. To zresztą jest już od dawna znakiem rozpoznawczym serii Gwiazdy sceny. Za lekturą przemawiają także obiektywne fakty – otóż jest to najbardziej obszerna i aktualna biografia Collinsa jaka się dotychczas ukazała; nie tylko w Polsce, ale również na świecie. Autor w swojej opowieści dociera aż do roku 2012, zatem – jak na pozycję książkową – jest to biografia naprawdę na czasie.

Maurycy Nowakowski po raz kolejny występuje w roli biografa zespołu Genesis, ponownie poświęcając uwagę jednemu z jego najważniejszych filarów. Choć pisze treściwie i obszernie, jego opowieść nie traci lekkości. Książka Phil Collins. Człowiek orkiestra pozwala poznać bliżej jej tytułowego bohatera, skonfrontować wyobrażenie z rzeczywistością a także zajrzeć za kulisy świata wielkiej muzyki, historii kultowej grupy i biografii utalentowanego artysty, który dołożył swoją cegiełkę do kształtu współczesnej popkultury. Podobało mi się to, co przeczytałam i mam nadzieję, że jeszcze nie raz usłyszę o Philu Collinsie.

Recenzję biografii Petera Gabriela przeczytasz TUTAJ.

Tytuł: Phil Collins. Człowiek orkiestra
Seria: Gwiazdy sceny
Autor: Maurycy Nowakowski
Wydawca: Anakonda
Data premiery: 10 lipca 2013
Oprawa: twarda
Kategoria: biografia, muzyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *