Oczekiwania wobec najnowszej produkcji Marvela od początku były bardzo duże. Spory w tym udział miały poprzednie produkcje i mam tu na myśli przede wszystkim rewelacyjne Avengers, które znacznie podniosło poprzeczkę kolejnym twórcom filmowych ekranizacji komiksów. Już przy okazji premiery zupełnie poprawnego, ale nie idealnego Irona Mana 3 mogliśmy się przekonać, że przebicie Mścicieli będzie karkołomnym zadaniem. Dlatego Thor: Mroczny Świat dostał w prezencie doskonały pakiet startowy. Rewelacyjną, sprawdzoną obsadę, budżet 200 mln dolarów, doskonałą promocję w postaci intrygujących trailerów i materiałów z planu, które już od dłuższego czasu pojawiały się w czeluściach Internetu. Swój udział w budowaniu sukcesu filmu, zanim pojawił się choćby kadr zdradzający choć jeden mały szczegół ma stale rosnąca baza fanów, a jak powszechnie wiadomo nikt tak dobrze nie sprzedaje produktu jak jego wielbiciele. No i na koniec najważniejsze, nazwisko człowieka, któremu powierzono stworzenie obiektu całego zamieszania. Alan Taylor to reżyserski strzał w dziesiątkę. Rodzina Soprano, Sześć stóp pod ziemią, Zagubieni, Zakazanie Imperium, Mad Man i w końcu bijąca rekordy popularności Gra o Tron to najważniejsze spośród produkcji pod którymi bez wstydu może podpisywać się Taylor. Wiele z nich w serialowym środowisku ma status kultowych, a to jeszcze bardziej podniosło stawkę w grze. Jeśli do tego wszystkiego dorzucimy Jossa Whendona, który od sukcesu Avengers wyrasta na najjaśniejszą gwiazdę marvelowskiego uniwersum i jak dobra wróżka sprawuje piecze nad jego produkcjami możemy odetchnąć i pomyśleć, że lepiej być nie mogło. Z takich składników musi przecież powstać coś smakowitego i naprawdę trzeba się bardzo postarać, by coś zepsuć i stworzyć filmowy zakalec. A jak to wyszło w praktyce? Posłużę się jeszcze przez chwile kulinarną metaforą. Przywołany zakalec to efekt niczego innego jak złej proporcji składników lub banalne, zbyt wczesne wyjęcie wypieku z piekarnika. No i niestety Thor niebezpiecznie balansuje na granicy pomiędzy idealną babeczką z kremem, którą nam obiecywano, a wypiekiem w którego proporcjach właśnie coś z czymś nie zagrało, albo zbyt szybko po wielkich sukcesach poprzednich produkcji postawiono nam na stół.
Rok po wydarzeniach z Avengers już nie tylko Ziemi, ale wszystkim z dziewięciu światów zagraża nowe niebezpieczeństwo. Przychodzi z mroku pradawnych historii, przywołuje pamięć wielkich bitew, w których niezmiennie triumfatorami byli dzielni Asgardianie. Okazuje się jednak, że niektóre historie i bitwy nie kończą się wraz z pokonaniem wroga. Zło zastyga na setki lat ukryte w ciemnych zakamarkach Wszechświata, by w odpowiednim momencie zbudzić się z niepohamowaną i wzmożoną rządzą dokonania zemsty i zniszczenia. Jest więc mrocznie, trochę bajkowo, jest tajemniczo. Taylor obiecywał przecież, że tym razem Thor będzie musiał zmierzyć się z potężnym przeciwnikiem i ratować wszystko na czym kiedykolwiek mu zależało, a także pogodzić się z nieuniknionymi, bardzo dotkliwymi stratami. Wychodzi z tego ciężki jak na hollywoodzkie standardy materiał dlatego (o czym również wspomina reżyser) wszystko zrównoważone zostaje solidną dawką humoru. I może będę się czepiała, ale już na tym poziomie pojawia się owa, niestety nie Złota, proporcja w składnikach.
Komediowe wstawki chociaż naprawdę udane, śmiałam się do łez, momentami szalenie błyskotliwe, mam tu na myśli doskonała sekwencję przemarszu Lokiego i Thora przez pałac w Asgardzie niebezpiecznie chylą się ku czemuś czego nie można nazwać inaczej niż autoparodią. Twórcy tak mocno skupili się na tym, by widz nie czuł się przytłoczony zniszczeniem, że widocznie zapomnieli o tym iż czysta, relaksująca rozrywka nie musi ujawniać się jedynie w postaci komicznych sytuacji. Ale przebaczam, bo jak już mówiłam bawiłam się doskonale. Przebaczam także uproszczenia i skoki w fabule. Nie każdy lubi i, tak jak ja, ma ochotę przez pół dnia oglądać bijących się facetów, kobiety, elfy i sam Odyn raczy wiedzieć, co jeszcze można zmieścić w dwóch godzinach materiału. Przebaczam nie zawsze umiejętnie wykorzystane mieszanie stylistyk, scenariusz, w którym poza kilkoma scenami brakuje polotu. Być może jest to kwestia tego, że scenarzyści odpowiedzialni za Thora wcześniej pracowali m.in. nad Opowieściami z Narnii, a przejście z filmu dla dzieci do filmu, który ma podobać się i dostarczyć rozrywki także dorosłym, jest niebywale trudne, więc jeśli patrzeć na to z tej strony, wcale nie było tak źle. Przebaczam, z wielkim trudem, bo uwielbiam czarne charaktery, pozbawionego wszelkiej charyzmy, bezbarwnego Malekitha, którym niestety nie można straszyć dzieci przed snem i szczerze nie przekonał mnie o tym, jak bardzo jest zły i zdesperowany, by wszystko zniszczyć i zabrać swoje zabawki do innej piaskownicy. A szkoda, wielka szkoda. Z tak plastycznym aktorem jak Eccleston (wszak to Doktor Who!) można czynić cuda.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło gdyż pole do popisu pozostawione zostaje dla jedynego słusznego, naczelnego antagonisty Asgardu – Lokiego. Hiddleston kradnie cały film. Nikczemny brat głównego bohatera w końcu jest taki jakim chcieli widzieć go fani komiksu. Jest przewrotny, sprytny, kręci, knuje i to w tak elegancki sposób, iż nie sposób nie trzymać za niego kciuków. Czysta poezja w fantastycznym wykonaniu. I od tego momentu zapominam o tym, że coś gdzieś tam na początku mi się nie podobało, że jak zwykle spodziewałam się dzieła, a dostałam typowy amerykański produkt kultury masowej bo tak naprawdę, czy tak bardzo liczy się jakość filmu, gdy wychodzimy z niego z uśmiechem od ucha do ucha i z niecierpliwością czekamy na kolejną propozycję Marvela? Oczywiście, że nie. Dlatego teraz czas na plusy. Pozostawiając temat fenomenalnego Lokiego, którego fani bliscy są stawiania mu ołtarzy pochwalnych, należy pochwalić resztę obsady. Thor wciągu całej swojej filmowej drogi, którą przeszedł od czasu swojego ekranowego debiutu pokazuje to co w tej postaci najważniejsze – przejście od mentalności nierozważnego, rozpuszczonego chłopca z mieczem do prawdziwego bohatera. I chociaż schemat ten dotyczy większości superbohaterów i każdy z nich musi dorosnąć do swojej roli, to właśnie Thor, chociaż jest nieśmiertelny i obdarzony nadludzką siłą, paradoksalnie ma przed sobą najtrudniejszą drogę. Oprócz tego, że podobnie jak Spiderman czy Iron Man musi przekonać do siebie ludzi nieufnie patrzących na superbohaterów ma również do pokonania barierę, którą tworzy jego status „obcego”, kogoś z nieznanego, niebezpiecznego świata, którego istnienie w ludzkiej świadomości ma rację bytu jedynie w bajkach i mitach. Gromowładny doskonale podołał zadaniu co widać chociażby w jednej z kulminacyjnych scen w bibliotece gdzie jeden z gapiów pełen podziwu nie chce odejść od okna by ratować swoje zdrowie, a prawdopodobnie i życie bo tam za szybą walczy prawdziwy bohater, a coś takiego nie zdarza się codziennie. Na oklaski zasługuje także Darcy, która w porównaniu do pierwszej części Thora dostaje znaczenie więcej ekranowego czasu i wykorzystuje go w stu procentach. Będę się natomiast czepiała postaci Jane Foster ponieważ została pozbawiona pewnego niewinnego uroku, a sama Portman chociaż należy do moich ulubionych aktorek i złego słowa na nią nie powiem, wydaje się mało zaangażowana w swoją rolę.
Na koniec jeszcze parę słów o warstwie obrazowej filmu, która czerpie z wyjątkowo dobrych źródeł i trudno się temu dziwić, pamiętając, kto wyreżyserował film. Od samego początku każdy, kto miał okazję oglądać Grę o Tron, wyczuje w obrazie te same estetyczne rozwiązania znane z serialu HBO. I bardzo dobrze, bo dzięki temu zarówno kostium, scenografia jak i charakteryzacja urzekają drobiazgowością i klimatem. Nie ukrywam, że miałam cichą nadzieję, że serialowa inspiracja przełoży się również na poziom brutalności w filmie, ale cóż, nie można mieć wszystkiego, a na sali były dzieci…
A teraz, drodzy czytelnicy, zapomnijcie o wszystkim co powiedziałam, bo żadna recenzja nigdy nie jest do końca warta tego czego dotyczy jeśli nie zostanie skonfrontowana z własną opinią. Dlatego z czystym sumieniem polecam Wam wybranie się do kina na Thora. Idźcie, bawcie się i zapomnijcie o wszelkich oczekiwaniach jakie zwykle ma się wobec filmu. Ja także zapominam i największą rozkoszą zobaczę go jeszcze raz i może jeszcze jeden i jeszcze jeden…
{youtube}ePf6oQS0Jgg{/youtube}
Tytuł: Thor: Mroczny świat
Tytuł oryginalny: Thor: The Dark World
Reżyseria: Alan Taylor
Scenariusz: Christopher Yost, Christopher Marcus, Stephen McFeely
Zdjęcia: Kramer Morgenthau
Kostiumy: Wendy Partridge
Muzyka: Brian Tyler
Obsada: Chris Hemsworth (Thor), Natalie Portman (Jane Foster), Tom Hiddleston (Loki), Anthony Hopkins (Odyn), Christopher Eccleston (Malekith), Kat Dennings (Darcy) Stellan Skarsgård (Eric Selvig)
Data premiery: 30. 10. 2013 – Świat, 8.11.2013 – Polska
Produkcja: USA,
Gatunek: fantasy, akcja, ekranizacja komiksu