Katarzyna Grochola to obecnie jedna z najbardziej poczytnych pisarek w Polsce, ale także (w głównej mierze dzięki wszelkiego rodzaju programom rozrywkowym) osoba powszechnie rozpoznawalna. Wraz z rozpoznawalnością nadszedł okres bywania na wszelkiego rodzaju bankietach, oprowadzania ekip telewizyjnych po swoim domu oraz odwiedzania programów śniadaniowych. Coraz mniej było w książkach autorki fikcji, a coraz więcej – samej Grocholi (w tym wydanie Zielonych drzwi będących autobiografią pisarki). Jednak jej ostatnia książka, która właśnie się ukazała, jest namacalnym dowodem, że Katarzynie Grocholi zabrakło także czasu na… pisanie. A wydać coś chciała. I tak pojawił się Trochę większy poniedziałek.

Teoretycznie, pobieżnie kartkując najnowsze dzieło p. Grocholi, oczom naszym ukazuje się zbiór ni to felietonów, ni to notatek z dziennika – takie nie wiadomo co, w sumie. Jeszcze nie następuje zdziwienie. Grochola przyzwyczaiła swoich czytelników do rwanej narracji, krótkich rozdziałów, często właśnie takich niby-notatek. Spoglądając na okładkę książki możemy się z niej dowiedzieć, że Trochę większy poniedziałek to książka ,na każdy dzień tygodnia, na każdy miesiąc, na każdą porę i pogodę. Książka po którą warto sięgnąć, kiedy jest dobrze, kiedy jest źle i tak po prostu, bez okazji, by przypomnieć sobie, że życie jest piękne, ale też wcale nie tak oczywiste, jak by się mogło zdawać… No pięknie, zachęcony takim opisem a także codziennym, szarym życiem, czytelnik (a raczej czytelniczka, nie oszukujmy się!) kupi taką książkę i zabierze ją do domu. Przyjdzie wieczór po ciężkim dniu, zmęczona wróci do domu i wzrok jej padnie na książkę p. Grocholi. Pomna optymistycznych słów zagłębia się w ulubionym fotelu i otwiera książkę ( w tym przypadku możliwe jest nawet otwarcie jej na chybił-trafił). I tu następuje ,”zimny prysznic”. Bowiem o ile czytelniczka ta nie miała nigdy, powtarzam nigdy do czynienia z serią Nigdy w życiu, bądź też nie widziała dwóch filmów fabularnych na bazie prozy Grocholi, to faktycznie może czuć się zadowolona i odprężona miłą, niezobowiązującą lekturą. W każdym innym przypadku, droga Czytelniczko, poczujesz się o ile nie zwyczajnie oszukana, to przynajmniej bardzo głęboko rozczarowana. Trochę większy poniedziałek to faktycznie zbiór opowieści optymistycznych, takich do jakich przyzwyczaiła nas Katarzyna Grochola. Ale jednocześnie opowieści, które w 5/6 (na 54 „felietony” tylko cztery czy pięć było mi nieznanych) zostały wręcz przepisane z trzech książek p. Grocholi Nigdy w życiu, Serce na temblaku, Ja wam pokażę. Sprytnie pozmienianie niektórych imion czy też przydomków (np. Niebieskiego na Pana od Węgorza) lub też dopisanie kilku zdań nie sprawia niestety, że dane teksty odkrywa się na nowo…

W tym kontekście zupełnie inaczej odczytuje się informacje dodane na koniec tego zbioru. Cytując: PS od redakcji: Pewnego poniedziałku zaproponowaliśmy Katarzynie Grocholi wydanie tej książki – była zdziwiona! No cóż, ja na jej miejscu też byłabym zdziwiona powielaniem swojej twórczości. Tym bardziej dziwi więc fakt, że zdecydowano się dokonać takiej machinacji marketingowej. W dalszej części notatki możemy przeczytać: Zapomniane historie, kurzące się wśród czasopism za szafą Katarzyny Grocholi, które już , już chciały ulecieć na zawsze, ale na szczęście w ostatniej chwili złapaliśmy je siatką na motyle – są niezwykłej urody, mienią się kolorami, humorem, skłaniają do refleksji. I to zdanie wydaje się być sednem całej tej recenzji – o ile faktycznie byłyby to rzeczy nowe, to nie możnaby mieć do nich zastrzeżeń. To faktycznie najlepsza Grochola – uśmiecha się do naszych ( i swoich) słabości, częstuje ciastem i herbata, otacza zrozumieniem. Wie, że codzienne życie bywa trudniejsze niż pokonanie niejednego ośmiotysięcznika*. Tylko wystarczyło dodać na okładce informację że jest to zbiór opowieści już wcześniej wydanych.

A same opowieści to, jak wspomniałam, zbiór nowelek-felietonów. Każda taka notatka odpowiada jednemu miesiącowi. Mamy więc zbiór opowieści zimowych (świątecznych), wiosennych, letnich i jesiennych. Trochę smutku, czasem zadumy; ale i momentów radosnych, trącących optymizmem i radością życia. Grochola, jak w swoich najbardziej poczytnych książkach, tak i tutaj szczególne znaczenie przypisuje relacjom damsko-męskich – to one są przeważnie nośnikiem humoru danego opowiadania, ale i swoistym wyznacznikiem nastroju bohaterki. Główne wnioski płynące z Trochę większego poniedziałku są następujące: życie jest piękne, nic nie dzieje się bez przyczyny oraz, że najważniejsza jest miłość i indywidualne nastawienie do życia. A to w każdym momencie można zmienić na bardziej optymistyczne…Notatki nie są chronologiczne, ani czasowo ani fabularnie, tak więc książkę tę spokojnie można czytać nielinearnie, w zależności od potrzeby czy też aury za oknem. Godny uwagi jest wspomniany pomysł stworzenia zbioru opowieści na każdy miesiąc – dzięki temu zabiegowi czytelnik może obcować z książką „na raz” (czytając ją „od deski do deski”) lub dawkować sobie opowiadania wraz z zamysłem autorki. Ciekawa jest także sama okładka Trochę większego poniedziałku.

Trochę większy poniedziałek to pozycja dla osób nieznających wcześniejszych książek Grocholi i pragnących się odprężyć przy niezajmującej lekturze, osób, które znają Nigdy w życiu i inne dzieła Katarzyny Grocholi, ale czytały te książki raz i nieuważnie lub dla tych, którzy bezwarunkowo kochają styl pisarski pani Katarzyny i wtórne opowieści nie przeszkodzą im w rozkoszowaniu się tą lekturą.

*wszystkie powyższe cytaty zaczerpnięte z okładki lub posłowia redakcji książki Trochę większy poniedziałek

Tytuł: Trochę większy poniedziałek
Autorka: Katarzyna Grochola
Wydawca: Literackie
Wymiary: 123 x 197 x 25
Oprawa: miękka
Liczba stron: 306
Data wydania: 19 czerwca 2013
ISBN: 978-83-08-05171-9
Kategoria: felietony, opowiadania

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *