Mam ostatnio prawdziwe szczęście do dobrych książek. Mimo to Stara Słaboniowa i Spiekładuchy przebija niemal wszystko, co czytałam przez ostatnie pół roku. Dawno tak świetnie nie bawiłam się podczas lektury. Swoją książką Łańcucka udowadnia, że aby napisać kawał dobrej fantastyki, nie trzeba bez końca małpować Tolkiena, Martina i Rowling. Jeśli ktoś ma ochotę na krasnoludy, smoki i młodocianych czarodziejów, może sobie zawsze do nich zajrzeć. A u Łańcuckiej inne czekają atrakcje…

Teofila Słaboniowa to prosta, wiejska kobieta. Bardzo w dodatku stara – sama nie wie, ile dokładnie ma lat i utrzymuje, że zwyczajnie przestała liczyć po siedemdziesiątce. Mieszka w maleńkiej Capówce, codziennie doi swoją mleczną krowę, karmi kury, pieli, zbiera zioła. Nie jest specjalnie towarzyska. Mąż Słaboniowej umarł przed laty, a córki przeniosły się do miasta. Staruszka jednak nie narzeka. Dzień w dzień robi swoje. Wydawać by się mogło, że prawdziwie nudny to żywot, jednak starej Słaboniowej atrakcji nie brakuje. Pod tym prostym wiejskim strojem i zawiązaną pod szyją kwiecistą chustą kryje się bowiem prawdziwa pogromczyni upiorów, zjaw i demonów wszelakich. A ci zwyczajnie nie potrafią sobie odpuścić. Raz po raz dręczą mieszkańców Capówki, utrudniając im życie, a niekiedy wręcz – o zgrozo! – zupełnie ich tego życia pozbawiając. Są chwile, kiedy Słaboniowa ma zwyczajnie dość i wolałaby posiedzieć sobie w chałupie, wypić herbatkę – ze szklanki, bo na filiżankach się „nie rozumie” – i pogłaskać kota. Co jednak zrobić, kiedy takich jak ona pałęta się po świecie coraz mniej, a „ścierwo” z zaświatów ktoś w ryzach utrzymać musi…

Stara Słaboniowa nie zaczyna się, jak to często bywa w demono-centrycznej literaturze, niewinnie. Nie uświadczymy z początku sielskich opisów wiejskiego krajobrazu. Te pojawiają się później i są jednym z elementów budowania nastroju, a także sposobem na ukazanie różnorakich aspektów życia na zabitej dechami polskiej wsi, gdzie licho nijak nie zamierza spać. Nie, nie… Stara Słaboniowa startuje z pompą. Oto we wsi zjawia się straszliwy Kozieł – nie kto inny, jak sam książę piekieł, który wodzi na manowce niewinną Anetkę i próbuje zwabić ją pod ziemię w wiadomym celu. Intencje Kozła odczytać nietrudno. Wystarczy spojrzeć w dół, poniżej pasa… Kozieł jest niewyżyty. I na nieszczęście niewinnej Anetki obiera sobie za cel jej dopiero co poczęte dziecię. A mała Klaudusia będzie miała w przyszłości z tym Kozłem twardy orzech do zgryzienia… W dodatku Kozieł wykazuje pewną słabość także i do innej kobiety, którą zdaje się dobrze znać. I którą usilnie próbuje przekonać, by na powrót stała się jego towarzyszką…

Poza nieustannym użeraniem się z demonicznym Kozłem, Słaboniowa ma na głowie inne problemy. Oto śliczną Justynkę zaczepia niecny Kauk, próbując zwabić biedną dziewczynę na bagna i tam utopić. Niemowlęta dręczy wredna mała Kikimora, sołtysowej co noc na piersiach siada Zmora, pozbawiając nieszczęsną kobiecinę tchu, a w letnie, upalne południa grasuje spowita w biel Południca, wywołując udar słoneczny u tych, którzy nie zdążyli o dwunastej skryć się w cieniu. Pojawi się i najprawdziwsza czarownica, żądny krwi Strzygoń i sama Śmierć pod dość osobliwą postacią. Będzie też Słaboniowa musiała przeprowadzić egzorcyzmy, albowiem sprowadzony do tego celu ksiądz Baryton pomiędzy modlitwami żłopie kawę, zażera biszkopt i gawędzi sobie z rodziną opętanej dziewczyny, a diabeł jak siedział, tak siedzi i żadne zdrowaśki mu niestraszne. Dowiemy się również co nieco o samej głównej bohaterce, która, jak się okaże, nosi w sobie straszliwą tajemnicę.

Stara Słaboniowa i Spiekładuchy to kawał dobrej, naszpikowanej wieloznaczną symboliką, mądrej i opatrzonej drugim dnem fantastyki. Łańcucka nie bała się wykreować bohaterki nieatrakcyjnej, starej, z reumatyzmem i w dodatku ze wsi. Słaboniowa, mimo iż daleko jej do pięknej, długonogiej ghost-buster czy innej witch-hunter, jest autentyczna do szpiku kości, spójna, ciekawa, niekiedy irytującą i zaskakująco bystra. Potrafi nie tylko przegonić upiora, ale i, jeśli trzeba, rozwiązać zagadkę kryminalną. Poza tym mówi cudną gwarą, podobnie jak większość mieszkańców Capówki, co jest jednym z największych atutów książki.

Łańcucka z wprawą przeplata lokalny język bohaterów z przepięknymi, lirycznym opisami przyrody, a także i wewnętrznych przeżyć pojawiających się w powieści postaci. Mamy tutaj prawdziwe, wielobarwne myślowe pejzaże. Wewnętrzne monologi Strzygonia (!!!) i starego Daciuka to naprawdę wysokiej klasy, językowo zindywidualizowane strumienie świadomości. Poza tym Łańcucka, mimo iż Stara Słaboniowa jest jej debiutem literackim, bawi się konwencją jak stary, doświadczony pisarz. Znajdziemy tutaj i elementy horroru, i kryminału, i staropolskich baśni, i romansu, i powieści awanturniczej, i kawałek solidnej obyczajówki, i mrożącej krew w żyłach ghost-story. Poza tym wszystkie te zjawy są nam skądinąd znane. To w większości demony z wierzeń słowiańskich, z przechowywanych pod strzechami zabobonów, przekazywanych z pokolenia na pokolenie legend i baśni. Czerwone „wstunżeczki”, jak mówi Słaboniowa, wielu z nas wciąż wiąże dzieciom nad łóżkami, by odpędzić zły urok… Nie ulega również wątpliwości, że wszystkich tych przybyszów z zaświatów sprowadza na Ziemię sama działalność człowieka. Przywołują je ludzkie słabości, grzechy, doznane krzywdy, pragnienie zemsty, lęki. Cała ta opowieść jest tak naprawdę o człowieku, o tym, co w nim niepoznane, wstydliwe, mroczne. Pałętające się po Capówce stwory mogą być odczytywane jako personifikacje tego, co mamy w środku. I dlatego wydają się niekiedy tak przerażające. Już sama nazwa „Capówka” coś nam mówi. W średniowieczu cap ukazywany był jako diabeł o koźlich rogach i kopytach, a także uznawany za gospodarza sabatów czarownic, z którymi bawił się, ucztował i uprawiał rozpustę jako ucieleśnienie chuci, nieprawości, potępienia. Poza tym według ludowych podań w źrenicach wiedźmy nie odbijał się drugi człowiek, ale diabeł w postaci kozła. A tutaj, w Starej Słaboniowej, mamy przecież diabła ukazanego jako straszliwego Kozła. Kozieł w Capówce… Mieszkańcom gorzej przytrafić się chyba nie mogło.

Stara Słaboniowa i Spiekładuchy to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy poszukują w literaturze świeżego spojrzenia na rodzimy folklor, nietuzinkowych bohaterów i nowatorskiego potraktowania znanych motywów. Dla tych, którzy lubią się bać i śmiać. Dla tych, którzy lubią czasem oderwać się od zracjonalizowanej i zlaicyzowanej rzeczywistości i dać się porwać temu, co niewyjaśnione, dziwne i nieprawdopodobne. Dla tych, którzy chcą uciec przed upiorem, pogadać z duchem i spotkać wiedźmę. I dla tych, którzy docenią walory literackie tej znakomitej książki.

Autorka: Joanna Łańcucka
Tytuł: Stara Słaboniowa i Spiekładuchy
Seria/cykl wydawniczy: ja gorę
Wydawnictwo: Oficynka
Data wydania: 21 czerwca 2013
ISBN: 9788362465712
Format: 124×194
Oprawa: miękka
Kategoria: fantastyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *