Deathmetalowiec z niedużej wsi, członek prowincjonalnego zespołu i jednocześnie wielki fan starego Kombi bohaterem powieści? Kiedy o tym usłyszałam, uśmiechnęłam się pod nosem. Jednak podczas czytania uśmiech ten szybko zmienił się z lekko ironicznego w całkiem szczery, a sama lektura okazała się zaskakująco przyjemna.

Powieść Przemysława Jurka to z jednej strony satyra na współczesne realia małych miejscowości zbudowane z układów i układzików, z drugiej – sentymentalna podróż w lata 80’, kiedy to pokolenie dzisiejszych 40-latków poznawało muzykę, marząc o adapterze i nagrywając piosenki z radia, a nieco później już nawet zakładając własne kapele i szpanując przez kumplami. Wszystko zaczęło się w połowie kwietnia 2006 roku – w pewien piątkowy wieczór podczas próby jego zespołu Exterminator, poznajemy Marcina (zwanego Marcysiem) – głównego bohatera i jednocześnie narratora powieści. Razem z kumplami: Jaromirem, Koczisem i Lizzym grają próbę. Już od dawna – wyłącznie dla przyjemności, bo z faktem, że nie zrobią wielkiej (ani nawet małej) kariery, już się pogodzili. Wtem, jak zwykle spóźniony, wpada Makar – ich niezbyt zdyscyplinowany basista. Bezceremonialnie przerywa próbę, by ogłosić kolegom zdumiewające wieści…

I tak oto na zapomniany zespół grający wściekły deathmetal, za sprawą obrotnego wójta marzącego o reelekcji, spływa niepowtarzalna okazja wystąpienia przed szerszą publiką i zawalczenia o niebagatelne stypendium dla utalentowanych mieszkańców gminy. Zasada jest prosta: wójt pomoże nam, my pomożemy wójtowi… Gdzie jest haczyk? Otóż występ ma odbyć się podczas… organizowanych w Kochanowie dożynek, a chłopaki z Exterminatora mają supportować… Kombii. Nietrudno się domyślić, że tego typu okoliczności wiążą się z koniecznością dość zasadniczej zmiany repertuaru… A to dopiero początek ustępstw, do których popchnie dotąd bezkompromisowych muzyków niewygodna współpraca z wójtem, który wymyślił sobie dla Exterminatora prawdziwe tournee po wiejskich festynach. Historia, poprzez rozmaite absurdy i zabawne „scenki rodzajowe” zmierza do satysfakcjonującego finału, wciągając i angażując czytelnika.

Opowieść Jurka o perypetiach kumpli z zespołu wydaje się być bardzo wiarygodna – taka historia, przy odrobinie szczęścia, niewątpliwie mogłaby się wydarzyć. Co ważne, wcale nie trzeba lubić metalu (choć na pewno przyda się sentyment do bezkompromisowego rocka), żeby czerpać przyjemność z lektury, autor zadbał o to, aby jego opowieść miała walory uniwersalne. Całość napisana jest prostym, żywym i autentycznym językiem – szczególnie w warstwie dialogów, które brzmią bardzo przekonująco (także ze względu na użycie slangu i uzasadnionych wulgaryzmów). To naprawdę rockandrollowa książka. Autorowi udała się także kreacja postaci głównych bohaterów, które są równie żywe, jak język, którym się posługują. Przekonujące (i, być może, nieco egzotyczne dla prawdziwych mieszczuchów) są też realia małej miejscowości, które autor opisuje ironicznie, ale nie bez sympatii. Swoistą wartość sentymentalną, a dla młodszych czytelników, którzy nie pamiętają Polski sprzed przemiany ustrojowej – także poznawczą, mają retrospekcje, którymi autor umiejętnie przeplata główną fabułę. Dzięki nim poznajemy „artystyczną drogę” narratora od wczesnego dzieciństwa mocno osadzonego w realiach PRL. Opisywane w tych fragmentach scenki są czasem zabawne, czasem nostalgiczne i wzbogacają całość o dodatkowy koloryt.

W tej powieści nie chodzi jednak tylko o zabawną historię i dobrą rozrywkę; autor przy okazji porusza także interesujące problemy, które mogą dotyczyć nas wszystkich (można wręcz rzec: egzystencjalne, choć lekka forma powieści nie do końca przystaje do tak poważnie brzmiącego słowa). Nie zabraknie tu refleksji o tym, jak daleko można (i warto) się posunąć, by zrealizować bieżące potrzeby kosztem wyznawanych od lat ideałów, o tym, na ile nasza przeszłość determinuje przyszłość czy też o wartości przyjaźni.

Wydawnictwu Anakonda słowa uznania należą się za jakość wydania książki. Ładna, klimatyczna oprawa ze skrzydełkami, świetnej jakości papier i efektowne opracowanie graficzne wnętrza to niewątpliwie atuty tej publikacji. Co ciekawe, książka zawiera także autorską adaptację powieści na deski teatru nagrodzoną II miejscem w konkursie „Komediopisanie” Teatru powszechnego w Łodzi. Sztuka była też wystawiana w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i wspomnianej Łodzi. Niezłą zabawą może być śledzenie drobnych zmian, jakie autor poczynił w treści sztuki w stosunku do jej powieściowego pierwowzoru.

Powieść Kochanowo i okolice po raz pierwszy, w niewielkim nakładzie, ukazała się w 2010 roku. Wtedy miała pecha – wydawca wkrótce upadł i książka nie przebiła się do szerszego grona odbiorców. Decyzja Anakondy, by wznowić tę powieść, nadając jej godną oprawę, wydaje się być strzałem w dziesiątkę, nie tylko z uwagi na charakteryzujący to wydawnictwo rockowy pazur. Kochanowo… to po prostu dobra powieść, inteligentna, zabawna i lekka zarazem.

Fragment książki przeczytasz TUTAJ.

Tytuł: Kochanowo i okolice
Autor: Przemysław Jurek
Wydawca: Anakonda
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 456
Data wydania: 22 maja 2013
Kategoria: powieść obyczajowa, komedia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *