Po wydanym w 2010 roku Wings of Liberty przyszedł wreszcie (!) czas na Heart of the Swarm. Co oferuje nam kolejna odsłona drugiej części kultowego StarCrafta?

Pierwsze wrażenie

Wreszcie, po długim oczekiwaniu, w łapki wpadło mi pudełko, fioletowe, otwierane na wzór tryptyku z opisami i screenami z gry. Aż żal ściska, że wydawcy odchodzą od wydań pudełkowych, kiedy można wykonać tak dobrą robotę, jaką w tym wypadku zrobił Bllizard. Po małych ochach i achach czas na rozpakowanie samego opakowania, ukrytego w pudełku. Folia, ciach, i już z wnętrza atakują nas darmowe klucze promocyjnie do Diablo 3, SC 2 Wings of Liberty (tak dla znajomego…) oraz do Word of WarCraft… i oto przed nami, równie fioletowy co pudełko, krążek ze znakiem Zergów prosi się od włożenie do DVD-Romu.

W oknie ładowania możemy się napatrzeć/zapatrzeć na Kerrigan, a zaraz po zalogowaniu (mimo obaw, tak, da się grać offline) przystępujemy do kampanii.

Cinematic wprowadzający jest już fanom i fankom dobrze znany, więc rozsiadamy się wygodnie i czekamy na początek zmagań. Gra domyślnie ma poziom trudności – normalny, i tak też z góry powiem, że nie stwarza on żadnego problemu dla kogoś kto przeszedł już podstawkę, nawet jeśli było to trzy lata temu, lub też w oczekiwaniu odkopał sobie StarCrafta I, od tak sobie. Nie martwmy się też tym, że nigdy nie graliśmy Zergami. Gra prowadzi nas za rączkę, dając co chwila dobre rady, które starych wyjadaczy mogą nieco irytować i skłaniać do uszczypliwych komentarzy stronę monitora.

sc211

Fabuła i rozgrywka

W dodatku mamy 27 misji prowadzących nas przez kolejne etapy przekształcania się Roju Zergów jak i w szczególności ich powracającej Królowej – Kerrigan. Tym razem będziemy mieli jedynie misje z Terrnarami, a fanki i fani Protosów będą zmuszeni popatrzeć, jak Zergi zmiatają ich w pył… Spotkamy tu też  mądrego Zratul’a.

Jak zwykle fabuła to tylko tło, pretekst, by budować Wylęgarnię i niszczyć przeciwników; Blizzard jak zwykle wykonał rzecz prostą acz wciągającą, więc nie zdziwicie się, kiedy przyssie was do komputera na długie godziny. Tym razem gra trochę bardziej idzie po sznurku niż „podstawka”. W Wings of Liberty działo się wiele, a od naszych decyzji zależało, jak fabuła się szczegółowo rozłoży. Nadal jednak możemy wybrać, na którą planetę lecimy Leviatanem najpierw i nawet jeśli nie zrobimy tego po kolei, to nie ma mowy o żadnych niedopracowaniach, na każdy wariant są „cinematicsy” odpowiednio dobrane do naszych poczynań.

Gra tym razem koncentruje się na Kerrigan – upadłej Królowej Ostrzy, odmienionej na bardziej ludzką i zaraz potem poddaną badaniom. Skrzywiłam się w uśmiechu, kiedy w pierwszej misji ukazał się Valerian proszący o zawładnięcie Zergiem Kerrigan. Od razu cisnęło się na usta „niedaleko pada jabłko od jabłoni”, ale z biegiem gry wybaczamy mu tę wielką chęć zdobywania wiedzy.

sc222
Trzeba przyznać, że fabuła kręci się nie tylko wokół zbliżającego się „zła” ale również, a może i przede wszystkim – wątku romantycznego. W tej części w paru momentach miałam wrażenie, że jestem obserwatorką tragedii rozemocjonowanej nastolatki – na szczęście z upływem czasu to poczucie mija.

Wszystko dzieje się szybko, sprawnie, tak, by gracz chciał więcej i więcej; dla mnie trochę za szybko i za prosto – ale czasy i gracze się zmienili, więc i gry muszą się zmienić… Kiedyś przy starym, dobrym StarCrafcie spędzało się naprawdę długie godziny oraz wsłuchiwało w dialogi, a misje powtarzało się wielokrotnie, zanim obrało się odpowiednią strategie – tu nie będzie tego problemu. Tak jak pisałam wcześniej, poziom trudności „normalny” nie sprawia większej trudności.

W dalszej części gry, kiedy nasza bohaterka postanawia przeobrazić się w „coś lepszego”, będziemy podróżować we wnętrzu Leviatana, na „pokładzie” którego będziemy mieli całą gromadkę ciekawych postaci. Z każdym z osobna będziemy mogli pogadać, zaraz po wykonaniu misji, ma to na celu nadać większy realizm rozgrywce i dać nam możliwość wczucia się w fabułę. W tej Zergowej menażerii mamy tego kto „łamał i składał” Królową Ostrzy  – Abathur, tę która „była jej pamięcią” – Izsha i o ile pochodzenie tego pierwszego przyjdzie nam poznać, to już ani słowem nie napomknięto o genezie tej drugiej postaci. Jeśli ktoś bardzo ciekawy, to zapraszam do poszukania informacji na SC wiki. Oprócz nich pojawią nam się Matka jednego ze szczepów, pierwotny Zerg z manią na punkcie pozyskiwania esencji i nasz stary znajomy Alexander Stukov, któremu nie wiedzieć czemu zmienili trochę nazwisko.

Niestety HoS został wyprodukowany tak, że ci którzy grali w WarCraft III będą czuli się jak u siebie w domu. Nasza bohaterka – Kerrigan, nie dość, że może zginąć (co w pierwszym SC równało się z końcem misji) to jeszcze osiąga poziomy, a dzięki temu również i nowe możliwości – ikony, niektórych dobrze znane będą graczom Word of WarCraft, bo najwidoczniej Blizzard nie postanowił zainwestować w nowość, tylko czerpać ze swej spuścizny… Ciekawą opcją jest za to dobieranie jednostkom jednej z trzech cech, które możemy zmieniać przed misjami oraz mini misje ewolucyjne, gdzie z dwóch propozycji wybieramy jedną na stałe, która ulepsza nam tak lub inaczej jednostkę.

sc244
Dobra, na jakiś czas koniec narzekań – gdyż nareszcie po 3 latach możemy bawić się wyczekiwanymi Zergami i są one wspaniałe. Dopracowane, małe, wielkie, latające i pożerające wszystko, co im nakażesz, a jest ich rodzajów bez liku, a mutacji jeszcze więcej. Dodatek jest grywalny nawet bardziej niż „podstawka”, misje różnią się od siebie celami czy możliwościami ich osiągnięcia i z pewnością nie są nudne!

Gra ułatwia nam bardzo zadanie, np. punkt zborny dla jednostek atakujących jest ustawiony z góry gdzieś w środek bazy a drony i overlordy wprost na minerały, by było szybciej i milej. Nad budynkami – hatchery, czy nad gejzerami mamy obliczoną liczbę jednostek pozyskujących surowce. Więc jeśli dobrze i szybko rozegramy wyprodukowanie owych jednostek, żadna misja nie będzie nam straszna.

Szczerze powiem, że nie podoba mi się polityka nastawiania graczy i graczek na granie „na szybko” – jeśli ktoś miał swoje ulubione taktyki Zergów szlifowane przez lata, proszę, oto ma możliwość nauczenia się wszystkiego od początku, niełatwo tu bowiem grać „w starym stylu”… Gorzej, może lepiej, każdy oceni na swój sposób; ja dość szybko się przyzwyczaiłam, choć może wolałabym nie musieć się przyzwyczajać. Grało mi się jednak wybitnie przyjemnie, szczególnie gdy odczekałam dość, by móc poprzemieniać wszystkie larwy w wojsko i cieszyć się „zerg rush” w wykonaniu morza zerglingów i paru hydralisków (tak tylko, co by mi jednostki powietrzne wroga mogły kichnąć, czy coś). Tu jedno zastrzeżenie – być może obrałam tak dobrze możliwości zerglingów, w każdym razie przeważnie ich chmarą wygrywałam misje. Ach, jak to cieszy serce!

sc255

Lokalizacja, grafika i dźwięk

Cieszyć oko będą nam te same rzeczy, co i wcześniej; jeśli chodzi o silnik gry, artworki w oknach ładowania, „cinematicsy”, to wszystko głaszcze zmysł estetyczny niesamowicie, wciągając do tego wspaniałego świata. Miałam do czynienia z wersją angielską jak i polską… Wole angielską, nie dlatego, że jestem przyzwyczajona do „klawiszologii” w tym języku, ale przede wszystkim z uwagi na brzmienie, na dialogi, na odzywki bohaterów. Polska wersja jest dobra, dopracowana, ale zdecydowanie zbyt często dla mnie nie miała „tego czegoś”. Po raz kolejny bohaterowie mówią kwestie na luzie lub żywiołowo, aby po chwili stracić jakikolwiek charakter wypowiedzi i brzmieć sztucznie, ale tak czy siak jestem zadowolona. Przełożyć na nasz język ojczysty chwytliwy, prosty, miękko brzmiący angielski jest niebywale trudno.

Soundtrack nie powala, jest oczywiście bardzo podobny do SC, żeby się komponowało i było znajome dla starych wyjadaczy i wyjadaczek… i wszystko fajnie, póki nie słuchamy go od tak sobie, nie grając. W czasie rozgrywki niestety niekiedy wcale go nie słychać – przez huk wybuchów i odzywki jednostek, a jeśli już zauważamy jego obecność, to na krótko i nie przeszkadza nam. Jednak w oderwaniu od gry nie jest już tak przyjemny do słuchania jak ten z lat 90.

Sekcje filmowe można podzielić na trzy kategorie: cinematicsy, cutsceeny i mini przerywniki zazwyczaj na początku bądź końcu misji na silniku gry. Te pierwsze, jak zwykle, wbijając w fotel i zapierają dech, te drugie cieszą oko, zaś te ostanie…cóż, może trochę wygładzone, ale moje pierwsze słowa brzmiały WarCrafcie III witaj?.

sc266

 

Ciekawostka: koniec gry, cinematic ukazujący nam cel, do którego dążyliśmy, nie był dla mnie nowością, zaskoczeniem. Czemu? Szkic „cinematicsu” razem z podłożonymi głosami wyciekł 3 lata temu razem z premierą SC2: Wings of Liberty. Jego finalna wersja z dodatku HoS różni się dwoma krótkimi scenami i paroma detalami, ale jest to ten sam filmik, który od dawna spokojnie można było zobaczyć na Youtube. Ciekawe, dlaczego Blizzard nie zadbał o tajemnice, nie usunął tego, ani nie zmienił tak, by zaskoczyło graczy – pasjonatów.

Summa

StarCraft 2 Heart of the Swarm jako całość jest kolejną perłą w koronie Blizzarda, zasłużenie, wszystko jest dopracowane, wciąga, zachwyca i ciągnie fabułę do przodu, na co wszyscy gracze czekali od 3 lat. Mimo małych potknięć właśnie w fabule, cały czas jest to przede wszystkim świetny RTS, grywalny, wciągający oraz dający wiele, wiele zabawy i satysfakcji z pokonywania kolejnych misji. Mamy w nim wiele możliwości na dobieranie przeróżnych metod unicestwienia przeciwnika dzięki ogromnemu wachlarzowi cech i mutacji jednostek, samym tym można się bawić a bawić.

W ostatecznej swej formie różni się do tego co widzieliśmy przez ten czas na screenshotach i trailerach i chyba dobrze; Blizzard zapiął wszystko na ostatni guzik i wybrał to co było najlepsze dla gracza i chwała im za to.

{youtube}vCsGTP3-Jlw{/youtube}

Recenzję SC 2: Wings of Liberty przeczytasz TUTAJ.

Na koniec smaczek: Jak nam nasza Kerrigan się zmieniła przez te 15 lat:

sc233

Moja ocena: 8,5/10

Plusy:

– grywalność,
– fabuła,
– ulepszenia i urozmaicenia ras,
– rozbudowany tryb gry dla jednego gracza,
– grafika,
– dźwięki,
– wiele różnych wariantów gry,
– system ewolucji jednostek i ich cech,
– rozbudowywanie postaci Kerrigan i jej poziomy,
– dobre spolszczenie,
– samouczek,
– dopracowanie,

Minusy:
– trochę za dużo podpowiedzi,
– filmiki na silniku gry odstają graficznie od całości,
– chwilami nieprzekonujące dialogi w przerywnikach,
– mimo wszystko: cena.

Tytuł: StarCraft 2: Heart of the Swarm
Producent: Blizzard Entertainment
Wydawca: Activision Blizzard
Dystrybutor: Licomp Empik Multimedia Sp. z o.o.
Data premiery: 12 marca 2013
Język: pełna lokalizacja gry
Nośnik: DVD
Liczba nośników: 1
Platforma: PC/MAC
Rodzaj opakowania: Papierowe pudełko + DVD Case

Szczegółowe wymagania sprzętowe:

1. Komputery z systemem Windows:
Minimalne:

System operacyjny: Windows XP/Vista/7 (z najnowszymi Service Packami)
Procesor: Intel Pentium IV / AMD Athlon (2.6 GHz)
RAM: 1 GB (1.5 GB w przypadku Windows Vista/7)
Karta graficzna: NVIDIA GeForce 6600 GT / ATI Radeon 9800 PRO / lepsza (128 MB)
HDD: 12 GB

Zalecane:

System operacyjny: Windows Vista/7
Procesor: dwurdzeniowy (2.4 GHz)
RAM: 2 GB
Karta graficzna: NVIDIA GeForce 8800 GTX / ATI Radeon® HD 3870 / lepsza (512 MB)
HDD: 12 GB
Wymagany jest także dostęp do internetu

2. Komputery z systemem Mac OS X:
Minimalne:

System operacyjny: Mac OS X 10.5.8, 10.6.2 lub nowszy
Procesor: producent – Intel
Karta graficzna: NVIDIA GeForce 8600M GT / ATI Radeon® X1600 / lepsza
HDD: 12 GB
RAM: 2 GB

Zalecane:

System operacyjny: Mac OS X 10.5.8, 10.6.2 lub nowszy
Procesor: Intel Core 2 Duo
Karta graficzna: NVIDIA GeForce 9600M GT / ATI Radeon® HD 4670 / lepsza
HDD: 12 GB
RAM: 4 GB