Myślę, że opowiadania wchodzące w skład tomu Wada wymowy to teksty, do których należy co kilka lat wracać. Czas pokaże, czy warsztatowe perełki Agaty Porczyńskiej obronią się za jedną, dwie dekady, kiedy nasz język ojczysty ulegnie dalszym przemianom, inne będą nawyki komunikacyjne i mentalność Polek i Polaków. Bo w tym, co pisze Porczyńska, jest dużo prawdy. Momentami przypomina ona takiego współczesnego, kapitalistycznego Hłaskę, bezlitośnie obnażającego rzeczywistość oraz ludzką bezsilność, bezradność i śmieszność. Jej bohaterowie są często rozczarowani życiem, słabi, pogrążeni w marazmie i zagubieni w bezsensownych, nawykowych działaniach, redukujących intelektualny wysiłek do minimum (Cips przy cipsie; Tips przy tipsie; Dolce banana; Poliż buty; Płaszcze i znicze). Porczyńska nie stroni również od opisywania społecznych nizin, panującej tam beznadziei i braku perspektyw na przyszłość (Serce i szczała; Stosunek drogi do jej przebycia).
Przede wszystkim jednak mówi autorka o miłości, a ta, jak wiadomo, wiele nosi imion. Mamy więc miłość damsko-męską (Co się stało z Dorotką Graupner; Być z żabą; Żyć z babą – moim zdaniem najlepsze opowiadania z całego zbioru, zwłaszcza to pierwsze, niemal liryczne, przepełnione nostalgią za utraconą przeszłością i niewinnością, mające w sobie coś z uroku wczesnych tekstów Iwaszkiewicza), miłość rodzicielską (Gen i talia; Cześć, mamo), miłość fizyczną (Jak balonik stał się legendą; Per namiętnie; Konie i rumaki, rumy i koniaki), a także nieumiejętność kochania (Suka; Jest dobrze). Miłość u Porczyńskiej nie jest piękna, idealizowana, czysta, perfekcyjna, lecz pełna mankamentów, ogłupiająca, prowadząca na manowce, trochę taka… rustykalna. Bez niej jednak się nie da, co wiedzą wszyscy ci niedoskonali antybohaterowie.
Być może i nie byłoby problemem napisać o tym prostym językiem, bez wszechobecnych stylistycznych wygibasów. Spotkałam się nawet ze stwierdzeniem, że Porczyńska uprawia lanserkę i Wada wymowy stanowi językową zabawę autorki z samą sobą. Nie rozumiem, co w tym złego. Pod względem warsztatowym Wada wymowy to majstersztyk. Oczywiście, zdarzają się opowiadania lepsze i gorsze, jednak nieprzeciętna biegłość stylistyczna, wyczucie dialogu, umiejętność naśladowania żywej mowy z całym jej gramatycznym wykoślawieniem, zaśmieceniem zapożyczeniami z języków obcych, a przede wszystkim zróżnicowaniem pod względem regionalnym, zawodowym i intelektualnym są niekiedy mistrzowskie.
Na uwagę zasługują także techniki narracyjne. W swoich opowiadaniach Porczyńska często sięga po narrację pierwszoosobową, nie stroni jednak również od monologu wypowiedzianego. Techniką tą, którą zastosował między innymi Albert Camus w swoim słynnym Upadku, autorzy posługują się rzadko. A szkoda. Monolog wypowiedziany czyni bowiem z czytelnika bezpośredniego odbiorcę tekstu, wciąga go w wymianę zdań z narratorem, czyni adresatem każdego zdania, każdego wyrazu, każdej wystukanej literki. Bardzo trudna to technika i wymaga prowadzenia pewną pisarską ręką. Ponadto Porczyńska uprawia wierszowaną prozę, stylizuje tekst na gwarę czy też na język tak zwanych dresiarzy, ujmuje go w formę listu, mejla lub rozmowy na internetowym komunikatorze. I to wszystko w jednym tomie opowiadań. Niebywały talent.
Warto przeczytać, nawet jeśli ktoś niespecjalnie gustuje w narracyjnych i stylistycznych eksperymentach. Choćby po to, by się przekonać, co też Agata Porczyńska wyprawia z naszą ojczystą mową.
Autor: Agata Porczyńska
Tytuł: Wada wymowy
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 24 stycznia 2013
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Format: 125 mm x 195 mm
ISBN: 978-83-7839-421-1
Kategoria: proza polska