Z pustymi rękami to druga część serii z komisarzem Sonerim, która ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis. Z racji tego, że nie miałam do czynienia z włoskim kryminałem, postanowiłam przekonać się, co osławiony dziennikarz bolońskiej La Repubblica ma do zaoferowania w tej materii. Moje wyobrażenie o książce, podsycane dobrymi recenzjami poprzedniej powieści – Pokojów do wynajęcia – zderzyło się z rzeczywistością. Dość boleśnie.

Fabuła Z pustymi rękami rozgrywa się w Parmie, w czasie wyjątkowo upalnego lata. Na pewno nie jest to pogoda, podczas której chce się pracować. Jednak parmeńska policja nie ma zbyt dużego wyboru. Co chwilę przyjmuje kolejne zgłoszenia – bójki, kradzież, a także… morderstwo. Właściciel luksusowego butiku został pobity na śmierć, jednak wszystko wskazuje na to, że pobicie miało być tylko ostrzeżeniem. Komisarz Soneri stara się rozwikłać zagadkę, a jego niezawodny nos podpowiada mu, że coś w tym śledztwie nie gra.

Tradycyjnie zacznę od plusów. Powieść Varesiego dotknęła pewnych istotnych problemów, które, gdyby bardziej je dopracować, mogłyby wyciągnąć tę pozycję na dobrą drogę. Główne wydarzenia bowiem często schodzą na dalszy plan, by zrobić miejsce rozmyślaniom głównego bohatera. Najważniejszym problemem, wokół którego toczy się akcja, jest nie tylko starzenie się komisarza Soneriego, ale także zmiany zachodzące w mieście. Nic nie jest już takie, jakie było. Złe charaktery nie są już prymitywnymi łobuzami z półświatka. Teraz to biznesmani w najlepszych garniturach, którzy powoli wykupują wszystko, co tylko się da. A ci dobrzy? No cóż, niewiele mogą z tym zrobić. Każdy dzień przynosi kolejne zmiany, które coraz bardziej przerażają, przynoszą poczucie obcości. W nakreśleniu tej sytuacji niewątpliwie pomógł powściągliwy styl autora, który rzadko uciekał się do emocjonalnych zagrywek względem czytelnika. Język książki jest prosty, bez literackich ozdobników, rzeczowy jak w artykule, który ma przede wszystkim przygnieść odbiorcę, nie łechtać jego poczucie estetyki. Ma to jednak także swoje minusy…

Twardy, chłodny styl, choć sprawdza się podczas ukazywania przemyśleń głównego bohatera, mocno kaleczy całą resztę. Najlepszym przykładem są dialogi, o ile można nazwać w ten sposób burknięcia bohaterów. Autor zapomniał, że dialogi spełniają nie tyko funkcję informacyjną, ale także ukazują charakter postaci i budują relację pomiędzy nimi. W przypadku komisarza Soneriego (bo tylko on liczy się w tej powieści, cała reszta bohaterów to statyści) nie możemy mówić o jakiejkolwiek relacji. To postać, która w każdej możliwej sytuacji utrudnia komunikację. Jego dialogi są urywane, niepełne, a przez to nienaturalne. Odniosłam wrażenie, że Varesi wprowadził je tylko dlatego, że tak wypada.

Postaci to kolejny minus tej powieści. Komisarz Soneri to jedyna „wyrazista” postać w Z pustymi rękami. Autor skupił się tylko na nim, choć nie mogę powiedzieć, by była to kreacja dopracowana w każdym szczególe. Nieprzyjemny indywidualista starej daty, który całe życie poświęca na to, by łapać bandziorów. Na pewno nie wzbudził mojej sympatii, nawet aprobaty. Choć to jego rozmyślania poznajemy, nie ma w nich autentyczności, jest tylko ciągłe marudzenie na gorąco i ciągła bezradność wobec prowadzonego śledztwa. Możliwość poznania bohatera tylko powierzchownie, bardzo niekorzystnie wpłynęło na mój odbiór powieści. Spodziewałam się prawdziwych rozterek, błyskotliwych spostrzeżeń i rozmyślań na tematy ogólnoludzkie. Otrzymałam to wszystko w wersji mini, niedopracowane i niezjadliwe. O całej reszcie postaci nawet nie warto wspominać. Są tylko cieniami w tej powieści – jedyną rolę jaką spełniają, jest pomaganie Soneriemu. Brak im realizmu, brak życia. Przez to, niestety, cierpi cały świat przedstawiony.

Jednak największy zarzut zostawiłam na sam koniec. Z pustymi rękami, choć pretenduje do miana powieści obyczajowej z miernym skutkiem, kryminałem jest jeszcze gorszym. Owszem, jest morderstwo. Owszem, jest zagadka. Ale co z tego, skoro genialny komisarz zabiera się do tego tylko ze swoim nosem? Powieść Varesiego bazuje wyłącznie na przeczuciu świetnego policjanta, które oczywiście niedługo później, zostaje poparte dowodami znalezionymi przez jego kolegów. Soneri jest wałkoniem, który włóczy się po Parmie i przygląda się ludziom. Kolejny powód dla którego uważam tę postać za skrajnie niedopracowaną. Akcja toczy się powoli, bardzo powoli. Jednak zwykle nie robię z tego zarzutu, bo nie lubię zbyt szybkiego tempa rodem z kina akcji. W tym przypadku dłużyzny spowodowane są nieprzekonującymi rozterkami głównego bohatera i chęcią zajęcia dodatkowych stron.

Z pustymi rękami to ogromne rozczarowanie. Nie ma tu ani bohaterów wartych zapamiętania, ani rozbudowanej warstwy obyczajowej, ani tym bardziej solidnej zagadki kryminalnej. To, za co kocham powieści kryminalne, zostało brutalnie zniszczone w tej niewielkiej książeczce. Pan Varesi skutecznie mnie od siebie odstraszył.

Autor: Valerio Varesi
Tytuł oryginalny: A mani vuote
Tytuł: Z pustymi rękami
Przekład: Tomasz Kwiecień
Liczba stron: 264
Data wydania: 26 lutego 2013
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Gatunek: kryminał

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *