gangster squad Lubię brutalne, gangsterskie kino. Lubię gdy na ekranie jest dużo krwi, a przysłowiowy trup ścielę się gęsto. Co tu dużo mówić, lubię również Ryana Goslinga. W takim układzie powinnam zachwycić się obecnym od 1 lutego na ekranach polskich kin filmem Gangster Squad. Pogromcy mafii. W końcu obiecywał mi wszystko to co lubię: i gangsterski klimat, i krew, i Goslinga. Coś jednak nie zagrało tak jak powinno. Nie zaiskrzyło. I tak oto przedstawiam kilka powodów dla których lepiej po raz kolejny sięgnąć po Chłopców z ferajny zamiast wybrać się na produkcję Rubena Fleischera.

Twórcy Gangster Squad zaczęli od bardzo dobrej pozycji wyjściowej, za kanwę opowieści obierając książkę Paula Liebermana pod tym samym tytułem, która opowiada prawdziwą  historię króla mafii – Micky’ego Cohena niepodzielnie rządzącego półświatkiem Los Angeles w latach 40. Charyzmatyczny i bezlitosny Cohen zwany „Królem Sunset Strip” należał do żydowskiej mafii kontrolującej Wschodnie Wybrzeże USA. Gangsterzy należący do Jewish Mob specjalizowali się w handlu żywym towarem oraz narkotykami. Pod ich kontrolą znajdowały się nie tylko miejskie kasyna, ale także przemysły: filmowy oraz odzieżowy. Mieli władzę, pieniądze i pewność swojej niezachwianej pozycji. Cohen, który na swojej drodze „od pucybuta do milionera” zaprzepaścił szansę kariery bokserskiej, doskonale odnalazł się w świecie tych twardych i bezwzględnych mężczyzn kierujących się w życiu własnymi zasadami.

Gangster-Squad2

Filmowego Cohena (Sean Penn) poznajemy w momencie, gdy ma już wszystko. Cała władza skupiona jest w jego rękach. Kontroluje nie tylko hazard i domy publiczne, ale całe miasto. W zasadzie nic nie może zagrozić jego pozycji. W tym miejscu do akcji wkraczają faktyczni bohaterowie tej opowieści – tytułowy Gangster Squad – grupa policjantów, którzy stawiają wszystko na jedną kartę, by zniszczyć imperium mafijnego bossa. Pomysł wydaje się oryginalny, bo klasyczne znane i lubiane gangsterskie kino opiera się głównie na relacjach i konfliktach zachodzących w obrębie samego gangu. Policja i jej nieudolne próby rozbicia go, jest w nich najczęściej środkiem potwierdzającym silną pozycję gangu, a w centrum zainteresowania pozostają nadal charyzmatyczni aczkolwiek bezwzględni gangsterzy. Gangster Squad obiecywał odwrócenie roli. Miała być prawdziwa walka z przestępczym półświatkiem, w której żadna ze stron nie zostaje ograniczona do dodatku wzbogacającego i dynamizującego akcję. I jak to często w życiu bywa, na obietnicach się skończyło.

Gangster-Squad1

Nasza grupa heroicznych bohaterów pod przywództwem sierżanta Johna O’Mary (Josh Brolin) decyduje się na walkę z mafią ich własną bronią, napadając i dewastując gangsterskie przybytki luksusu. Działający poza prawem policjanci bardziej przypominają jednak karykaturę innej, dużo bardziej porywającej szajki Danny’ ego Oceana z trylogii Stevena Soderbergha niż profesjonalny policyjny odział. Członkowie tajnej jednostki stanowią schematyczny misz-masz, który za zadanie ma przede wszystkim… dobrze razem wyglądać. Czy to spec od podsłuchów (Giovanni Ribisi), słynny rewolwerowiec (Robert Patrick), czy amant w nienagannie skrojonym garniturze (Ryan Gosling) są na równi zupełnie pozbawieni charakteru i wyrazistości. Twórcy zafundowali nam idealne wcielenia archetypicznych bohaterów kina akcji, które zestawione ze sobą miały gwarantować perfekcyjną całość. Ten zabieg w Gangster Squad niestety się nie obronił. Nie można stworzyć dobrze funkcjonującej maszyny z wadliwych części. Bohaterowie z papieru to nie tylko problem dotykający filmowych policjantów. Najbardziej boli – inaczej nie można tego nazwać – to co realizatorzy uczynili biednej postaci Cohena. Penn robi wszystko co w jego mocy by uratować resztki swojego bohatera, ale doprowadza jedynie do tego, że gangster, który miał wzbudzać respekt, szacunek i strach zostaje przerysowany i po prostu śmieszny. Postać Micky’ ego Cohena stanowiła idealny materiał na jedną z filmowych ikon kina gangsterskiego, zamiast tego może ubiegać się najwyżej o miano parodii. Nie wiem na jakiej podstawie filmowa policja z Miasta Aniołów uznała go za tak ogromne zagrożenie, skoro zaserwowano nam jedynie cień postaci jaką w rzeczywistości mógł być prawdziwy Cohen. Motywacja jaką wybrał reżyser jest co najmniej śmieszna i zbanalizowana. Jedno morderstwo, przy którym bezpośrednio zostaje pokazany Cohen? Wspomnienie o tym, że stoi za miejską prostytucją? Proszę o wybaczenie, ale mnie to nie przekonało. Ten Cohen nie jest niebezpieczeństwem, które w mojej opinii wymaga interwencji oddziału najlepszych ówczesnych policjantów.

gangster-squad4

Bohaterom w żadnym wypadku nie pomaga nieudolnie napisany scenariusz pełen patetycznych kwestii nawiązujących do poczucia obowiązku, urozmaicony paroma sztywnymi żartami. Czego jednak należy spodziewać się po debiutujący scenarzyście, który w planach ma kolejną odsłonę Zabójczej broni…  Mam niemiłe wrażenie, że realizatorzy decydując o tym, co ma znaleźć się w fabule Pogromców mafii, za bardzo skupili się na wyszukaniu wszystkich elementów, które powinny charakteryzować kino gangsterskie, a przede wszystkim kino akcji i zapomnieli o tym w jaką formę ubrać tę treść. Długa listę poczynając od złych i dobrych bohaterów, pięknej kobiety, wokół której toczy się walka, paru strzelanin i pościgu samochodowego możecie swobodnie, wedle upodobań uzupełnić własnymi sztampowymi propozycjami, bo zapewniam, w Gangster Squad najdziecie cały ich zestaw. Efekt? Zauważalna fragmentaryczność i traktowanie niektórych wątków po macoszemu. W filmie znajdziemy wszystko, co w porządnym kinie akcji powinno być, ale nic nie jest dostatecznie dobre, by porwać widza, pomóc mu uwierzyć w słuszność działań bohaterów lub choćby pozwolić z przyjemnością obserwować zmieniające się obrazki, gdy na treść nie ma już co liczyć. Bo jeśli chodzi o stronę wizualną filmu jest zdecydowanie lepiej. Mimo że w typowo gangsterskim kinie zwykle urzeka mnie najbardziej szara, monochromatyczna paleta barw (jak chociażby ta z Drogi do zatracenia S. Mendesa) jestem w stanie wybaczyć twórcom rezygnację z niej, ponieważ nasycona kolorystyka dużo bardziej zagrała z krzykliwym klimatem kasyn i bogatych rezydencji, w których między innymi rozgrywa się akcja filmu. Trudno mi jednak przejść obojętnie obok pewnych zdjęć i „efekciarskich” zabiegów montażowych takich jak slow montion czy filmowane w zbliżeniu iskierki ognia pojawiające się na zapalniczce. Takie zabiegi bez wątpienia robiły wrażenie w fenomenalnym Equilibrium,  za które również odpowiada autor zdjęć do Gangster SquadDion Beebe, ale tym razem powodowały raczej uśmiech politowania niż zachwyt. Być może należy tu mówić o niewykorzystanym całkowicie potencjale operatora, wszak może pochwalić się on Satelitą, BAFTĄ, a nawet Oscarem za cudowne zdjęcia do Wyznań Gejszy. Te drobne estetyczne potknięcia nie powinny jednak wpływać na całkowity odbiór obrazu, który być może nie jest arcydziełem, ale wygląda zadowalająco dobrze.

Gangster-Squad6

Na koniec, jako że jest ich niewiele, pozostawiłam plusy, których, chcąc nie chcąc, uparty widz doszuka się w każdym filmie. Po pierwsze Emma Stone wcielająca się w rolę Grace Faraday.  Młoda aktorka jako jedyna pozostawia po sobie wrażenie wypełnienia postaci jakąkolwiek treścią. Jest wyrazista i obdarzona klasą prawdziwej hollywoodzkiej gwiazdy z lat 50. Nie wprowadza niczego nowego do kreacji „dziewczyny gangstera”, ale mimo to sprawnie i z wdziękiem wykorzystuje przypisane tej postaci cechy. Po drugie i zarazem ostatnie: scenografia i kostium. Próba oddania klimatu Los Angeles objętego rządami mafii bez całej starannie dobranej otoczki skończyłaby się zupełną porażką. Drobiazgowo przedstawione wnętrza kasyn, rezydencji Cohena, czy choćby domów policjantów są najmocniejszą stroną filmu, która może być argumentem dla wielbicieli Gangster Squad w walce z krytykami. To samo powiedzieć można o kostiumach, szczególnie męskich, które są niezwykle precyzyjne i pełne klasy (wielbicieli mody z epoki bez wątpienia zachwycą kapelusze!). Męskie kino, które, jak mniemam, mają reprezentować Pogromcy mafii powinno być „ubrane” właśnie w taki kostium. Klasyczny, elegancki, a przy tym z charakterem.

gangster-squad5

Obietnic i nadziei było naprawdę wiele. Kusiła doborowa obsada, stylowe plakaty oraz intrygujące trailery, które od pewnego czasu krążyły po sieci. Ale nie tylko. Po tragicznej w skutkach strzelaninie na pokazie premierowym Dark Knight Rises z Gangster Squad usunięto jedną ze scen przypominającą wydarzenia, które rozegrały się w kinie na przedmieściach Denver, co wywołało dyskusję na temat tego, na jak brutalny film mamy się przygotować i dokąd zmierza kino coraz swobodniej ukazujące przemoc. Jednak zarówno wszystkie oczekiwania jak i wątpliwości towarzyszące premierze Gangster Squad były zdecydowanie wyolbrzymione. Dostaliśmy film, który absolutnie nie wniósł nic nowego do kinematografii, nie doprowadził do oburzenia swoim poziomem ukazania przemocy i przede wszystkim nie dorównał swoim poprzednikom. Jeśli wystarczy Wam sama otoczka i klimat Ameryki lat 40. i ładne buzie aktorów w dobrym kostiumie, będziecie  usatysfakcjonowani. Fanom Coppoli, Scorsese czy De Palmy doradzam pozostanie w domu z własną kolekcją kina gangsterskiego, a jeśli na prawdę macie ochotę wybrać się do ,lepiej kupcie bilet na Django – film, który ma wszystko, czego Gangster Squad zabrakło.

{youtube}dD9ufst9f5w{/youtube}

Tytuł polski: Gangster Squad. Pogromcy mafii
Tytuł oryginału: Gangster Squad
Reżyseria: Ruben Fleischer
Scenariusz: Will Beall
Rok produkcji: 2012
Premiera kinowa: 1 lutego 2013
Gatunek: dramat, kryminał
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 113 min

Kopia Multikino-wiecej niz kino