Reżyser nie bawi się tu we freudyzmy i inne psychoanalityczne banały. Hansel i Gretel zarabiają na życie jako… łowcy czarownic. CV mają przecież świetne, więc interes się kręci i rodzeństwo na brak pracy narzekać nie może. Pewnego dnia trafiają do Augsburga, gdzie w tajemniczych okolicznościach giną dzieci. I tym razem nie chodzi o żadne chatki z piernika. Sprawa jest poważniejsza, a naprzeciwko Hansela i Gretel staje arcy-wiedźma, Muriel, która zamierza opracować recepturę eliksiru, czyniącego czarownice ognioodpornymi. Do tego potrzebna jest jej krew dwanaściorga dzieci i… jeszcze jeden tajemniczy składnik. W dodatku Muriel dobrze wie, gdzie go szukać, i posiada cenne informacje o rodzicach pogromców wiedźm, które to informacje mogą stanowić klucz do zagadki ich licznych sukcesów. Czy Hansel i Gretel pokonają arcy-wiedźmę? Czy uwolnią dzieci? I jaką rolę odegra w całej zabawie troll o wdzięcznym imieniu 'Edward’?
Kiedy czytam recenzje, których autorzy zestawiają Hansela i Gretel z Nieustraszonymi Braćmi Grimm i Van Helsingiem, mam ochotę wyć. Czy naprawdę wszystkie teksty muszą zamieniać się w porównawcze analizy? Każdy przecież widzi podobieństwo fabuły i konwencji. Ponadto ciągle spotykam się z opiniami, że to rozrywka, nie trzeba się spodziewać głębi i przesłania, że akcja, że efekty, bla bla bla. Wiadomo. Hansel i Gretel to film, na który do kina idzie się dla zabawy, a nie ku pokrzepieniu serc czy w celu doświadczenia katharsis. W dodatku nie docierają do mnie argumenty, że efekty specjalnie są gorsze od tych, jakie możemy oglądać w niektórych produkcjach telewizyjnych, a krew przypomina keczup. Tak, przypomina keczup, ponieważ… ma przypominać keczup. Właśnie o to przecież chodzi! Tommy Wirkola nie tworzy filmu 'na serio’, lecz ujętą w postmodernistyczny cudzysłów, steampunkową bajkę dla dorosłych. Dlatego też, kiedy nasz cudowny troll, Edward (mój absolutnie ulubiony bohater tego filmu) ze stoickim spokojem rozdeptuje głowę wrednego szeryfa, bryzga keczup i wszyscy wiedzą, o co chodzi. A chodzi o to, by dobrze się bawić i nie traktować tematu zbyt serio. Proste założenie, nieprawdaż? Dzięki podobnemu podejściu produkcja ta wygrywa na przykład z takim obrazem, jak Polowanie na czarownice, z Nicolasem Cagem i Claire Foy, którego twórcy potraktowali temat poważnie, a wyszło śmiesznie i z pseudo-intelektualnym zadęciem. Tutaj otrzymujemy natomiast historię ciekawą, zabawną, opowiedzianą z nerwem i pod względem zastosowanych środków filmowego wyrazu wpisującą się w założenia postmodernizmu, a zatem całkowicie umowną.
Hansel i Gretel to kawał solidnej, dobrej rozrywki. Jeśli lubisz postmodernistyczną zabawę motywami i wątkami oraz steampunkową konwencję, film cię nie zawiedzie. Wartka akcja wciąga i nie brak tu humoru, a na deser otrzymujemy znakomitą grę aktorską Jeremy’ego Rennera i Gemmy Arterton, świetnie sprawdzających się w rolach Jasia i Małgosi. Właśnie tak wyobrażałam sobie bohaterów tej, znanej na całym świecie, baśni. Zwłaszcza Małgosię, która przecież już jako mała dziewczynka skopała tyłek wiedźmie.
{youtube}mlQaQ_ZH16I{/youtube}
Tytuł polski: Hansel i Gretel:Łowcy czarownic
Tytuł oryginału: Hansel and Gretel: Witch Hunters
Reżyseria: Tommy Wirkola
Scenariusz: Tommy Wirkola, D.W.Harper
Rok produkcji: 2012
Premiera kinowa: 8 lutego 2013
Gatunek: akcji, fantasy, horror, komedia
Kraje produkcji: Niemcy, USA