Wspaniałe były te przerwy w podróży, gdy obolały schodziłem z konia i natychmiast jak długi uwalałem się obok zwierzęcia na miękkiej poduszce mchu. Drzemiąc w pachnących oparach tajgi zrywałem jagody zwisające nad głową. I chciałem już tak zostać na zawsze.

Bolesław Uryn to pisarz, fotograf i niezależny reporter, ale także niestrudzony podróżnik i pasjonat survivalu, który od siedemnastu lat co roku odbywa długie wyprawy do Mongolii: samochodem terenowym i konno po tajdze, stepie i pustyni lub kanadyjką – po rwących rzekach i krystalicznie czystych jeziorach. Zaznaczyć trzeba, że survival to dla autora nie szpanerskie udawanie komandosa, ale raczej szkoła życia, kuźnia charakteru i wspaniałe przygody w egzotycznej, odludnej scenerii. Zapierające dech w piersiach plenery Mongolii idealnie nadają się do tego typu wypraw; ta dzika, niegościnna kraina na peryferiach cywilizacji, zamieszkana przez potomków niezwyciężonego Czyngis – chana nieodmiennie kusi i fascynuje, zaś efektem tej fascynacji są fotografie zdobywające nagrody w prestiżowych konkursach, relacje z podróży publikowane na łamach tematycznych czasopism oraz książki – właśnie takie, jak ta.

W świecie jurt i szamanów to coś więcej niż tylko zapis wrażeń z licznych podróży do Mongolii; to znakomita, pełna pasji, wielowymiarowa opowieść o tej krainie: jej burzliwej historii, przebogatej, pełnej kontrastów przyrodzie, zadziwiającej kulturze dumnych i gościnnych potomków Temudżyna. Niniejsza książka wspaniale łączy w sobie zalety dobrego przewodnika zawierającego całe mnóstwo mniej lub bardziej znanych faktów historycznych, geograficznych i etnologicznych z dynamiczną, pełną życia, subiektywną relacją – dzięki temu czytelnik otrzymuje wyjątkowo pełny, wieloaspektowy i rzetelny  obraz Mongolii, który mnie osobiście zachwycił i urzekł.

Bolesław Uryn zawarł w swojej książce sporo faktów typowo encyklopedycznych, ale podanych ciekawie, z wyraźnie wyczuwalną pasją, dzięki czemu bliżej im do ogniskowej gawędy, niż typowego wykładu. Uzupełniają je zapisy rozmów  z gościnnymi tubylcami, rzeczowe refleksje wynikające z wieloletniej obserwacji i doświadczeń autora wyniesionych z  mongolskiej codzienności, jak również starannie dobrane fragmenty relacji różnej maści podróżników: od Marco Polo, poprzez XIX – wiecznych pionierów w typie Konstantego von Rengartena czy Romana Maxymiliana Ungern von Sternberga, po współczesnych eksploratorów i towarzyszy poprzednich wypraw autora. Starannie wyważone proporcje pomiędzy elementami narracji czynią lekturą znacznie ciekawszą i bardziej atrakcyjną, niż można się było spodziewać.

Najwięcej miejsca poświęca Uryn mongolskiej historii – co jest zupełnie zrozumiałe ze względu na to, że jest ona żywym i nieodłącznym elementem codzienności; jak w żadnym innym miejscu na świecie widać, że teraźniejszość jest bezpośrednią kontynuacją przeszłości. Tu ludzie nadal żyją jak przed wiekami, a nieliczne modyfikacje i zdobycze cywilizacyjne tylko ten status podkreślają. Stąd też opowieść o Czyngis – chanie i stworzonym przezeń imperium, które odegrało ogromną rolę w historii Eurazji – od krajów arabskich po zachodnią Europę; postaci, która od ośmiuset lat jest największym powodem do dumy Mongołów. Mało kto wie, że ten siejący popłoch i przerażenie wódz był… rudowłosy i szarooki oraz że dziś na terenie Eurazji żyje około szesnastu milionów ludzi spokrewnionych z nim w linii prostej – taki jest efekt jego okrutnych podbojów i bezwzględnej polityki…

Sporo miejsca poświęca autor codziennemu życiu na stepie: kulturze i zwyczajom mongolskich koczowników; omawia fenomen jurty, która pozwala przetrwać jej mieszkańcom w skrajnych warunkach, kiedy roczne różnice temperatur sięgają 80 stopni Celsjusza; opowiada o największym mongolskim święcie i igrzyskach sportowych w jednym – Wielkim Naadamie, festiwalu kazachskich sokolników oraz – co mnie zaintrygowało najbardziej – instytucji szamana, jego roli na przestrzeni stuleci, znaczeniu dla społeczności koczowniczych, a także o lamaizmie, który aż do czasów komunizmu miał się w Mongolii całkiem nieźle wypierając tradycyjne wierzenia. Ciekawym rozdziałem jest ten poświęcony ałmasowi, czyli mongolskiemu yeti; wiara w niego jest powszechna w całym kraju, a jego istnienie potwierdza wiele relacji zarówno tubylców, jak i podróżników…

Bolesław Uryn podkreśla długą tradycję związku naszego kraju z Mongolią datującą się od XIII wieku – nie tylko za sprawą najazdów hordy Czyngis – chana, ale też misji niejakiego Benedykta Polaka, wrocławskiego mnicha wysłanego z papieską prośbą do wielkiego chana o zaniechanie najazdów na Europę czy też XIX – wiecznych podróżników i uczonych, jak hrabia Jan Potocki, profesor Benedykt Dybowski czy współczesnej paleontolog profesor dr Zofii Kielan – Jaworowskiej. Autor wspomina również swoje poprzednie wyprawy wraz z towarzyszami po bezdrożach Mongolii, obfitujące w niebezpieczne nieraz przygody, ale przede wszystkim ogromnie satysfakcjonujące i głęboko zapadające w pamięć, pozwalające poznać ten piękny, dziki kraj oraz egzotyczną, wspaniałą kulturę zamieszkujących go ludów. Co ważne – nie autor i jego perypetie są w tej opowieści najważniejsze, a jego osobowość nie dominuje nad narracją ani jej nie przytłacza; Bolesław Uryn nie epatuje czytelnika swoją ogromną przecież wiedzą, lecz koncentruje się na tym, co go otacza i niezmiennie fascynuje: przyrodzie, kulturze, napotkanych ludziach. Z jego prozy przebija pokora i dystans do samego siebie, otwartość na nowe doznania i doświadczenia, a przede wszystkim zaraźliwa pasja i entuzjazm budzący wielką sympatię czytelnika. Brakowało mi tego typu publikacji: subiektywnej relacji z podróży osadzonej w zajmująco nakreślonym kontekście historyczno – obyczajowym i szczerego zachwytu nad krainą, która choć poznawana od kilkunastu lat, nadal skrywa fascynujące tajemnice. Spodobało mi się to, że autor zamiast narzekać na chmary komarów i meszek unoszące się latem nad tajgą zachwyca się odurzającym zapachem stepu, nad którym unosi się delikatna mgiełka skondensowanych olejków eterycznych; że zamiast wybrzydzać nad tajgowym menu i ciasnotą koczowniczej jurty potrafi docenić i uszanować niezmieniony od stuleci styl życia zgodny z rytmem natury, podziwiać bezkresne przestrzenie nieskażone dotykiem cywilizacji, integrować się z naturą – i opowiadać o swoich wrażeniach w sposób tak naturalny, pełen zaraźliwego entuzjazmu, a zarazem pozbawiony naiwnego idealizowania czy nonszalanckiej wszechwiedzy. Dzięki temu W świecie jurt i szamanów to fascynująca, wielopłaszczyznowa opowieść o Mongolii pozwalająca poczuć powiew historii i oddech teraźniejszości, poznać wszystkie barwy i zapachy jej dzikiej, nieokiełznanej przyrody oraz doświadczyć magicznego dotyku wyjątkowej kultury potomków Czyngis – chana.

Gorąco polecam wszystkim, którzy marzą o wyprawie w ten intrygująco piękny zakątek świata, przeżyciu niezapomnianej przygody lub po prostu o odpoczynku od  naszej jazgotliwej i gnuśnej rzeczywistości.

Autor: Bolesław Uryn
Tytuł:
W świecie jurt i szamanów
Wydawnictwo:
Muza
Data wydania:
styczeń 2013
Liczba stron:
335
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Wymiary:
155 x 215 mm
ISBN:
978-83-7758-310-4
Kategoria:
literatura faktu i podróżnicza

Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *