Był to świt przeciągle bolesny jak śpiew bociana. Siwa mgła osmętnica omamrotała swym zjadliwym wyziewem świat w jakąś szarą tucz, w której migotały tu i ówdzie kropelki wody, zwane przez cudzoziemców dżdżem.

Oto dwoje pięknych bohaterów, których młode serca gnają ku sobie mimo przeciwności losu: przystojny hrabia Zenon Kotowicz z wzajemnością pała wielkim afektem do alabastrowolicej panny Steńki ze starego rodu Doryckich. Niestety, rodziny dwojga zakochanych ułożyły ich przyszłość zgoła inaczej – oboje przymuszani do ślubów podyktowanych rodowymi korzyściami, wydają się być rozdzieleni na zawsze, jednak los splata ich ścieżki w najmniej spodziewane okoliczności… Jak potoczą się losy dwojga zakochanych w tak niesprzyjającym świecie, gdzie na ślubnym kobiercu pobrzękująca, pełna złotych monet kiesa ważniejsza jest niźli wielka, nieprzytomna miłość?

Kiedy Magdalena de domo Kossak w 1919 roku pracowała nad Ospowatą, jak brzmiał pierwotny tytuł tej szczególnej powieści, znana była przede wszystkim dzięki pochodzeniu ze znakomitej, artystycznej rodziny. Opublikowanie książki nie było jednak łatwe – maszynopis dwa lata przeleżał w kolejnych wydawnictwach, które obawiały się „to-to” wydać drukiem. Wreszcie zniecierpliwiona autorka zdecydowała się uśmiechnąć ładnie do ukochanego Tatki i tym sposobem, dzięki hojności rodzica, dziełko udało się wydać „własnym sumptem”. Ostateczny tytuł utworu wymyślił inny wielki polski prześmiewca – Tadeusz Boy Żeleński, któremu Ospowata niezbyt przypadła do gustu. Wielkiego sukcesu, który nastąpił niemal tuż po premierze, nikt się nie spodziewał. Odtąd jedni mówili o Magdalenie Samozwaniec (taki pseudonim przybrała za radą szwagra) ze zgorszeniem, inni wielbili jej cięty, błyskotliwy dowcip, który stał się szybko jej znakiem rozpoznawczym.

Na ustach grzechu: Powieść z wyższych sfer towarzyskich jest uznawana za jedno z najwybitniejszych dzieł polskiej satyry i klasyfikacja ta wydaje się do dziś w pełni uzasadniona, mimo iż od powstania utworu minął nieomal wiek. Wówczas była to błyskotliwa parodia, rozprawa z modnymi powieściami pokroju Trędowatej Heleny Mniszkówny – Samozwaniec zresztą nie pozostawia niedomówień, dedykując swoją książeczkę: Moim niedoścignionym ideałom: autorce „Trędowatej”, autorowi „Szalonej sielanki”, autorce „Pamiętnika” i autorce „Horyniec”. Do dziś względnie znany (choć raczej za sprawą adaptacji filmowych niż aktywności wiernych czytelniczek i czytelników) pozostaje jedynie pierwszy ze wzmiankowanych utworów; na pozostałe historia spuściła litościwie zasłonę milczenia; mimo to utwór Magdaleny Samozwaniec pozostaje aktualny do dziś – jako satyra na pretensjonalne zachowania i konwenanse, a przede wszystkim – na kiepską, sentymentalną literaturę.

Steńka zaś, jak pijana, zatoczyła się w krąg raz i drugi, przeglądnęła lapidarnie bogate albumy widokówek, po czym, pomieszana zmysłowo, rzuciła się przez otwarte drzwi w ogród i popędziła jak strzała w stronę domu.

Magdalena Samozwaniec, jako kobieta wyzwolona, patrzyła z niesmakiem na utrwalające stereotypy, ckliwe powieści podobne Trędowatej, oparte na schemacie Kopciuszka, ale z obowiązkowo smutnym („rozdzierającym duszę”) zakończeniem, w których kobieta umierała z miłości do mężczyzny tyleż wspaniałego, co niedostępnego za sprawą dzielących ich różnic pochodzenia.

Lektura Na ustach grzechu, choć jest krótka, to przy tym błyskotliwa, dowcipna, pełna znakomicie wykorzystanych (i wyszydzonych) schematów i niedoróbek cechujących romansidła z początku XX wieku. Samozwaniec, nie unikając purnonsensu, po mistrzowsku wyśmiewa pseudopoetycki styl, pełne patosu opisy wzniosłych i gwałtownych uczuć, „alabastrowych”, „rasowych”, pięknych i szlachetnych bohaterek i bohaterów, a także rozmaite błędy językowe i frazeologiczne oraz najbardziej zdumiewające porównania i przenośnie, jakie przytrafiały się znakomitym autorkom i autorom romansideł, podczas gdy starali się oni nadać swym dziełom znamiona najwspanialszego literackiego kunsztu.

Mówiąc to dzikim półtonem, padła mu do nóg, wijąc się wkoło nich w jakichś rytmicznych podrygach i prysiudach zwrotnych, z których znać było, że pradziad jej był atamanem kozackim i że w niej płynie dzika, nieokiełznana krew stepowych dzieci.

Magdalena Samozwaniec wyszydza także konwenanse i rozmaite zachowania charakterystyczne dla „wyższej klasy”. Ponieważ sama także do niej przynależy, część jej przedstawicielek i przedstawicieli atak młodej pisarki na nieszczęsną Trędowatą potraktowała na tyle osobiście, by uznać, że twórczyni sprzeniewierza się własnemu środowisku. W kontekście Na ustach grzechu pojawiały się epitety takie jak literackie szkaradztwo (Ferdynand Hosesick). Na nic zdało się przybranie pseudonimu – prawdziwe nazwisko autorki powieści, którą arystokraci i arystokratki tamtych czasów oficjalnie potępiali, nieoficjalnie zaś – masowo podczytywali po kątach – szybko stało się tajemnicą poliszynela. Zaprzyjaźniony z rodziną Kossaków Kornel Makuszyński tak pisze w swojej recenzji dzieła: Ponieważ nie wolno zdradzać jej nazwiska, więc żeby nikt się nie domyślił, można powiedzieć tylko tyle, że jest to córka wielkiego malarza, który maluje konie, a jej dziadek był genialnym malarzem, który także malował konie. Brat na odmianę także maluje konie (…).

– Milcz! – wydarła ze spienionych warg hrabina – jeżeli nie chcesz, bym wyszła wobec ciebie ze złoconych ram mego dobrego wychowania.

Mimo tych perypetii i „towarzyskiego skandalu” (a może raczej – dzięki nim), Magdalena Samozwaniec szybko zyskała pozycję pierwszej satyryczki kraju, od teraz pracując (bardzo energicznie) na własną sławę i nazwisko. Wiele z jej powiedzonek i cytatów z jej dzieł do dziś zasila zasoby pereł polskiej aforystyki i błyskotliwych bon motów. W Na ustach grzechu aż się od nich roi.

Jubileuszowe wydanie przygotowane przez Wydawnictwo Replika na czterdziestą rocznicę śmierci Magdaleny Samozwaniec poprzedza interesująca i trafna przedmowa autorstwa Jerzego Waldorffa – warto także z nią się zapoznać, aby bardziej świadomie obcować z tekstem książki. A później…? Później pozostaje już tylko zatopić się w lekturze przerywanej co chwilę chichotem lub wybuchem śmiechu (szczególnie polecam czytać w pociągu i obserwować twarze innych podróżujących). Na ustach grzechu to dziełko lekkie i zabawne, ale mistrzowskie w swym gatunku i jednocześnie pozostające w kanonie literatury polskiej (czego o Trędowatej już raczej powiedzieć nie można), warto więc je znać nie tylko po to, by poprawić sobie humor. Ten efekt jest jednak wręcz gwarantowany.

Fragment książki przeczytasz TUTAJ.

Cytaty za: M. Samozwaniec, Na ustach grzechu, Wydawnictwo Replika, 2012

Tytuł: Na ustach grzechu
Autorka: Magdalena Samozwaniec
Wydawca: Replika
Data premiery: październik 2012
ISBN: 978-83-76741-99-4
EAN: 9788376741994
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 120
Wymiary: 130/190
Gatunek: proza polska, literatura piękna, satyra, parodia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *