W maju, o znamiennej porze, bo tuż przed Dniem Matki, ukazała się książka Joanny Woźniczko-Czeczott pt. Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego, w błyskotliwy, ciepły i zabawny sposób rozprawiająca się z rodzicielskimi mitami, poruszająca ważne tematy związane z macierzyństwem. Zapraszamy do lektury fragmentu.

O książce:

Znam piękne i dalekie od cukierkowej wizji zdjęcia robione przez matkę własnym dzieciom. Znam fotoreportaże z ciąży i z rodzinnego porodu. Znam nawet fotografie dokumentujące wygląd brzucha po ciąży. Ale nie znam takiego cyklu zdjęć, w którym na jednym potargana matka gotuje, a niemowlę na niezbyt czystej podłodze bawi się pokrywką słoika; na innym matka ziewa czytając pięćdziesiąty raz tę samą książeczkę; na jeszcze innym podczas spaceru gapi się tępo przed siebie. Czy coś w tym stylu. Rozmyślając o tych fotografiach uświadomiłam sobie, że to właśnie próbuję zrobić. Opisać macierzyństwo bez fikcji. Prawdziwe.
– Joanna Woźniczko-Czeczott

Z tą książka jest tak jak z dzieckiem. Nie chcesz jej zacząć czytać, bo wiesz czego się spodziewać. I to się nawet potwierdza, ale i tak już nie możesz przestać. Rzadko się zdarza by obalona królowa tak lekko i tak szczerze opowiadała o tym jak ścięto jej głowę.
– Tomasz Kwaśniewski

Tytuł: Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego
Autorka: Joanna Woźniczko-Czeczott
Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Data premiery: 23 maja 2012
Liczba stron: 200
Okładka: miękka
Gatunek: proza polska, społeczno – psychologiczna, poradnik, humor

Recenzję książki przeczytasz TUTAJ.

Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego
Joanna Woźniczko-Czeczott
(fragment)

SŁOWNICZEK REWOLUCJI: KLAN

1.
Zmowa, zmowa panuje wśród kobiet. Zmowa milczenia.
Jestem matką, jakich dziesiątki można zobaczyć z wózkami w parkach. Przeciętnie miła, przeciętnie ładna, niebrzydko ubrana, z tłustym, wychuchanym bobasem. On jest przeważnie zadowolony. Ja przeważnie też. Gdy spotykam inne matki, rozmawiamy o ząbkach, karmieniach i zdobyczach rozwojowych. X już pełza, Y robi pa, pa. Z pomalował dzisiaj kocyk flamastrem. Łobuziaczek, ale to przecież rozkoszne.
Tutaj napiszę wszystko, o czym nie mówi się nad piaskownicą.
Że macierzyństwo to koniec dawnego życia.
Że mam dojmujące poczucie wolności utraconej na zawsze.
Że dziecko to same trudne okresy. Skończy się jeden, zaczyna drugi. Po horrorze połogu – horror niespania. Po trudach ząbkowania – gehenna urazówki pierwszych kroków. Po ogołoceniu mieszkania, gdy dziecko staje się mobilne – rozniesienie mieszkania, gdy wchodzi w okres gejzeru energetycznego. Po buncie dwulatka – bunt trzylatka. I tak aż do emerytury. „Najgorsze jest pierwsze sześćdziesiąt lat” – tak mawia mama mojego męża.
Ten tekst zaczęłam pisać, gdy po dziewięciu miesiącach macierzyństwa skończyły mi się hormony euforii. Notuję po to, by zdiagnozować, co się ze mną stało, i by do woli się powyżalać. Ale też dlatego, że gdy po ślubie dzieciaci zadawali sakramentalne pytanie „A kiedy wy?”, nikt mi nie powiedział, na co mam się szykować.

2.
Dzieciaci tworzą klan. Mają wspólne tematy (dzieci), wspólne zainteresowania (dzieci) i wspólne doświadczenie utraty wolności (na rzecz dzieci). O tym ostatnim mówi się oczywiście najrzadziej. W końcu człowiek po urodzeniu dziecka zupełnie się zmienia. Priorytety wywracają mu się do góry nogami. Na wolność nie może sobie pozwolić tak dalece, że nawet nie mówi się o tym, że się ją straciło.
Gdy na klan spojrzy się trochę z dystansu, można nabrać przeświadczenia, że jego członków łączy jedno przekonanie: wszyscy powinni mieć dzieci. Pamiętacie te argumenty? Macierzyństwo pozwala przejść na wyższy poziom świadomości. Dopełnić związek. Dojrzeć. Lepiej poznać siebie. Macierzyństwo wyzwala kobiecość. Bez dzieci byłoby tak pusto.
Mądre i kuszące, prawda?
– Ale ja nie wyobrażam sobie roku bez wakacji z plecakiem – zwierzyłam się kiedyś parze z klanu, słysząc już uszyma duszy, jak oskarżają mnie o egocentryzm. – To dla mnie superważne. Tak ładuję baterie na wiele miesięcy. Jak mam pojechać w dzikie kraje z dzieciakiem? – pytałam jak głupia.
– Samo macierzyństwo jest jak podróż w nieznane – odpowiedział T. – Dziecko pozwala ci podróżować w głąb siebie. To bardziej fascynujące niż wyjazd.
– Znam parę, która podróżowała z niemowlęciem – dodała K. – Dziecko wcale nie musi cię ograniczać.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że K. i T. należą do klanu. A klan ma jedno pragnienie: wciągnąć cię do środka. Przeciągnąć na dobrą stronę mocy. Wyrwać z oków pustego życia wypełnionego pracą (zła kariera), życiem towarzyskim (pustka, pustka) i bzdurami typu marzenia o podróżach w nieznane (po co to komu?).
Wszyscy z klanu kibicują tym, którzy mogliby do niego wstąpić. Jesteś w ciąży? Hurrra! Bijemy brawo, wznosimy toast (ty już nie) i umawiamy się na wspólne spacerki w parku (wow, macierzyństwo to spacerki w parku, myślisz zachęcona).
X i Y nie mogą zajść w ciążę? Biedni, trzymamy kciuki, na pewno im się uda.
XX i YY nie chcą jeszcze mieć dzieci? Cóż, poczekamy, aż dojrzeją, a gdyby mieli kłopoty z decyzją – służymy radami takimi jak te w kwestii podróży z plecakiem.

3.
To przecież my byliśmy parą, która długo nie chciała mieć dzieci. Pamiętam tuziny takich rozmów.
– Boję się, że przestanę móc chodzić do teatru – zwierzałam się na przykład.
– Bzdura, babcia zostanie z dzieckiem – zapewniali z optymizmem ci z klanu.
Od dziewięciu miesięcy nie byłam w teatrze.
– Boję się, że przestanę chodzić na imprezy – tłumaczyłam.
– No co ty, przecież w nocy dziecko śpi – przekonywali.
Od dziewięciu miesięcy większość imprez, w których brałam udział, odbyła się między jedenastą a osiemnastą.
– Boję się, że ucierpią relacje, na których mi zależy, bo nie będę mieć na nie czasu.
– Prawdziwe przyjaźnie przetrwają – twierdził klan.
Z moimi niedzieciatymi przyjaciółmi widuję się średnio raz na kwartał.
Tak jest ze wszystkim. Nikt nie powiedział: słuchaj, z wolnością koniec. Nie pamiętam matki, która zdradziłaby: w moim życiu nastąpił regres intelektualny i kulturalny, wyrzekłam się osiemdziesięciu procent uciech, którymi żyłam przed ciążą.
Zmowa, zmowa milczenia. Macierzyństwo oficjalnie jest cudem. O trudnych sprawach dowiesz się po fakcie.

4.
O: – Naprawdę tak ci zachwalano bycie matką?
Ja: milczę, bo z błyskawicznego rachunku sumienia wychodzi mi, że z tym zachwalaniem chyba przesadziłam. No dobra: może jak zwykle wykazałam się pierwszorzędną naiwnością? Może teraz próbuję zwalić winę na klan, a tak naprawdę wszystkie cienie były doskonale widoczne?
O: – No bo to jest trochę jak z wodą. Skaczemy do jeziora, a ona wściekle zimna. Więc ci na brzegu wahają się, skoczyć czy nie skoczyć. My wiemy, że przemrozi im tyłki, ale machamy z wody i krzyczymy: dawaj, ciepła jest, ciepła!

5.
Lubię historię znajomych, którzy zarzekali się, że nie chcą mieć dzieci. Przekonywali, że wybierają wolność, i krzywili się na perspektywę pieluch. Po cichu wszyscy dzieciaci trochę im zazdrościli. Potem ci niedzieciaci zaliczyli wpadkę. I to jaką – od razu bliźniaki!
Po towarzystwie rozszedł się szmer satysfakcji. Jednak jest sprawiedliwość na tym świecie.

6.
Dlaczego nawet o zmowie rozmawiamy dopiero wówczas, gdy jej doświadczymy?
G: – Na początku mieliśmy z córką ogromne problemy. Szpital, kłopoty z karmieniem, ze spaniem. Mała ciągle płakała, nasz związek przechodził kryzys. Gdy opowiadałam o tym koleżankom ze starszymi dziećmi, pocieszały: to normalne, tak bywa, znam to. Mówiły: my też tak mieliśmy. A ja zachodziłam w głowę: dlaczego nikt nie powiedział mi o tym wcześniej? Dlaczego przyznali się dopiero, gdy przyszłam się pożalić? Nie miałam pojęcia, że „to normalne”, więc stale się bałam, że to ja popełniam błędy. Przecież gdybym wiedziała, że „tak bywa”, zniosłabym wszystko o wiele lżej!

7.
Klan jako grupa wsparcia: jak najbardziej.
Charakterystyka: w wielu podgrupach pod żadnym pozorem nie można wyznać, że wspieramy się, bo jest jakiś problem.

Dynastia inaczej. Napisy początkowe
Aha, może czas przedstawić bohaterów.
W moim życiu są dwa najjaśniejsze punkty.
Jeden to Blejk. Jest potentatem i ma olbrzymi potencjał.
Drugi to Fallon. Ma dziewięć miesięcy i jest pogodną, spokojną Kluską.
Oboje będą pojawiać się w tym tekście jako pierwszoplanowi bohaterowie. A dzięki temu, że ich Christal wyleje tu z siebie kubeł frustry, nie będą mieli warczącej, naburmuszonej, pochmurnej, nabzdyczonej, wściekłej żony i matki frustratki.
(…)