Biały hotel to powieść, która w 1981 roku została nominowana do Nagrody Bookera. Tego możecie dowiedzieć się ze strony wydawcy, czy Wikipedii. Jednak co taka informacja ma dać czytelnikom? Poczucie, że książka, którą kupują jest na pewno dobra, gdyż została doceniona przez znawców literatury? Nie zawsze słowa specjalistów są w stanie przekonać zwykłego mola książkowego. Poza tym, jak wszyscy wiemy, nominacje i nagrody to najmniej obiektywna rzecz na świecie. By przekonać się, jaki jest Biały hotel, trzeba się w nim znaleźć. Wgryźć się w niego z łapczywością, jaką potrafią okazać tylko ludzie głodni Literatury przez duże ‘L’. Jestem pewna, że na długo się nim nasycicie.

Zapewne niektórym z czytelników znana jest historia opowiadana w Białym hotelu, gdyż książka ta nie jest nowością. W Anglii została wydana w roku 1981, zaś w Polsce w 1994. Jednak klasykę trzeba odświeżać, dlatego też wydawnictwo Prószyński i S-ka pod koniec kwietnia wyciągnęła z lamusa na światło dzienne opowieść o Frau Annie G. i jej lekarzu – Zygmuncie Freudzie. Zanim jednak poznajemy samą Annę, zaznajamiamy się z jej „twórczością” – wulgarnym, obscenicznym wręcz poematem, który autorka spłodziła podczas pobytu w kurorcie. Z umieszczonych na początku powieści listów dowiadujemy się, że Frau Anna cierpi na ostrą histerię. Co jest jej podłożem? Tego dowiecie się z umieszczonego w dalszej części powieści studium przypadku.

Jednak Biały hotel to nie tylko psychoanaliza, popisy interpretacyjne samego autora, który oczywiście bazował na pracach Freuda, ale także coś o wiele głębszego, kłębiącego się w ludzkiej psychice, niezbadanego i niepojętego. Im dłużej czytałam, tym coraz mniej chciało mi się wierzyć, że ta niepozorna, rozpoczynająca się wręcz chorym, pełnym seksu i śmierci poematem książka, może przejść w coś tak niesamowicie prawdziwego i ludzkiego, przejmującego i momentami zatrważającego. Z rozdziału na rozdział Biały hotel stawał się coraz bardziej niezwyczajny, choć właśnie do zwyczajności, codzienności zmierzał. Chciałabym pokusić się o interpretację, chociażby próbę zrozumienia, lecz nie jest to miejsce do tego. Każdy przecież na własny sposób pojmuje sztukę, zwłaszcza tak bogatą jak literatura. A powieść Thomasa na pewno należy do tych, nad którymi nie da się nie zadumać. Odłożenie książki na półkę i zapomnienie o niej jest właściwie równe niemożliwości.

Jednak autor, wspaniałomyślny i przykładny pisarz, dał swoim czytelnikom coś więcej, niż tylko genialny temat i drugie, a nawet trzecie i czwarte dno. Zrobił to wszystko w pięknej formie, która jest najlepszą zachętą do tego, by przeczytać Biały hotel. Zauważamy to już na samym początku, czytając listy nadające powieści tej nutki prawdziwości, której oczekujemy od książek bazujących na prawdziwych wydarzeniach, lub wykorzystujących prawdziwe postaci. Przyznam się, że kilka razy wracałam do wstępu, w którym autor zaznacza, że postaci są wyłącznie wytworami jego wyobraźni, by odegnać myśl siedzącą z tyłu mojej głowy – „właśnie czytam pracę Freuda”. Tyczy się to również listów, ale przede wszystkim studium przypadku, które genialnie oddaje analizę psychologiczną. Kolejne rozdziały są tylko potwierdzeniem świetności tej pozycji. Piękny język i styl autora sprawią, że Biały hotel przeczytacie jednym tchem, ciesząc się przy tym z każdego słowa.

Zabierając się za tę powieść bałam się jednej rzeczy, która nawet w tych dobrych publikacjach jest w stanie zepsuć wszystko – płytkie sportretowanie odczuć bohatera. Zwłaszcza w książce, która w sposób bezpośredni dotyczy psychiki człowieka byłby to ogromny mankament, którego nie dałoby się w żaden sposób przeskoczyć. Jednak Biały hotel nie bez przyczyny został nazwany „klasykiem”. Główna bohaterka została przez Thomasa ukazana z każdej możliwej strony – jako wariatka, pruderyjna panna, ale przede wszystkim jako zwyczajna kobieta z prozaicznymi potrzebami. Zapoznawanie się z dokładnym portretem psychologicznym pacjentki profesora Freuda to jedna z większych przyjemności, jakie niesie ze sobą lektura tej powieści. Autor nie tylko ukazał trawiącą mózg i duszę chorobę, ale także jej przyczyny i następstwa w sposób precyzyjny niczym chirurgiczne cięcie. Relacje rodzinne, bytowanie w społeczeństwie, potrzeby duchowe i cielesne – wszystko to zostało nakreślone na tych trzystu stronach dużo lepiej i sprawniej, niż w nie jednej przydługiej powieści. Właśnie w tym objawia się prawdziwy majstersztyk pisarski pana Thomasa. Potrafił on w dość krótkiej pozycji zawrzeć tyle treści, że nie jeden czytelnik nie poradzi sobie z nią przy pierwszym spotkaniu.

Biały hotel to jedna z bardziej niesamowitych powieści, jakie przeczytałam w życiu i na pewno plasuje się ona na wysokim miejscu. Prawdziwie genialna fabuła w świetnej formie zdarza się bowiem bardzo rzadko. Może powinno to skłonić nas do sięgania do literatury dawniejszej? Jestem przekonana, że każdy, kto porządnie wgryzł się w tę powieść, nie zawiedzie się na niej. Jest to jednak ten rodzaj powieści, który nie zostaje obojętny na działania odbiorców – potrafi odgryźć się ze zdwojoną siłą. Może boleć, może skłonić do łez i tępego patrzenia w sufit. Na pewno skłoni do zadumy.

Tytuł: Biały hotel
Tytuł oryginalny: The White Hotel
Autor. D. M. Thomas
Data wydania: 26 kwietnia 2012
Data pierwszego wydania: 1981
Format: 130 x 201
Liczba stron: 312
ISBN: 978-83-7839-119-7
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Okładka: twarda
Gatunek: powieść obyczajowa, psychologiczna